[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podczas ataków kładł się do łóżka w ubraniui nie przespał porządnie niemal żadnej nocy od początkuoblężenia aż do końca.Trudno pojąć, jak człowiek w jego wiekui tak sterany na wojnach  mógł wytrzymywać taki wysiłekciała i umysłu, nie tracąc przy tym nigdy opanowania anirównowagi.Zarzucano mu, iż zbytnio się narażał; postępowałtak, by wszystko widzieć na własne oczy i wszystkiemu mócna miejscu zaradzić; czynił to również dla przykładu i w trosceo to, by wszystko dobrze szło i właściwie było wykonywane.Wielekroć był lekko ranny; krył się z tym, jak mógł, i w ni-czym nie zmieniał normalnego biegu swego dnia; kiedy jednakrana w głowę powaliła go na ziemię, zaniesiono go na kwaterępomimo protestów.Chciano mu puścić krew, czemu się sprze-ciwił w obawie, by nie odebrało mu to sił, i upierał się, bywyjść.Otoczono jego dom, żołnierze krzycząc grozili, że porzucąswoje stanowiska, jeżeli go zobaczą wcześniej niż za dwadzieściacztery godziny.Spędził je dosłownie oblężony we własnej kwa-terze, zmuszony do puszczenia sobie krwi i odpoczynku.Kiedyukazał się znowu, zapanował wprost niesłychany entuzjazmi radość.Marszałek jadał obficie, lecz niewyszukanie  to,co otrzymywali inni; poza pieniędzmi, jakie przywiózł dla siebie,pożyczył jeszcze po przyjezdzie, gdzie i ile się dało, i używałtych sum na potrzeby wojska, rozdawał żołnierzom, pomagałoficerom z najpiękniejszą prostotą cechującą wszystkie jegopostępki.Był przykładem tego, jak czasem dobroć i prawośćdają mądrość i oświecają w ważnych chwilach. 293PONTCHARTRAIN KANCLERZEM (1699)Pan de Boucherat, kanclerz i strażnik pieczęci Francji, zmarłw Paryżu w środę 2 września [1699] po południu, a okołogodziny ósmej wieczór zięciowie jego, panowie de Harlay i deFourcy, odnieśli pieczęcie królowi.Król wyjechał nazajutrz,w czwartek, i nocował w Fontainebleau, dokąd też zabrał zesobą pieczęcie.Najwięcej mówiono o kandydatach: panu dePontchartrain, o pierwszym prezydencie [Harlayu], o panach:Courtin, Daguesseau, Pomereu, la Reynie, z czego dwaj pierwsizasiadali w Radzie Królewskiej Finansów, a wszyscy byli rad-cami stanu.Wymieniano też nazwiska panów de Caumartini Voysin.Widzieliśmy już, jak pierwszy prezydent dwakroć dostał przy-rzeczenie kanclerstwa od króla: raz  gdy jako prokuratorgeneralny wynalazł legitymowanie kawalera de Longueville bezwymienienia matki, by móc w ten sam sposób przeprowadzićuznanie dzieci pani de Montespan.Drugi raz  już jako pierw-szy prezydent, gdy wymyślił dla tychże bastardów rangę po-średnią, wyższą ponad parów i zbliżoną do rangi książąt krwi,choć nieco niższą.Sprawa jednak pana de Luxembourgo pierwszeństwo pokłóciła go ostatecznie z książętami, zraziładoń pana de la Rochefoucauld i skutkiem tego unicestwiładawne obietnice królewskie.Pan de la Rochefoucauld wiedziałdobrze, co król przyrzekł i za co, toteż postawił sobie zadanieciągłego działania, by go zgubić w umyśle władcy, i zadał mutyle sztychów, z czym się zresztą wcale nie krył, że wreszciedopiął swego.Nikt z nas nie wahał się szkodzić Harlayowi, jakmógł, i każdy starał się okazać radość, skoro tylko ten zawiódł 294się w swej wielkiej nadziei.Uraza, jaką odczuł, była widocznai tak silna, że stał się jeszcze bardziej nieznośny; często wy-krzykiwał z goryczą, nad którą nie mógł zapanować, że będzietkwił chyba do zgonu w pyle sądownictwa.Był tak słabymczłowiekiem, że nie potrafił się powstrzymać, by nie skarżyćsię królowi w sześć tygodni pózniej w Fontainebleau, gdzieodegrał rolę wiernego lokaja z właściwą sobie giętkością i fał-szem.Za całą zapłatę dostał słowa i zlecenia popracowania nadobniżką ceny zboża w Paryżu i okolicy, gdzie znacznie podro-żało.Król zaś wydał rozkaz burmistrzowi i szefowi policji, bynic w tym zakresie bez Harlaya nie czynili.Udał, że zadowoliłsię pustymi słowami i wonnym kadzidłem, i żył dalej wściekły.Wreszcie rzuciło mu się to na zdrowie i na głowę, tak że musiałporzucić stanowisko, co ściągnęło nań ogólną pogardę, skutekpoprzedniej nienawiści.Pan de Courtin, dziekan Rady, znany z prawości, zdolności,łagodności i uprzejmości, wsławiony ważnymi ambasadami,jakie sprawował, usprawiedliwiał się przed królem, gdy zrzekłsię stanowiska delegata do Rijswiku, a potem członka RadyFinansów  stanem swego zdrowia i oczu bliskich ślepoty, conie pozwalało mu myśleć o niczym innym, jak tylko o tym,by się usunąć.Pan Daguesseau miał dużo inteligencji, lecz więcej jeszczeroztropności i rozsądku.Wybił się na stanowisku pierwszegointendenta.Pisał tak dobrze, że nikt nigdy nie mógł sporządzićwyciągów z jego listów.Zdolności miał głębokie i rozległe,miłość dobra gorącą, lecz rozsądną, a skromność we wszystkimprzypominała najpierwszych i najdawniejszych dygnitarzy.Uprzejmość jego była niebywała, sądy trafne i zwięzłe, gdysię raz zdecydował, co często mu przychodziło za ciężko i zawolno, tak lękał się popełnić niesprawiedliwość i tak małow siebie wierzył.Do przyjazni był dość skłonny, natomiastcałkiem niezdolny do nienawiści.Pracował wiele i łatwo, byłniesłychanie dokładny i nigdy chwili nie tracił na próżno.Re-ligijność jego była mocna i stała przez całe życie.Obeznany zewszystkim i tak włożony do swych obowiązków, że nic pozanimi nie uznawał, nigdy nie bywał w żadnym towarzystwie.Tyle zalet i zdolności zdobyło mu miłość u ludzi i poważanie po-wszechne oraz wielki szacunek króla.Miał jednak córkę w Za- 295kładzie pani de Mondonville, który tak dziwnie unicestwilijezuici [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl