[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.George mógł być nadęty i pompatyczny, ale w zasadzie byłczłowiekiem życzliwym - w chwilach, kiedy pamiętał, że na świecie istnieją inni ludzieoprócz niego.- Ale.George nie pozwolił Garrettowi wdać się w dalsze wyjaśnienia, dlaczego takpragnie mieć konia.- Słuchaj, synu, wiem, że wydaje ci się, że byłaby to świetna zabawa mieć koniaalbo i dwa, ale gdybym ci kiedykolwiek kupił jakieś zwierzę, musiałoby ono zostać nawsi, gdzie miałoby przyzwoite warunki do życia; a ponieważ twoja matka nie znosiwsi, jest to bardzo mało prawdopodobne.Nie zapominaj również, że jeżeli rzeczywiściedostałbyś kiedyś konia, to sam musiałbyś o niego dbać.Nie zdziwiłbym się, gdyby panArbuthnot wynajął stajennych, by zajmowali się koniem Roberta, a nie tego chcę dlamoich dzieci.Chcę, żeby rozwinęło się w nich poczucie odpowiedzialności.Gladys przytaknęła.Nawet Belle pochwalała wypowiedz George'a.Garrett, cobyło do przewidzenia, jej nie pochwalał.- Chciałem tylko dostać konia - mamrotał podnosem.- A wy robicie z tego powodu tyle zamieszania.- Mając konia ma się mnóstwo zamieszania - zwróciła mu uwagę matka.Podano im śniadanie i Garrett zrezygnował z kłótni na rzecz jedzenia.Belle siedziała obok Amalie, która była jej ulubienicą prawdopodobnie dlatego,Anula & ponaousladansc że z dwojga dzieci wydawała się bardziej rozsądna, a na pewno była bardziej uległa.- Cieszę się, że dobrze się bawiłaś u przyjaciół, Amalie.- Zwietnie.- Amalie polała sobie syropem naleśniki i zabrała się do jedzenia.Belle właśnie miała zrobić to samo, kiedy w oko wpadło jej zdjęcie,zamieszczone w gazecie, którą pan Richmond położył obok swego talerza.Utkwiła wnim wzrok i widelec z hałasem wypadł z jej odrętwiałych palców.- O mój Boże.- Wypowiedziała te słowa ledwie dosłyszalnym szeptem.- Belle! - wykrzyknęła Gladys.- Och, co ci jest? - Gwałtownie odsunęła krzesłood stołu i wstała, twarz jej wykrzywiła się z przerażenia.- Co się stało, panno Monroe? - Amalie również miała zmartwiony głos.- Dobry Boże, czy ona zle się czuje? - zapytał George przez kęs przeżuwanejwłaśnie pieczonej szynki.Miał taką minę, jakby uważał tę możliwość za bardziejuciążliwą niż tragiczną.- Panno Monroe! - zawołał Garrett z trwogą, która normalnie przyniosłaby Bellewielką satysfakcję, tyle że w tej chwili żadnej satysfakcji nie była w stanie odczuwać.Satysfakcji nie.Ale osłupienie tak, I oszołomienie.I szok.Rzuciła się tak gwałtownie na gazetę pana Richmonda, że jej współbiesiadnicywystraszyli się, a pan Richmond się zdumiał.Przyjrzała się dokładnie, czy aby napewno widzi to, co podejrzewała, i uświadomiła sobie ze zgrozą, że miała rację.- O mój Boże.Naprawdę jej się nie zdawało.Widziała to, podobnie jak całeChicago.Ogarnęła ją furia.Win patrzył na gazetę i się uśmiechał.Chyba od kilku już godzin tak sięprzyglądał i uśmiechał.H.L.Mayowi doskonale udał się obiecany artykuł.A co dofotografii Belle - no cóż, to za mało powiedziane, że Win był zadowolony.Był wnie-bowzięty.Uszczęśliwiony.Usatysfakcjonowany.Nie miał wątpliwości, że stan, wjakim się znalazł, dałoby się określić jeszcze na wiele sposobów, ale po prostubrakowało mu słów.Anula & ponaousladansc Jasny gwint, będzie bogaty.I dzięki niemu wzbogaci się również Belle, daj jejBoże.Nie mógł doczekać się, żeby pokazać jej tę fotografię na pierwszej stronie Globe".Eteryczna.Olśniewająca.Nie z tego świata.A jednak w zasadzieamerykańska na sto dziesięć procent.Poza była doskonała.Belle była doskonała.Za-tytułował tę fotografię  Panna Liberty"; zdaniem Wina przedstawiała ona sobąwszystko, co w tym kraju wartościowe: urodę, wolność, wdzięk, niezależność, chwałę,patriotyzm i miłość.Na dodatek H.L., niech go piorun strzeli, wplótł wszystkie tesłowa w swój artykuł.- Boże, ależ ja jestem dobry - wymamrotał na głos Win.Ośmielił się odezwać, bonikogo z nim w pawilonie nie było.Nie można powiedzieć, żeby pan Asher cierpiał nanadmiar fałszywej skromności, ale unikał jawnych przechwałek, bo ludzie nie lubilipyszałków.Wpatrywał się w fotografię Belle i mimo woli przypomniał sobie wczorajszeprzerwane pieszczoty.Nie wiedział sam, czy powinien podziękować Kate Finney, czyprzetrzepać jej skórę, że akurat w tym momencie wpadła do pawilonu.Miał wrażenie,że kiedy wziął Belle w ramiona, znalazła się na swoim miejscu.Nadawał się dla niej jak nikt inny, powtarzał sobie w zaciszu swego pawilonu.To oczywiste.Wystarczy rzucićokiem na tę fotografię, a nie znajdzie się człowieka,który podałby jego słowa w wątpliwość.Tam do diabła, skłonił ją, by się otworzyła.Cały wszechświat mógł dzięki niemu zobaczyć na tej fotografii jej prawdziwe walory,wewnętrzną (żeby już nie wspominać o zewnętrznej) urodę i charakter.Kiedy spotkali się po raz pierwszy, była rozgrymaszoną panienką z Południa, niewięcej mającą pojęcia o otaczającym ją świecie niż jakiś komar.Ale on, Win Asher,dostrzegł w głębi tę prawdziwą Belle już wtedy, kiedy po raz pierwszy zauważył ją naMidway.Nie mógł się doczekać, żeby opowiedzieć Richmondom, jaką umowę zawarłze swoim agentem na rozprowadzanie fotografii Belle oraz ich dzieci.Jak oni sięucieszą.Richmondowie, w przeciwieństwie do Belle, potrafili poznać się na tym, coAnula & ponaousladansc dobre.Westchnął głęboko i poszedł otworzyć drzwi.Przepełniony poczuciem triumfusiedział w pawilonie od wczesnego rana, kiedy to w pobliżu domu kupił egzemplarz Globe" od gazeciarza.Rzuciwszy przelotnie okiem na fotografię, wykupił cały zapasod chłopca ku jego ogromnej radości.I ku swojej ogromnej radości również.Poczucie satysfakcji jeszcze się wzmogło, kiedy ustawił odbitkę gazetowejfotografii Belle formatu gabinetowego na stojaku we frontowym oknie pawilonu.Przypatrywał się przechodzącym obok pawilonu ludziom, którzy przyszli oglądaćWystawę Columbii, i z zadowoleniem patrzył, jak wielu z nich zwraca na fotografięuwagę, przystaje i podchodzi bliżej, by lepiej się przyjrzeć.Wielu z nich następniezmieniało poranne plany i wstępowało do środka.Jeżeli to potrwa dłużej, Win będziemiał tyle pracy, że starczy mu jej do końca życia.Zwiat miał do tej pory zaszczyt za-poznać się tylko z jedną z jego artystycznych wizji.A on miał ich dziesiątki.Aż go skręcało, żeby zobaczyć się z Belle.Do diabła z jej południowąbellowatością.Porwie ją w ramiona i będzie całował tak, by ten wczorajszy pocałunekwydał się zaledwiebraterskim cmoknięciem w policzek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl