[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na ustach Philippe'a pojawił się zmysłowy uśmiech.- Jednak nie na tyle, by nie pamiętać, jak wijesz się z rozkoszy wmoich ramionach i jak wymawiasz przez sen moje imię.- Nie mówię przez sen - obruszyła się.Philippe miał ochotę dokończyć to, co zaczął, ale wiedział, że tracibezcenny czas.Nie mógł pozwolić, by Seurat mu się wymknął.- Nie martw się, meu amor.Tak długo, jak będziesz wymawiałamoje imię, nie masz się czego obawiać.Zanim wypuścił Raine za ramion, namiętnie pocałował ją w usta.Następnie wziął płaszcz oraz rękawiczki i wyszedł z pokoju.Ramię nadalgo bolało, więc spodziewał się, że niedługo opadnie z sił.Miał nadzieję,że Seurat będzie na tyle miły, żeby zaczekać na nich w tym samymmiejscu, co wczoraj.Dosiadł konia i niespiesznie pojechał do Paryża.Mimo brzydkiejpogody miasto było zatłoczone.Philippe odszukał ulicę, na której ostatni126RS raz widzieli Seurata.Humor poprawił mu się dopiero wtedy, gdy z cieniawyłonił się Carlos.Miał na sobie wełniane ubranie, czapkę mocnonaciągnął na oczy.On także nie był w najlepszej formie.Philippezauważył, że walczy z sobą, żeby utrzymać nogi w strzemionach.- Mogłem przypuszczać, że nie wytrzymasz w pościeli - odezwał sięCarlos.- Przeszło mi nawet przez myśl, żeby zostać w domu - odparłPhilippe.Wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu.- Moje łóżko było dziśnadzwyczajnie wygodne.- Domyślam się, że każde jest wygodne, kiedy leży w nim Raine -zauważył Carlos, krzyżując ręce na piersi.- Wchodzisz na grząski grunt, amigo - ostrzegł Philippe.- Nie jestem ślepy.To piękna kobieta.- Jest moja.- Na razie.- To nie zabawa, Carlos - powiedział poważnym tonem.- Zabijękażdego, kto ośmieli się jej tknąć.Carlos przekrzywił głowę.- Nie boję się twoich grózb.Zawsze dostaję to, czego pragnę.- A czego pragniesz?- Polubiłem tę dziewczynę.Nie pozwolę jej skrzywdzić.- Dlaczego myślisz, że chcę ją skrzywdzić?- Ona jest inna.Nie zależy jej na twoich pieniądzach.Po chwili milczenia Philippe zaytał:- Co to znaczy?- Jeśli chcesz ją zatrzymać, powinieneś zdobyć jej serce.Philippe roześmiał się cicho.Raine od dawna jest w nim zakochana.Wyrwał ją z małej wioski, ubrał w atlas i jedwab i pokazał, czym jestprawdziwa namiętność.- To już zrobione.- Ona nadal ci nie ufa.- A tobie? Pomogłeś mi ją porwać.Carlos uśmiechnął się leniwie.- Jeszcze nie zaciągnąłem jej do łóżka.127RS - Dosyć.- Philippe z trudem nad sobą panował.- Pózniejdokończymy tę rozmowę.Teraz skoncentrujmy się na Seuracie.Dowiedziałeś się, gdzie mieszka?Carlos spochmurniał.- Przeszukałem domy po obu stronach ulicy, ale nikt nie przyznajesię do znajomości z naszym poszukiwanym.- Niech go diabli! - Philippe wjechał w głąb uliczki, błądzącwzrokiem po stertach śmieci i brudu.- Ktoś musiał go widzieć.- Jest bystry i niebezpieczny.- Wiecznie nie może się ukrywać.- Philippe zsiadł z konia i dotknąłpalcami śladów kopyt odciśniętych w zamarzniętym błocie.Carlos podjechał bliżej.- Co to?- Jak myślisz, ilu tutejszych mieszkańców ma konie? - zapytałPhilippe.- Nikt.- Właśnie.Carlos uniósł brwi.- Podążamy za tymi śladami? Philippe wyprostował się i kiwnąłgłową.- To nasz jedyny trop.W ciszy dosiedli koni i pojechali tam, gdzie prowadziły ślady.Tomogło być szukanie wiatru w polu, ale Philippe uznał, że nie mająwyboru.Seurat z pewnością się ukrywał.Skierowali się na północ i odczasu do czasu zatrzymywali, żeby odgarnąć z drogi śmieci.- Wygląda na to, że tu przystanął - rzekł Carlos na widokrozdeptanego błota.- Tylko po co?Philippe przytaknął.Stanęli na rogu skrzyżowania, które sąsiadowałoz licznymi hotelami i noclegowniami, gdzie Seurat mógł trzymać konia.Może tutaj się ukrył? A może na kogoś czekał?Philippe był przemarznięty, zmęczony i marzył o powrocie naMontmartre.Zły, kopnął zniszczoną skrzynię, stojącą na drodze.Ześrodka spróchniałego kufra wypadł czarny kaftan.Philippe nachylił się izobaczył doszytą koloratkę.128RS - Ciekawe.- szepnął.- To pewnie Seurata - powiedział Carlos, marszcząc brwi.- Dlaczegozostawił ją tutaj?Philippe zastanawiał się przez dłuższą chwilę.- Może zbyt dobrze go tu znają, żeby przechadzał się w strojuksiędza.- To oznacza, że jest blisko.- Carlos rozejrzał się po okolicy.- Mamnadzieję, że tym razem nam nie umknie.129RS ROZDZIAA SZESNASTYhilippe nie mógł nie przyznać Carlosowi racji.Uznał, żeprzeszukiwanie tylu obskurnych mieszkań i pokoi hotelowychPzajęłoby im całą wieczność.Zastanawiając się nad strategiądalszego działania, oparł się o ścianę budynku i roztarł bolące ramię.- Mam kilku znajomych, którzy mogliby nam pomóc - powiedział,rozważając różne możliwości.Lata pracy w wywiadzie przynosiły okreś-lone korzyści.- W liczniejszym gronie moglibyśmy pokusić się oobserwowanie całej okolicy.Seurat się nie wymknie.- Nawet nie wiemy, jak on dokładnie wygląda.Jak go rozpoznać?- Masz lepszy plan, przyjacielu? - zapytał zirytowany Philippe.Carlos potrząsnął głową.- Nie w tej chwili.- Pójdziemy poszukać Belfleura - zdecydował Philippe, odsuwającsię od ściany.- Zatrudnia szajkę złodziei i bandytów, którzy grasują natych ulicach.Oni na pewno potrafią odróżnić tutejszych mieszkańcówod przyjezdnych.Kilka minut zajęło im przedostanie się do małego sklepu,usytuowanego pomiędzy kawiarnią a kasynem.Carlos został nazewnątrz, żeby pilnować koni, a Philippe wszedł do środka.Sklep był zapełniony po brzegi najróżniejszymi drobiazgami,począwszy od chusteczek przez srebrne świeczniki i biżuterię aż poszklane szkatułki.Belfleur utrzymywał stanowczo, że wszystkie teprzedmioty luksusu zakupił od bogatych paryżan, i tylko nieliczniwiedzieli, że większość z nich padła łupem jego złodziejskiej armii.Również mało kto orientował się, że Belfleur odegrał niepoślednią rolęw rebelii przeciwko rządom Napoleona oraz że pomagał Philippe'owizbierać informacje o rodzinie Bonaparte.- Monsieur, witaj w moich skromnych progach - rzekł na jegowidok, kłaniając się przesadnie nisko.- W czym mogę pomóc?Philippe obrzucił spojrzeniem wnętrze sklepu.Jakieś dwie kobiety130RS przebierały w koszykach z chusteczkami, a w rogu stał mężczyzna, któryzapewne pracował dla Belfleura.- Szukam prezentu dla pięknej damy.- Oczywiście.- Belfleur uśmiechnął się, zacierając ręce.- Mamymnóstwo wspaniałych przedmiotów, jak pan widzi.- Chodzi mi o coś szczególnego.- Aha, dżentelmen o wysublimowanym guście.Kilka ciekawycheksponatów trzymam na zapleczu, jeśli jest pan zainteresowany.Proszęza mną.Skinął na subiekta, żeby pilnował klientów, i odciągnął zasłonę, którawisiała w przejściu, prowadzącym na tyły sklepu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl