[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Louis, potemprzez Memphis do Nashville, by w końcu dotrzeć do Atlanty.Terazjuż bez kluczenia najkrótszą trasą powinna wrócić do Indiany.Długo studiowała mapę, wreszcie odłożyła ją, wrzuciła wsteczny bieg iwyjechała z parkingu.Podróż, jak obliczała, powinna zająć jej około dziesięciu godzin.O piątej popołudniu mogłaby być w South Bend.Okazało się, że już o czwartej dotarłado cichego miasteczka uniwersyteckiego, w którym mieszkała Susan.Beztrudu odnalazła właściwą ulicę i dom.Zaparkowała przy krawężniku iprzeszła ścieżką do wejścia.Z bijącym sercem nacisnęła dzwonek.- Susan! - Zaczęła walić pięścią w drzwi.- To ja, Madeline! Otwórz, proszę!-W czymś pani pomóc?Claire odwróciła się gwałtownie.Na ganku sąsiedniego domu stała jakaśkobieta z niewesołą miną.- Dziękuję.- Claire usiłowała nadać swojemu głosowi spokojne brzmienie.-Jeśli mogłaby pani, byłabym bardzo wdzięczna.Ruszyła w stronę kobiety przez trawnik oddzielający oba domy, myślącjednocześnie, że musi robić wrażenie obłąkanej.Od trzydziestu sześciu godzinnie kąpała się i nie zmieniała ubrania.Nie pamiętała, kiedy po raz ostatni sięczesała.Kobieta zrobiła taką minę, jakby miała ochotę wycofać się w głąbdomu i zatrzasnąć drzwi.Claire stanęła przed nią.- Chciałam widzieć się z moją przyjaciółką, Susan Willis.To bardzo pilne.Ja.To jej dom, prawda?Kobieta odchrząknęła.-Tak, ale jej.nie ma.-Widziała ją pani? - Claire złożyła dłonie.- Proszę, to naprawdę bardzo pilne -powtórzyła.- Przykro mi.- Kobieta na moment odwróciła wzrok, po czym spojrzałaClaire prosto w oczy.-Przykro mi, ale Susan.nie żyje.- Nie żyje? - powtórzyła Claire, czując, że ziemia usuwa się jej spod nóg.- Niemówi pani poważnie.Jak to.nie żyje? - Zginęła w wypadku samochodowym.Cztery czy pięć dni temu, niepamiętam.To był dla mnie straszny wstrząs i straciłam rachubę czasu.Tamtejnocy była fatalna pogoda.Najechał na nią pijany kierowca.Zderzenieczołowe.Bardzo mi przykro.Claire wpatrywała się nieruchomo w kobietę.Tonieprawda, Susan nie mogła zginąć! Jej ukochanaprzyjaciółka, jej jedyna powiernica.Jej.Co ze Skye? Czy Skye była z nią?!Claire uniosła dłoń, zakręciło się jej w głowie, była bliska omdlenia.Nogiugięły się pod nią.Zachwiała się.- Och, pomogę pani.- Kobieta zbiegła z ganku i chwyciłaClaire pod ramię.Proszę usiąść.Jest pani w szoku.Claire pozwoliła zaprowadzić się na ganek i posadzić na wiklinowym fotelu.Zgięta wpół, zaczęła łkać bezgłośnie.Jej najlepsza przyjaciółka! Jej jedyna przyjaciółka! Nie żyje.Odeszła.Skye! Jej córeczka! Boże spraw, żeby była cała i zdrowa.- Bardzo mi przykro- powtórzyła sąsiadka drżącym głosem.- Wszyscy tutaj bardzo lubiliśmySusano Była taka kochana.yle pani wygląda.Przyniosę szklankę wody.Zarazwracam.Claire chwyciła ją za rękę, uniosła twarz.- Czy.Susan.Czy była.sama?- Sama? - powtórzyła kobieta, najwyrazniej nie rozumiejąc pytania.- Tak,sama.Wypadek zdarzył się na południu stanu, niedaleko Cillver.Nie wiem, cotam robiła, ani dokąd jechała.Zginęła na miejscu - dodała ochrypłym głosem.Claire odetchnęła z ulgą i natychmiast ogarnęły ją wyrzuty sumienia.Susanzginęła przez nią, bo chciała wyświadczyć jej przysługę.Pomimo wszystkoczuła ulgę.Susan była sama, bo wypadek zdarzył się, zanim dotarła do Ridley.Zanim zdążyła odebrać Skye.Dzięki Bogu, dzięki Bogu.Nagle ogarnęło ją powtórne przerażenie.Co w takim razie dzieje się ze Skye?Czy Pierce'owi udało się ją znalezć? Prawdopodobnie mała jest już wChicago.A jeśli nie znalazł córki? Skye mogła być teraz wszędzie, nie wiadomo gdzie iz kim.Claire zerwała się z fotela.- Muszę jechać - wykrztusiła.- Bardzo pani dziękuję.Naprawdę.dziękuję.- Proszę chwilę poczekać.- Kobieta dotknęła jej ramienia.- Nie wygląda panizbyt dobrze.Proszę tu jeszcze zostać.Przyniosę pani szklankę wody.- Nie mogę.- Claire potrząsnęła głową.- Dziękuję, ale muszę jechać.Mojacórka.Ona.Spojrzała w zatroskane oczy kobiety.- Muszę znalezć mojącórkę.ROZDZIAA DWUDZIESTY PIERWSZY Zwiatła głównej alei zatańczyły jej przed oczami i nawet głośna muzyka niebyła w stanie zagłuszyć łomotania serca.Wiedziona desperacką nadzieją, żeSkye i Ch ance nadal podróżują z trupą, Claire odnalazła wesołe miasteczkoMarvela.Stała teraz przed starym Abnerem i drżała tak, że ledwie mogłaustać,- Gdzie jest Chance? - zapytała łamiącym się głosem.- Muszę go znalezć,Abner.To bardzo ważne.To.- Odszedł.Będzie z tydzień, jak zniknął.- Abner zmarszczył czoło.- Tak misię wydaje.Poszedłem do niego pogadać o waszym zniknięciu i wtedywidziałem go po raz ostatni.Claire z trudem powstrzymywała napływające dooczu łzy.Skoro Chance odszedł, gdzie w takim razie jest Skye?Odchrząknęła.-Tamtego dnia, kiedy z nim rozmawiałeś, czy.Skye była z nim?Abner uniósł brwi.- Chłopak mówił, że zabrałaś małą ze sobą.Twierdził, że wyjechałyście razemtej nocy, kiedy się rozszalała burza.Wszystkim tak opowiadał.-Wiem.Ja prosiłam.Więc nie widziałeś Skye?- Nie potrafię ci pomóc, Claire.Przykro mi.Gdzie jest jej dziecko?- Jakiś facet rozpytywał o was - dodał Abner.- Było to przed samymzniknięciem Chance'a.Prywatny detektyw.Nawet zostawił wizytówkę.Claire podniosła wzrok.- Prywatny detektyw? - powtórzyła przerażonym tonem.- Czego chciał?- Szukał was.Zatrzymałem wizytówkę.Pomyślałem sobie, że gdybyś siępojawiła u nas, może cię to zainteresować.- Wyjął wizytówkę z portfela ipodał Claire.- Powiedziałem mu, żeście razem wyjechały, aChance powtórzyłto samo.Claire wpatrywała się bez słowa w wizytówkę.Znała nazwę agencji,bowiem należała ona do najlepszych w Chicago.Adam nieraz korzystał z jejusług- Opowiadał, że odziedziczyłaś jakieś pieniądze, Claire, i to duże.Wszystkimrozdawał swoje wizytówki, kazał dzwonić i obiecywał nagrodę, gdyby ktoświedział, gdzie się podziewacie.Abner spojrzał jej prosto w oczy.- Tysiącdolarów.Claire skinęła głową na znak, że zrozumiała ostrzeżenie.Stary zdawał sobiedoskonale sprawę, że jego wróżka musi być w nie lada opałach.Zerknęłaprzez ramię, chcąc się upewnić, czy nikogo nie ma w pobliżu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl