[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale niepamiętam szczegółów.Nic nie wiem o kobiecie.- Jest daleko od Portaroy - doleciał go głos.-Zastanawiam się, co tutaj robi?Podszedł do toaletki, przeczesał włosy i oczyściłpaznokcie.Znalazł jakiś kawałek szmatki i zacząłczyścić swe buty.- Jeśli ma zamiar uczynić coś, co mogłobyprzeszkodzić twoim planom na dzisiejszą noc -powiedział - to poradzisz sobie z tym?- Ty nie musisz się martwić - odparła.- Mamdość sił.Zajmę się" tobą.- Nigdy w to nie wątpiłem - odrzekł polerującklamrę u pasa.Reena przebrała się w długą, wydekoltowaną,zieloną suknię z czarną lamówką i bufiastymirękawami.Dilvish nało\ył brązową bluzę, zieloną,skórzaną kamizelę, a czarne spodnie spiął pasem wtym samym, zielonym kolorze.Gdy schodzili po schodach, dobiegły ich dzwięki muzyki dochodzące z jadalni - spokojne struny i flet.Po chwili poczuli równie\ zapachy jadła.- Bardzo pragnę poznać naszą gospodynię -oświadczył Dilvish.- Muszę wyznać, \e wa\niejsze jest dla mniegorące jadło - odrzekła Reena.- Ile czasu minęło odostatniej karczmy.Ponad tydzień.Oele powitała wchodzących gości z uśmiechem.Reynar uczynił to samo.Przywitanie nie trwałodługo, a Oele poprosiła Reenę i Dilvisha, by zajęlimiejsca.Słu\ący wnieśli pierwsze danie i nalali wina.Przed Dilvishem, a za plecami Reeny, trzaskał ogieńw palenisku.W drugim końcu komnaty siedzieligrajkowie.Jedli łapczywie przez kilka minut, zanim Dilvishzauwa\ył, \e jest w komnacie jeszcze jedenbiesiadnik.Przy stoliczku, obok kominka, siedziałstaruszek odziany w skóry.Jego laska stała oparta ościanę.Wyglądał na tego samego mę\czyznę, któregospotkali wcześniej na szlaku.Kiedy ich oczy spotkałysię, uśmiechnął się i pochylił głowę.Staruszek pokazałna szyję, a Dilvish wyszukał pod koszulą talizman ipokiwał głową.- Nie zauwa\yłem wcześniej staruszka - odezwałsię.- Och, on ju\ tutaj był - odparła Oele.- Pilnujestada.Przechodzi tędy od czasu do czasu.Reynarmówi, \e kojarzy twe imię z miejscem zwanymPortaroy.Czy ma rację? Dilvish skinął głową.- Walczyłem tam.- Zaczynam sobie przypominać zasłyszanehistorie - zabrał głos Reynar.- Czy to prawda, \emetalowa bestia, której dosiadasz, jest prawdziwymdemonem, który pomógł ci w ucieczce z Piekła i którypewnego dnia porwie cię tam ponownie?- On porywa mnie ka\dego dnia - uśmiechnął sięDilvish.- Pomagał mi wiele razy, ja jemu tak\e.-.Słyszałem te\ o posągu.Czy to prawda, \e tyte\ nim byłeś; tak jak ta bestia teraz?Dilvish spojrzał na dłonie.- Tak - odpowiedział cicho.- To niezwykłe - zauwa\yła Oele.- Czy mogęspytać, co sprowadza człowieka z taką przeszłością wmiejsce niezwykle odległe od miejsca jego triumfu?- Zemsta - padła odpowiedz.- Szukam kogoś, ktomnie i wielu innym ludziom przysporzył niemałokłopotów.- Kto to mo\e być? - zastanowił się Reynar.- Nie chcę sprowadzić klątwy na to miejsce,wypowiadając jego imię.Jest czarownikiem.- Wygląda na to, \e wyszukujesz sobie złychwrogów - stwierdził Reynar.- To nas łączy.Kiedyś,na Wschodnich Wyspach, zabiłem jednegoczarownika.Przeklęty, prawie udusił mnie, zanim siędo niego dobrałem.Przestałem oddychać.Na szczęście miałem doświadczenie w wyławianiu pereł.śeglarz chętnie rozprawiał o swych woja\ach,odpowiadając na kolejne pytanie.Dilvish skupił się na jedzeniu.Kątem oka Dilvishdostrzegł rosnące rozdra\nienie u Oele, ale starałapowstrzymywać się przed uciszeniem mówcy.Z jegouśmiechów Dilvish wywnioskował, \e Reena słuchałago z coraz większą fascynacją, nawet zaniedbując swąstrawę.Odwzajemniała mu uśmiechy.Dilvish zerknąłna Oele, a ona mrugnęła do niego.Przeszył godreszcz.Nagle wszystko wokół niej stało się nieskończeniepiękne i pełne po\ądania.Bardziej ni\ kiedykolwiekwcześniej.Przypomniał sobie to uczucie, co wcale niezmniejszyło wcześniejszego, olśniewającego wra\enia.Glamourie.Czuł to samo przed laty, w ojczystymkraju.W czarodziejski sposób podkreślała swójnaturalny powab.Trwało to przez kilka chwil, byzaraz potem zniknąć? Siedziała teraz przed nim,jakby nic się nie stało.Jaki miała w tym cel,zastanowił się.Obietnica? Zaproszenie?Kiedy skończyli wieczerzę, Oele wstała, utkwiław nim wzrok i rzekła:- Zatańcz ze mną.Wstał, przeszedł wzdłu\ stołu i dotarł do pustegoskrawka komnaty, niedaleko muzyków.Reena iReynar wstali równie\.Ujął dłoń Oele i zaczął poruszać się w taktmuzyki; spokojny, pełen godności.Była to odmianaczegoś, co poznał przed laty, szybko złapał rytm.Oele poruszała się z ogromną gracją, gdy tylko ich oczyspotykały się, uśmiechała się.W tych momentachprzysuwała się do niego coraz bli\ej.- Masz cudowną \onę - stwierdziła.- Ona nie jest moją \oną - odparł.- Wiozę ją domiasta na południu.- A co potem?- Zajmę się sprawą, o której wspomniałem.Niechcę nikogo nara\ać na niebezpieczeństwo.- To ciekawe - odrzekła przy kolejnym obrocie.Gdy znów stanęła przed nim, ciągnęła:- Widzę, \e nie chcesz o tym mówić.Czy jesteśpogromcą demonów? Czy mo\esz nad nimisprawować władzę?Dilvish przyjrzał się jej twarzy, ale niczego niedostrzegł.- Tak - odezwał się w końcu.- Mam pewnedoświadczenie w tej dziedzinie.Po kilku taktach spytał:- Dlaczego pytasz?- Gdybyś poskromił prawdziwie silnego demona ipodporządkował go sobie - rzekła - czy nie słu\yłby ciw walce z tym czarownikiem?- To prawdopodobne - zgodził się, unosząc iopuszczając jej dłoń. Otarła się o niego.- Lepiej byłoby podporządkować sobie takiego,zanim on zdobędzie nad tobą przewagę; wydawać mupolecenia nie płacąc za ich wykonanie, czy\ nie?Przytaknął.- Przecie\ to dotyczy większości słu\ących iposług, prawda?- Oczywiście - zgodziła się.- Mam tu takiego.- Tutaj? W zamku? - Dilvish przystanął zwra\enia.Pokręciła głową.- Niedaleko.- I chcesz, abym go ujarzmił?- Tak.- Czy wiesz, jak się nazywa?- Nie, ale czy to wa\ne?- To konieczne.Myślałem, \e znasz się na tymtrochę.- Dlaczego tak uwa\asz?- Masz w sobie coś, co świadczy o twychpokrewieństwach z tymi siłami.- Płacę za swą moc, ale jej nie rozumiem.Jestemzmęczona tym płaceniem.Jeśli podam ci jego imię,czy poskromisz Szatana i zostaniesz ze mną? - A Reena?- Powiedziałeś, \e ona się nie liczy, \e wkrótce sięjej pozbędziesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl