[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Teraz już się pan przymknie.- Tak - powiedział Jensen.- Już dobrze.Przykro mi.Proszęmnie puścić.Spakuję pani walizkę i pojedziemy stąd.Palce zwolniły uścisk.O'Hara cofnęła się, poszukała rękąkrzesła i wyczerpana usiadła na nim.Pochyliła się, twarz zwró-ciła w stronę podłogi.Po jej policzku płynęła cienka niebie-skawa strużka.Znowu zaszczekał pies Dunbara, tym razemJensenowi nie było wszystko jedno.O'Hara choruje i nie chcewidzieć Dunbara, a życzenie chorej było czymś innym niż roz-kaz pozbawionej serca amatorki miłosnych przygód, za jaką jeszcze przed chwilą ją uważał.Szybko wrzucił do walizki buty,sukienki, bieliznę.- Możemy iść - powiedział.O'Hara wyprostowała się na krześle i kiwnęła głową.Wyszli z pokoju.Gwiazda Poranna już zbladła, w powietrzuwisiała zapowiedz upału, z którym będą się zmagać wszystkieżywe stworzenia w tej okolicy.W drodze do samochodu milczeli, nie było widać psa.Pa-nowała cisza, nieprzyjemna cisza dla kogoś, kto - tak jak Jen-sen - chciał uniknąć hałasu.W tej ciszy hałas powodowało na-wet przekręcenie kluczyka w drzwiach.Wstrzymując oddechJensen ostrożnie umieścił walizki w bagażniku.Klapę tylko156przymknął, bez zatrzaskiwania.Był bardzo ostrożny, w przeci-wieństwie do O'Hary, która wsiadła i głośno zamknęła drzwi,tak jakby nie było już nic do ukrycia.Nagle przed recepcjąobok pustej miski na wodę pojawił się pies.Kiedy spostrzegłJensena, podbiegł do niego i radośnie zaszczekał, czekając, ażznów napełni miskę wodą.- Cisza! - powiedział Jensen.- Bądz cicho! - Zobaczył, żejedno ucho psa było w środku czarne od pasożytów, nie mógłoderwać od niego wzroku, tak jakby nie było teraz ważniej-szych spraw.Pogłaskał zwierzę i wsiadł do samochodu.Piesbył bardzo zawiedziony, oparł łapy o szybę i szczekał z wszyst-kich sił.- Niech pan jedzie! - powiedziała O'Hara.Jensen włączył silnik.Powoli cofał, żeby nie przejechać psa,który stał tuż przy kołach i ciągle szczekał.Silnik wył.Dunbarmusiałby być martwy, żeby tego nie słyszeć i nie wyskoczyćz łóżka.Jensen zobaczył w lusterku wstecznym, jak ze zmierz- wionymi włosami wychodzi z recepcji.Miał na sobie tylkoczerwone slipki.- Idzie - powiedział Jensen.- Dunbar.- Więc niech pan w końcu jedzie!- Muszę uważać, gdzieś pod kołami kręci się pies, nie widzęgo-- Pies! - krzyknęła O'Hara.- Pies mnie nie obchodzi! Chcę,żeby pan jechał!- Annick! - Jensen usłyszał krzyk Dunbara.- Annick! Zo-stań!Jensen zatrąbił, żeby ostrzec psa i dodał gazu.Koła buk-sowały, podniósł się tuman kurzu, Dunbar z podniesionymiramionami dokuśtykał przed maskę samochodu.Jensen gwał-townie zahamował.Chciał ominąć go łukiem, cofnął niecosamochód, ale Dunbar przejrzał zamiar Jensena i był gotówzagrodzić wszystkie drogi wyjazdu.157- Annick! - krzyczał.- Annick! Obiecałaś mi! Kocham cię!Nie możesz tego zrobić!Jensen spojrzał na prawą stopę Dunbara, niemal kwadrato-wą bryłę bez palców.Ta stopa określiła jego życie, zrezygno-wany Dunbar ciągnął ją za sobą, próbując zagrodzić im drogę.Azy ciekły mu po policzkach.- Niech pan wreszcie to zakończy! - krzyknęła O'Hara.-Niech pan to już zakończy, na miłość boską!Pies zaczął teraz wściekle szczekać na Dunbara, możeuważał, że wszystkiemu winny jest jego pan.Jensen wjechałw wąską przestrzeń między psem a Dunbarem, mało brako-wało, a któregoś z nich by potrącił.A potem nagle wszystkosię skończyło, wyjechali na drogę, tylko w lusterku pozostał obraz Dunbara, który osunął się na kolana i przycisnął pięścido skroni.W milczeniu przejechali przez puste o tej porze Holbrook, zamiastem rozpościerała się rozległa przestrzeń.Po chwili Jensen zapytał:- Przynajmniej zapłaciła pani za pokój?Na policzkach O'Hary wciąż wisiały niebieskawe łzy, czycokolwiek to było.- Zostawiłam pieniądze.- Dokąd jedziemy?- Do Albuquerque.Tam niech pan skręci na El Paso.- Czyli chce pani jechać do Meksyku.- Pan też chce.- A dokąd dokładnie?- Miejscowość nazywa się Nuevas Tazas.Leży w Sierra Ma-dre, około sto pięćdziesiąt kilometrów od Monterrey.Pojedzie-my najpierw do Monterrey i zorientujemy się, jak jechać dalej.Za ich plecami wschodziło słońce.Groteskowo wydłużałocienie rosnących przy drodze wyschniętych krzewów.158- A zatem zdradził to pani.To dlatego.- Co dlatego?- W porządku.Zostawmy tę sprawę.Nie obchodzi mnie.W każdym razie powiedział to pani, i ma pani rację.Ja też chcępojechać do.Jak się nazywa ta miejscowość?- Nuevas Tazas.- Nuevas Tazas.Jest pani pewna, że powiedział prawdę?Wczoraj mówił przecież, że gdyby komukolwiek zdradził,gdzie zatrzymała się Esperanza Aguilar, musiałby się zabić.Dlamnie brzmiało to przekonująco.Może tylko chciał się czymś. odwdzięczyć?- Ona się nazywa Esperanza Toscano Aguilar.A poza tymmyślę, że Jack Dunbar tylko chciałby być człowiekiem, któryraczej umrze niż zdradzi tajemnicę.W każdym razie nie tylkomy wiemy, gdzie ją znalezć.Powiedział to też Botelli.Pamiętapan, to Botella pobił go w noc naszego przyjazdu.Jensen mimowolnie przyspieszył.- Jest pani pewna?- Jack Dunbar nie umie kłamać, taki już jest.Najmniejszybodziec, przyjemny czy nie, wystarczy, żeby mu rozwiązać ję-zyk.Mam nadzieję, że zrozumiał pan, jak mało mamy czasu.Ten Botella zyskał nad nami dużą przewagę, może już jest namiejscu.Jeżeli pierwszy znajdzie Esperanzę Toscano Aguilar,sprawa będzie przegrana.- Dlaczego? Co pani o nim wie?- Nic.Tylko tyle, że nazywa się Francisco Botella.Jack nigdywcześniej go nie widział, a Botella nie powiedział, kim jest anico chce od Esperanzy Toscano Aguilar.Kiedy bił Jacka, z tor-by wypadły mu portmonetka i prawo jazdy, tylko dlatego Jackzna jego nazwisko.Ale możemy przypuszczać, że ktoś, kto bijeczłowieka, żeby wydobyć od niego informacje o jakiejś osobie,nie jest do tej osoby życzliwie nastawiony, jakikolwiek miałbyku temu powód.159- Niekoniecznie - odpowiedział Jensen.Jechał bardzo szyb-ko, droga była szeroka, pusta i gładka, nie licząc wprasowanychw asfalt resztek przejechanych nocą zwierząt.- Może Botella pozostaje w zażyłych stosunkach z Esperan-zą Aguilar, Esperanzą Toscano Aguilar - poprawił się Jensen -jest jej przyjacielem lub tylko przelotnym kochankiem.Ona nie chce mieć już z nim nic wspólnego i uciekła, nie zostawiw-szy adresu.Takie rzeczy się zdarzają.O'Hara puściła jego aluzję mimo uszu, zresztą Jensen samnie wierzył w to, co przed chwilą powiedział.- Wiemy, jak Botella wygląda? Czy Dunbar mówił coś o jegowyglądzie, o jakimś znaku szczególnym?- Tak.Rozpozna go pan od razu.Jest bardzo wysoki.- Jak wielu ludzi.Przynajmniej z perspektywy Dunbara, pomyślał Jensen.- Zgadza się.Ale on jest niezwykle wysoki.Jack powiedział,że Botella musiał się schylić, żeby wejść do pokoju.A futrynama prawie dwa metry.- Olbrzym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl