[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zupełnie samą w otaczającymją świecie - z wyjątkiem Paula.W oddali usłyszała stukanie do drzwi.O tej porze tozapewne Jeeves z jakąś ważną wiadomością.Czyżby coś sięstało z Paulem? Przebiegła korytarzem z lustrami w kierunkumarmurowego wejścia i gwałtownym ruchem szerokootworzyła drzwi. - Spodziewałaś się mnie? - Ryan Westcott uśmiechnął sięszeroko.- Czego chcesz? - Otuliła się szczelnie szlafrokiem,szukając wzrokiem Jeevesa, ale nigdzie go nie było.Czy onkiedykolwiek pamięta o swoich obowiązkach? Nikogo niepowinien wpuszczać do domu o tej porze.- Porozmawiajmy - Ryan wszedł do środka i podążył wstronę salonu.Co za niewiarygodny tupet! Celowo zniszczył ją nalicytacji, a teraz zjawia się tutaj.Sapiąc z wściekłości,podążyła za nim.- Czy to nie może poczekać do jutra?- Nie.Usiadł na wąskiej kanapie i poklepał miejsce tuż przysobie.Pamiętaj, Lauren, potrzebujesz go.Usiadła naprzeciw wadamaszkowym fotelu.- Słucham?- Znalazłaś rosyjskiego artystę.- Nie.- Zcisnęła mocno srebrną bransoletkę, którą zawszemiała na ręku.- Nie kłam.Zamierzasz urządzić wystawę jego prac.- Dopiero go szukam - wyjaśniła, mimo że miała jużgotową ostrą odpowiedz na końcu języka.Jeśli on będzie potwojej stronie, będzie ci dużo łatwiej.Pamiętaj o tym.- Jesttaka możliwość.To wszystko.Nie widziałam nawet jego prac.- Wchodzę w to.- Mam już wspólnika.- Ja mogę tego Rosjanina uczynić sławnym.A Vora?Lauren spojrzała w bok.Nie można było zaprzeczyć:Vora pojmowała sztukę w sposób ograniczony.Znała sięna artystycznych ubiorach.Ryan natomiast, jako reprezentantpoważanego Griffitha, mógł zdziałać cuda. - Czyżby dzisiejsza lekcja niczego cię nie nauczyła?Właściwie jej groził.Lauren wysiliła się na jeszcze jedenuśmiech, mając nadzieję, że sprawi tym wrażenie obojętności,w końcu jednak niechętnie opowiedziała mu o wszystkim, cowiedziała w tej sprawie.A wiedziała niewiele.- Wchodzę w to.Od tej chwili jesteśmy wspólnikami,rozumiesz?- Ale dlaczego? Czego ty chcesz?- Być pierwszym przy zakupie jego prac.Widzę wszystkodokładnie, zanim inny potencjalny nabywca to dostrzeże.Kupuję to, czego życzy sobie T.J., a po pewnym czasierzucam to na rynek, reklamując jako przebój dekady i okazjędo inwestycji.- Dobrze - zgodziła się.- Kiedy go mogę poznać.wspólniku? 7- Zjedz śniadanie - Ryan popatrzył na zegarek markiConcord.- Rosjanin wróci, jak skończy dostawy.To jeszczepół godziny.- Wiem - odparła Lauren, odsuwając kiełbaski na brzegtalerza.Kuchnia w Mustards Smithfield Brassiere nie bardzo jejodpowiadała.Zresztą wszystkie jej myśli krążyły obsesyjniewokół Rosjanina.Kiedy Ryan nalegał na zostanie jej wspólnikiem, niezdawał sobie sprawy z tego, jak ważny był dla niej ten artysta.Gdyby rzeczywiście chciała wykorzystać swoją pozycję wgalerii, aby złowić bogatego kolekcjonera na męża, to po coten cały pośpiech? Po co to zaangażowanie?Pomyślał o tym patrząc, jak niewielkimi łykami popijaherbatę.Nadal było w niej coś, co zawładnęło nim tamtejnocy, kiedy znalazł ją skąpaną we łzach.Coś, przed czymtrudno mu było się obronić.Pomimo łez dostrzegł w niejgodną podziwu odwagę.Trzeba było być niezwykle silnym,aby móc odwrócić się plecami do Caroline Armstrong.Co sięwtedy wydarzyło? Do diabła, w tamtym czasie Lauren miała.ile? Szesnaście.siedemnaście lat? Sposób, w jaki warknęłana niego, oznajmiając, że ma swoje prywatne powody, dał mudo zrozumienia, że nadal jest to dla niej sprawa drażliwa.Postanowił dowiedzieć się dlaczego.Kończąc kawę, Ryan przypomniał sobie o tym, jak Laurenstarła się dosłownie z wydawcą  Apolla" o podwójnymnazwisku.Do tego trzeba mieć charakter.Większośćwłaścicieli galerii całowała krytyków po tyłkach.Ale nieLauren.Trzeba działać z pozycji siły - powiedział sobieobserwując ją.Podczas licytacji dał jej do zrozumienia, żeliczy się interes.Lauren znała tylko część prawdy.Podziwiał ją.Jej oddanie, energię, sex appeal.Ale gdyby próbowała gozwodzić, rozszarpałby ją na części - tak jak T.J.powinienkiedyś postąpić z Caroline.Kiedy spostrzegł, że Lauren zamierza spędzić resztę czasuna przekładaniu jedzenia z jednej strony talerza na drugą,rzucił kilka funtowych banknotów na stół.- Chodzmy.Przeszli w milczeniu w górę Long Lane w kierunkuSmithfield.Podczas gdy rynek warzywno - rybny już dawnowyniósł się z centralnej części Londynu, opuszczając CoventGarden i Billingsgate, w Smithfield nadal handlowanomięsem.Kiedy wczesnym rankiem pojawili się tutaj, pytając oRosjanina, powiedziano im, że już wyjechał ciężarówką zporanną dostawą.Ryan wziął Lauren pod ramię i poprowadził ją obokzaparkowanej ciężarówki dostawczej.Ramię Laurenzesztywniało; jego najlżejszy dotyk przejmował ją niechęcią.Wiedział, że go nie lubi.Chciała go wykorzystać, a on toakceptował.To jego specjalność.Kiedy weszli do hurtowni, oczom ich ukazały się gotowedo podzielenia na kotlety tony mięsa, zwisające zzaczepionych u sufitu haków.Wkrótce znalezli się przystanowisku, przy którym pracował Rosjanin, kiedy nierozwoził towaru.- Spójrz - wyszeptała Lauren, wskazując na krępego,ciemnowłosego mężczyznę, który właśnie zarzucił sobiepotężny kawał wołowego mięsa na plecy, cisnął nim nadrewniany stół i rozpołowił jednym uderzeniem topora.- Irek! - zawołał Ryan.- Irek Makarow!Niski mężczyzna odwrócił się do nich pytająco marszczącczoło:- Taak?- Chcielibyśmy z panem porozmawiać. Kątem oka Ryan spojrzał na Lauren.Wpatrywała się wręce Rosjanina.Krew kapała z ogromnych muskularnychpalców.Ryan wziął jej dłoń i lekko ścisnął.Makarow spojrzał przez ramię z wyrazem nie skrywanegozmartwienia, że traci czas, a może stracić i pracę.- Słyszeliśmy, że jest pan artystą - powiedział Ryan,czując coraz mocniejszy uścisk dłoni Lauren w momencie,kiedy Rosjanin wycierał ociekające krwią ręce w zbytobszerny fartuch.- Kim jesteście? - w głosie Makarowa słychać byłoostrożność.- Nazywam się Lauren Winthrop, a to mójwspółpracownik - Ryan Westcott.Jestem właścicielką galeriisztuki.Oczy Makarowa zwęziły się.Potrząsnął przecząco głowązbierając się do odejścia.- Studiował pan z Bieliutinem? - Ryan zaryzykowałprzypuszczenie, zanim Rosjanin zdążył się oddalić.Makarow przystanął.- Pan wie?- W zeszłym roku jego uczniom pozwolono po razpierwszy wystawić swoje prace.Czy wiedział pan o tym?Ryan odczytał ostrożne przytaknięcie Rosjanina jakosygnał, że zaczyna połykać haczyk.- Bułhakow, Filipowa i cała reszta.- Dobrze - powiedział Makarow, choć zabrzmiało toniewyraznie.- Oliwa.jak mówią?- Oliwa w końcu na wierzch wypływa - odezwała sięLauren.Ryan spostrzegł uśmiech Makarowa.Jeszcze jedencholerny pies na piękne kobiety.- Oliwa na wierzch wypływa - powtórzył Rosjanin [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl