[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Może to zrobić adwokat.- Wiesz, jakie to dla mnie ważne, Edmondzie.Chciałabym dokonać tegoosobiście.Edmond zmagał się ze sobą.Kusiło go, żeby wydać rozkaz i oczekiwaćposłuchu.- Możemy razem pojechać do Londynu na kilka tygodni.Wiosna tojedyna znośna pora roku w tym mieście, a Stefan też będzie zadowolony, gdy goodwiedzę.Briannę zdziwiła ustępliwość kochanka.Jak słusznie zauważył RichardMonroe, Edmond należał do ludzi przyzwyczajonych do stawiania na swoim.Intuicja podpowiadała Briannie, żeby nie odstępować od wyrażonego może zbytpopędliwie zamiaru.Wyciągnęła wniosek z nauk otrzymanych od RichardaMonroe.Już sama jego obecność w Petersburgu dowodziła, jaka przyszłość czekakogoś, kto pozwoli, aby emocje wzięły górę nad rozsądkiem.Takiej przyszłościBrianna wolała uniknąć.Czy nie lepiej ustalić zawczasu dokładną datęostatecznego rozstania z Edmondem?- Zamierzam zostać w Londynie.Będę mogła kupić niewielki dom izacząć budować życie, o jakim zawsze marzyłam.W oczach Edmonda zapaliły się niebezpieczne błyski.- Chcesz mnie rozgniewać, ma souris? Uśmiechnęła się z przymusem.- Wygląda na to, że się gniewasz, gdy wyrażam własne opinie.Możebyłbyś szczęśliwszy z bardziej uległą kobietą niż ja.- Byłbym szczęśliwszy z kobietą, która nie walczy nieustannie ze swojąwłasną chęcią bycia ze mną.- Uchwycił ją za brodę.- Przecież chcesz mnie.Chcesz być ze mną.Dlaczego próbujesz przeczyć?- 208 -SR - Nigdy nie przeczyłam, że cię.pożądam, ale to nie znaczy, że przezresztę życia będę twoją kochanką.Chciałabym jeszcze coś osiągnąć poza tym.- Na przykład co?Miała dość tego nękania.Wyrwała mu się i zaczęła się przyglądać, jakzapalano gazowe latarnie na ulicy.- Jeszcze nie zdecydowałam - przyznała z ociąganiem.- Ale zrobię to.Wiedziała, że nie naprawi świata, ale Londyn był pełen biedaków i ludziposzkodowanych przez los.Organizacje charytatywne tylko czekały napomocników.- Zamierzasz mnie opuścić i żyć w ciasnym domu w środku Londynu bezrodziny i bez przyjaciół, mając nadzieję, że dokonasz jakichśniesprecyzowanych bliżej czynów?Przygarbiła się.Zabrzmiało to tak.smutno.Niech to diabli! Potrafi byćszczęśliwa, nawet spełniona, bez tego mężczyzny.- Będę miała Janet - oświadczyła.- Taka jesteś pewna? Myślę, że Borys będzie miał coś do powiedzenia wtej sprawie.- Doskonale, będę więc żyła sama.Lepsze to niż.- Niż co? Milczała.- Mon Dieu, co też ta Wania nakładła ci do głowy?Niech on sobie myśli, że to Wania przekonała ją do uroków niezależnegożycia.To dużo lepsze, niż się przyznać, że bała się zostać kimś w rodzajuwiernego psa, niezdolnego do opuszczenia pana.- Nic.- Brianno.Odgłos otwieranych drzwi przyjęła jak wybawienie.Westchnęła z ulgą,słysząc głos Wani w lodowatym powietrzu.- Edmondzie!Nie spuszczał uważnego spojrzenia z Brianny.- 209 -SR - Nie teraz, Waniu.- Wybacz, że przeszkadzam, ale przed chwilą otrzymałam wiadomość odRicharda.- Wania nie dała się odprawić.- Musisz pojechać natychmiast, jeślichcesz dostać się do pałacu niezauważony.- Chcesz wśliznąć się do Pałacu Zimowego? - zaniepokoiła się Brianna.Lekceważąco wzruszył ramionami.- Nie pierwszy raz to robię.To zapewnienie nie uspokoiło Brianny.- A co z gwardzistami?- Na szczęście pałac jest za wielki, żeby mogli dopilnować wszystkiego.Zwłaszcza jeśli ma się w środku wspólnika.- Dla jakiego ważnego celu ryzykujesz zdemaskowanie?- Fiodor Dubow został zaproszony na kolację w pałacu.Zamierzamsprawdzić, z kim będzie się kontaktował.Zdrajcy, nawet gdy pragną zachowaćnajwyższą ostrożność, zostawiają ślady.Takim śladem może być chociażbyostentacyjne unikanie pewnych gości.- Pan Monroe sam nie może tego zrobić?- Edmond jest przekonany, że tylko on potrafi rozpoznać spiskowca -wtrąciła sarkastycznie Wania.- Wcale nie - obruszył się.- Nie? - zapytała z wystudiowanym zdziwieniem.- Monroe będzie wśród zaproszonych gości.Nie mógłby obserwowaćDubowa bez wzbudzenia podejrzeń.- A ty gdzie będziesz? - zainteresowała się Brianna.Roześmiał się przekornie.- Chyba nie spodziewasz się, że ujawnię ci wszystkie swoje sekrety, masouris.- Obrzucił ją znaczącym spojrzeniem od stóp do głów.- Czy każdy musiwiedzieć, kiedy przyjdzie mi chętka przyjrzeć się bliżej tobie?Rozbierał ją wzrokiem.Zaczerwieniła się.Wania chrząknęła znacząco.- 210 -SR - Jeśli ośmielisz się mnie szpiegować, to.- To co?- Chyba nie spodziewasz się, że ujawnię ci wszystkie moje sekrety -odpowiedziała jego własnymi słowami.- Poddaj się, Edmondzie - wtrąciła Wania.- Stąpasz niebezpieczną ścieżką, moja droga.- Nie mniej niebezpieczną niż ty sam, mon ami* - odpowiedziała,zadowolona z siebie.- Każę stajennym siodłać twojego konia - dodała.* Mon ami (franc.) - mój przyjacielu (przyp.tłum.).Edmond nie był zdziwiony, że w stajni zastał Borysa.Był skwaszony, niepodobało mu się bowiem, że nie pojedzie z Edmondem.Zastawiał wejście doboksu swoim wielkim ciałem.- Powinienem być przy panu.Edmond rozejrzał się po ciemnym, pachnącym sianem wnętrzu i upewniłsię, że są sami.- Potrzebuję ciebie, żebyś pilnował Kozakowa.Nie ośmiela siępokazywać na ulicach, ale to nie znaczy, że czegoś nie knuje.Muszę wiedzieć,czy ktoś go odwiedza.- Czy to nie należy do obowiązków Gerhardta?- Nie potrafił odwieść księcia od pojawienia się w Pałacu Zimowym.Onnie jest skłonny dzielić się informacjami nawet z księciem.- Myśli pan, że spisek sięga tak wysoko?- Krążyły na ten temat różne plotki, ale ja nie wierzę, by zamieszani byliw to członkowie rodziny cara - odparł Edmond.- Mam nadzieję, że nie są -dodał po chwili milczenia.- Aleksander Pawłowicz nie zniósłby zdrady.- Każe mi pan stać całą noc na mrozie i mieć baczenie na dżentelmena,który nie śmie wychylić nosa z domu?- 211 -SR Edmond trzepnął go po ramieniu.- Nie narzekaj, mogłoby być gorzej, mój przyjacielu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl