[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG212 To jest niedelikatność, mój panie!. krzyczał czwarty. Odzie-nie mi popęka. Wytrzyma  odparł flegmatycznie pan Szulc trzaskając batem wkierunku drugiego pana.Wokulski opuścił rajtszulę.Gdy, pożegnawszy się z Maruszewiczem, siadał w dorożkę, przy-szła mu szczególna myśl do głowy: Jeżeli ta klacz wygra, to panna Izabela pokocha mnie.I nagle zawrócił się; jeszcze przed chwilą obojętne zwierzę stałomu się sympatycznym i interesującym.Wchodząc powtórnie do stajenki usłyszał znowu charakterystycznyłoskot głowy ludzkiej uderzanej o ścianę.Jakoż istotnie z sąsiedniegoprzedziału wybiegł mocno zarumieniony chłopak stajenny, Szczepan, zwłosami ułożonymi w taki wicherek, jakby mu dopiero co wyjęto znich rękę, a zaraz po nim ukazał się i furman, Wojciech, który ocierał okurtkę nieco zatłuszczone palce.Wokulski dał starszemu trzy ruble,młodszemu rubla i obiecał im na przyszłość gratyfikacje, byle tylkoklaczka nie miała krzywdy. Będę jej, panie, doglądał lepiej niż własnej żony  odpowiedziałWojciech z niskim ukłonem. Ale i stary jej nie skrzywdzi, owszem.Na wyścigu, panie, pójdzie kobyłka jak szkło.Wokulski wszedł do stajenki i z kwadrans przypatrywał się klaczy.Niepokoiły go jej delikatne nóżki i sam drżał na widok dreszczówprzebiegających jej aksamitną skórę, myślał bowiem, że może zacho-rować.Potem objął ją za szyję, a gdy oparła mu na ramieniu główkę,całował ją i szeptał: Gdybyś ty wiedziała, co od ciebie zależy!.gdybyś wiedziała.Odtąd po parę razy na dzień jezdził do maneżu, karmił klacz cu-krem i pieścił się z nią.Czuł, że w jego realnym umyśle zaczyna kieł-kować coś jakby przesąd.Uważał to za dobrą wróżbę, gdy klacz witałago wesoło, lecz gdy była smutna, niepokój poruszał mu serce.Już bo-wiem jadąc do maneżu mówił sobie:  Jeżeli zastanę ją wesołą, to mniepanna Izabela pokocha.Niekiedy budził się w nim rozsądek; wówczas opanowywał gogniew i pogarda dla samego siebie. Cóż to  myślał  czy moje życie ma zależeć od kaprysu jednejkobiety?.Czy nie znajdę stu innych?.Alboż pani Meliton nie obie-cywała, że mnie zapozna z trzema, z czterema równie pięknymi?.Raz,do licha, muszę się ocknąć!.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG213Ale zamiast ocknąć się, coraz głębiej zapadał w opętanie.Zdawałomu się w chwilach świadomości, że na ziemi jeszcze chyba istniejączarodzieje i że jeden z nich rzucił na niego klątwę.Wtedy mówił ztrwogą: Ja nie jestem ten sam.Ja robię się jakimś innym człowiekiem.Zdaje mi się, że mi ktoś zamienił duszę!.Chwilami znowu zabierał w nim głos przyrodnik i psycholog: Oto  szeptał mu gdzieś w głębi mózgu  oto jak mści się naturaza pogwałcenie jej praw.Za młodu lekceważyłeś serce, drwiłeś z miło-ści, sprzedałeś się na męża starej kobiecie, a teraz masz!.Przez długielata oszczędzany kapitał uczuć zwraca ci się dziś z procentem..,Dobrze to  myślał  ale w takim razie powinienem zostać roz-pustnikiem; dlaczegóż więc myślę o niej jednej? Licho wie  odpowiadał oponent. Może właśnie ta kobieta naj-lepiej nadaje się do ciebie.Może naprawdę, jak mówi legenda, duszewasze stanowiły kiedyś, przed wiekami, jedną całość. Więc i ona powinna by mnie kochać. mówił Wokulski.A po-tem dodawał:  Jeżeli klacz wygra na wyścigach, będzie to znakiem, żemnie panna Izabela pokocha.Ach! stary głupcze, wariacie, do czegoty dochodzisz?.Na parę dni przed wyścigami złożył mu w mieszkaniu wizytę hra-bia-Anglik, z którym zaznajomił się podczas sesji u księcia.Po zwykłym powitaniu hrabia usiadł sztywnie na krześle i rzekł: Z wizytą i z interesem  t e k!.Czy wolno?. Służę hrabiemu. Baron Krzeszowski  ciągnął hrabia  którego klacz nabył pan,zresztą najzupełniej prawidłowo  t e k  ośmiela się najuprzejmiejprosić pana o ustąpienie mu jej.Cena nie stanowi nic.Baron porobiłduże zakłady.Proponuje tysiąc dwieście rubli.Wokulskiemu zrobiło się zimno; gdyby sprzedał klacz; panna Iza-bela mogłaby nim pogardzić. A jeżeli i ja mam moje widoki na tę klacz, panie hrabio? odparł. W takim razie pan ma słuszne pierwszeństwo, tek  wycedził hra-bia. Zdecydował pan kwestię  rzekł Wokulski z ukłonem. Czy tek?.Bardzo żałuję barona, ale pańskie prawa są lepsze.Wstał z krzesła jak automat na sprężynach pożegnawszy się dodał : Kiedyż do rejenta, drogi panie, z naszą spółką?.Namyśliwszysię przystępuję z pięćdziesięcioma tysiącami rubli.Tek.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG214 To już zależy od panów. Bardzo pragnąłbym widzieć ten kraj kwitnącym i dlatego, panieWokulski, posiada pan całą moją sympatię i szacunek, tek, bez wzglę-du na zmartwienie, jakie pan robi baronowi.Tek, był pewnym, że mupan ustąpi konia. Nie mogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl