[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tata mówi to samo.Chciałabym, żeby Nick zwierzyłsię ojcu, ale naszemu tacie też trudno jest rozmawiać na tematyosobiste.Nasza trójka jest beznadziejna w takich sprawach.Dotego potrzebna jest mama.- Nick - mówię niepewnie.- Nancy czasami doprowadza mniedo szału - przerywam na chwilę.- Ale myślę, że czuje sięsamotna.I nudzi się.Ciebie nigdy nie ma.- Muszę pracować, Gilly!- Wiem, wiem, że musisz - mówię, próbując go uspokoić.-Chcę tylko powiedzieć, że ona prawdopodobnie za tobą tęskni imoże gdybyś mógł z nią więcej rozmawiać.- Zmieniła się - stwierdza Nick cicho.- Mam wrażenie, że jużwcale jej nie znam.Biorę go za rękę i głaszczę jego dłoń.- Jest twoją żoną i macie dwie cudowne córki.- Zmieńmy temat - prosi spiętym głosem, zabierając rękę.- Z każdym dniem coraz bardziej przypominasz tatę, Nick.Uważaj - ostrzegam go. 191986Nick i ja wracamy ze szkoły.Nie mogę się doczekać, bypowiedzieć mamie, że Anna, Nick i ja sprzedając czekoladowebabeczki z motylkami na placu zabaw, uzbieraliśmy w tymtygodniu siedemnaście funtów na podróż Megan do Niemiec,gdzie wyleczą ją komórkami owiec.Upiekliśmy te babeczki wostatni weekend.Anna i ja śmiałyśmy się, kiedy Nick założyłkwiecisty fartuch mamy.Jedna z przyjaciółek mamy z grupy specjalnej troski, do którejnależy Megan, powiedziała jej, że w Niemczech jest jedenprofesor, który sądzi, że mógłby nam pomóc.Ta terapiakomórkami owcy jest droga, kosztuje tysiące funtów.Niektórestarsze dzieciaki ze szkoły organizują biegi sponsorowane iwyścigi kajakarskie.Mama jest taka dumna, mówi, że wszyscybędziemy w gazetach, w telewizji i będziemy opowiadaćhistorię Megan.Tata milczy.Cały czas pracuje.Pózniej tego wieczoru Nick i ja chowamy się w naszejsypialni, żeby uciec od krzyków.- Nic nie rozumiesz - krzyczy mama.- Musimy coś zrobić!- Beth, nie stać nas na to - mówi tata.- Musielibyśmyzwiększyć hipotekę na dom.- Nie możesz wycenić Megan! - Nie robię tego, jak w ogóle możesz tak myśleć? Ja też jąkocham.- Więc to okaż.A, prawda, nie możesz.- Proszę - namawia - bądz realistką.Co wiemy o tej terapii?Jesteś teraz łatwym celem.- Co to znaczy  być łatwym celem"? - szepczę do Nicka,przestraszona całym tych hałasem.Nie słyszy mnie.Zasłania uszy rękami.- Nie jestem.- Pozwól mi skończyć.- Musimy zaryzykować.- Jesteś łatwym celem - powtarza wolno tata- i uwierzysz każdemu, kto powie, że może pomóc.Czy tonaprawdę realne rozwiązanie?Nick i ja chowamy się pod kołdry, kiedy mama wrzeszczy:- Nie jesteś w pracy!- Ciszej, Beth! - błaga tata.- Dzieci.- Zachowuj się jak ojciec, nie jak prawnik! Jaki mamy wybór?Nie mamy żadnego cholernego wyboru! Nie mogę bezczyniesiedzieć i patrzeć, jak umiera! Może ty potrafisz, ale ja nie! -Słyszymy brzęk tłuczonego szkła; coś zostało zbite.- Nick iGilly mnie popierają.- To dzieci! Trudno im to zrozumieć - krzyczy tata.- Beth, proszę - dodaje spokojniej - przemyśl to.Dajesz imfałszywą nadzieję, to nie jest w porządku.- Nie.Musimy znalezć na to pieniądze i jeśli nam niepomożesz, zrobię to sama.Słychać trzaskanie drzwiami. Nick mówi, że kiedy dorośnie, zarobi mnóstwo pieniędzy,wyprowadzi się tak daleko, jak to tylko możliwe i zapomni omamie i tacie.- Zawsze wrzeszczą! Nienawidzę ich - mówi ponuro.Obiecuje, że zabierze mnie ze sobą.Pod kołdrą splatamy dłoniei dajemy sobie słowo, że zawsze będziemy najlepszymiprzyjaciółmi.20- Co takiego robisz? - pyta Mari, gdy obie przyglądamy sięjeszcze wszystkiemu, upewniając się, że sklep jest gotowy naprzyjazd Blaize'a.Powiedziała mi, że kiedyś Blaize wpadł najedną z lamp w piwnicy, a potem głośno przeklął, bo zarysowałsobie nowy but z krokodylej skóry.- Zabieram Guya na zakupy - powtarzam.- Idziecie tylko we dwoje?- Uhm.Mari nie może się powstrzymać.- Gilly, Guy ci się podoba?- Nie, Boże, nie - zapewniam.- Nie dziwię się - wyznaje, jakbym powiedziała  tak".- Jestzabawny, przystojny w niekonwencjonalny sposób.- Nie podoba mi się.A poza tym jest zaręczony-przypominam jej.- Wiem, ale przecież mimo to może ci się podobać.Zauważyłam po prostu między wami takie miłe iskrzenie. Pasujecie do siebie.No i zastanawiam się nad tą jegodziewczyną.- Co masz na myśli?- Dlaczego zniknęła z powierzchni ziemi, gdy tylko sięoświadczył?- Każdy jest inny, Mari.Ty nawet nie mieszkałaś ze swoimmężem.- Dlatego było nam ze sobą tak dobrze, kochana.Jak tylkoPercy wprowadził się do mojego mieszkania.mogiła.- Nie lecę na facetów w kapeluszach.- Dobra, wierzę ci - uśmiecha się.Nie.Guy w ogóle nie jest w moim typie.Naprawdę mi się nie podoba.Nagle stwierdzam, że się uśmiecham.Blaize Hunter King wchodzi do sklepu, ubrany wnieskazitelnie białą koszulę, dopasowane spodnie, skórzanebuty, a jego czarne włosy są zaczesane do tyłu i usztywnioneżelem.Mari i Blaize teatralnie całują powietrze na powitanie,co zostaje natychmiast przerwane, gdy chyba ze cztery z jegokomórek zaczynają dzwonić w tym samym momencie.Wybiera jedną z nich i otwiera klapkę przesadniezamaszystym gestem.- Och, Madonna, kochana, możesz chwilkę poczekać?.-Szuka następnego telefonu.- Madonna? - powtarzam.- Każe czekać Madonnie? Marimówi mi, żebym przestała wyglądać na taką zszokowaną. - To Blaize Hunter King, jeden z najbardziej znanychprojektantów wnętrz gwiazd - oświadcza jeszcze raz z dumą - irobi, co mu się żywnie podoba.Gdy Mari przedstawia mnie jako swoją nową sprze-dawczynię, niemal dygam, mówiąc:- Miło mi pana poznać.- Bardzo urocza - mówi, oglądając mnie od góry do dołu;jestem ubrana w czarną sukienkę, a włosy mam upięte do góryzłotą spinką.Wkrótce Mari i ja zdejmujemy buty i przedzieramy się przezsterty towaru, żeby podać Blaize'owi patynową latarnię, którabędzie idealna do nowojorskiego domu Madonny.Mari mapewną przydatną umiejętność: doskonale wie, jakieoświetlenie będzie wyglądało dobrze w danym otoczeniu.- Nie, Gilly, nie tę, tę drugą! - rozkazuje mi.Zmieję się,mówiąc, że to jak gra w twistera.- Och, Mari, jest boski - wzdycha Blaize, po czym wskazujena jeden z żyrandoli na wystawie.- Madge byłaby nimzachwycona.Ile?- Pięć i pół tysiąca - mówię, czując buzującą adrenalinę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl