[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sięgnął po papierosy, leżące na małym stoliku przy łóżku.Włożył jednego do ust i zapalił.Zaciągnął się głęboko,czekając, aż na nowo odezwie się muzyka.Dobiegł go dzwięk głosów.Napływały lekko i delikatnie z wiatrem.Męskie głosy.Kobiece głosy.Miłe słowa.Delikatne słowa.Czułe, ale mimo to jakieś szorstkie. %7łegnaj siostro, gdybyś nie była porucznikiem, pocałowałbym cię!Miękki, ciepły śmiech, a potem odpowiedz:  Dalej żołnierzu, ale uważaj na rękę.Nie zapominaj, co powiedziałlekarz.Inne głosy.Męskie głosy.Męska rozmowa. Mogłem ją mieć, stary.Naprawdę.Ale ona się wtedy spieszyła inagadała mi, że jestem niższy rangą! Właśnie.One dają tylko oficerom.Pierwszych dwoje.Jego głos:  Będę tęsknił za tobą.Jej głos:  Ja też będęza tobą tęskniła.  Mogę kiedyś do ciebie przyjechać?Sekunda wahania, a potem odpowiedz:  Po co chcesz przyjeżdżać, żołnierzu? Wracasz do domu!Potem głosy ucichły.Przez chwilę panowała cisza i odezwał się warkot włączanego silnika.Tego wolna ręka zacisnęła się na prześcieradle.Teraz.leraz się zacznie.Muzyka uderzyła go jak fala oceanu.Przetoczyła się nad nim, aż poczuł, że się w niej topi.Była głośna.Była metaliczna.Została stworzona, by sprawiaćmu boi.Kiedy Johnny znowu maszeruje do domu, tra la, tra la.Nakrył rękami uszy, by odciąć się od dzwięków.Lecz muzyka przedzierała się przez jego dłonie.Słyszał zgrzytaniebiegów, pożegnalne okrzyki, a przez to wszystko przebi,ał się głośny, pulsujący, nie harmonizujący z niczym dzwiękmuzyki.Wreszcie nastała cisza.Oderwał ręce od uszu.Były mokre od potu, który spływał mu po twarzy.Wyjął papierosa zust i położył go w popielniczce na małym stoliku.Wytarł ręce w prześcieradło.Powoli napięcie go opuściło.Powieki opadły i prawie się zamknęły.Był zmęczony.Jego oddech stawał się corazwolniejszy.Po chwili spał.Obudził go dzwięk naczyń brzęczących na tacy.Otworzył oczy i natychmiast sięgnął po papierosa.Zanim zdążył gozapalić, mocna ręka podała mu usłużnie ogień.Nie spoglądając do góry, zaciągnął się głęboko dymem. Dzięki, Rock  powiedział. Przyniosłem ci lunch, Johnny.Chcesz wyjsc z łozka, żeby go zjeść?  Głos Rocka był tak mocny, jak jego ręka.Mimowolnie wzrok Johnny'ego padł na kule, które stały oparte o łóżko.Opierały się o nie, przypominając mu ciągle,czym się stał.Pokręcił głową. Nie.Podniósł się na rękach, kiedy Rock poprawiał mu poduszkę by mógł się na niej oprzeć.Rock postawił tacę nanóżkach nad jego udami.Johnny popatrzył na talerz, a potem odwróciłspojrzenie. Nie jestem głodny.Rock przyciągnął krzesło do łóżka, usiadł i spojrzał na niego.Wyjął papierosa, zapalił.Powoli wypuścił dym przeznos. Nie potrafię cię zrozumieć, Johnny  rzekł cicho. Johnny milczał.Niby taki z ciebie bohater, a tymczasem boisz się wyjść z łóżka  kontynuował Rock tym samym spokojnymtonem. Przecież to ty jesteś tym facetem, który bez pomocy przeprowadził atak na gniazdo karabinumaszynowego.Przypięli ci medal.Nawet dwa medale.Nasz i francuski. A mimo to nie wychodzisz z łóżka  wjego głosie zadzwięczała nuta zgorszenia.Johnny wyrzucił z siebie gwałtownie jedno wulgarne słowo.Z kamienną twarzą patrzył na Rocka. Niech sobiesami paradują w swoich pieprzonych orderach.Joemu też je dali, ale niewiele mu z nich przyjdzie.Mówiłem ci już ito nie raz, że nie poszedłem tam w pojedynkę.Gdybym wiedział, że Joe dostał, zostałbym tam, gdzie byłem.Niechciałem być bohaterem.Rock nic nie powiedział, siedzieli w milczeniu paląc papierosy.Johnny pierwszy przerwał ciszę.Kiedy przychodzi nowa partia?  zapytał wskazując na siedem pustych łóżek, znajdujących się w pokoju.Rock odwrócił się, popatrzył na łóżka, a potem powiedział:Jutro rano.Do tego czasu masz pokój wyłącznie dla siebie. Przyglądał mu się w zamyśleniu. Co jest, Johnny?Zaczyna dokuczać ci samotność?Johnny milczał.Rock wstał i odsunął krzesło.W jego głosie nie było tego współczucia, które malowało się na jego twarzy; brzmiałprawie obojętnie. Mogłeś wyjść razem z nimi, gdybyś chciał.Twarz Johnny'ego przypominała maskę.Jego głos był równie obojętny jak głos Rocka. Podoba mi się tutejszaobsługa, Rock.Chyba zostanę tu jeszcze trochę.Rock uśmiechnął się. To tymczasowe lokum, Johnny.Nie mam zamiaru się tu zadomowić.Johnny zdusił papierosa w popielniczce.Podniósł wzrok na Rocka.Powiedział z goryczą. Ty możesz sobiepozwolić na własne plany, Rock.Nikt cię nie zmusza, żebyś tu siedział, ale jeśli zostaniesz, to twoja sprawa.Rock w milczeniu wziął tacę i odstawił ją na wózek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl