[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Albo z kimkol-wiek innym? Nie wierzę własnym uszom.Nie mogę słuchaćtego, co mówisz. Zrobił krok w jej stronę. Co sięz tobą stało, Kate? Tak bardzo się zmieniłaś, od kiedywzięliśmy Emmę. Nie, nieprawda. Potrząsnęła głową. To ty. To nie ja nieustannie siedzę przy dziecku! Tonie ja jestem ciągle zmęczony! Nie ja węszę wszędziespiski, to nie ja widzę włamywaczy, którzy kradnąjedno zdjęcie! Nie ja twierdzę, że uczciwa i ciężkopracująca dziewczyna może oszukiwać! I nie jaoskarżam o zdradę osobę, z którą przeżyłem dziesięćszczęśliwych lat małżeństwa.Ruszył w stronę salonu.Patrzyła za nim ze łzamiw oczach.Nagle zdała sobie sprawę z tego, że Ri-chard ma rację.To ona zaczęła niebezpiecznie ocie-370 rać się o paranoję, podejrzewając wszystkich dooko-ła o najgorsze rzeczy.A przecież zawsze obiecywałasobie, że nie będzie zazdrosna ani zaborcza. Richardzie, zaczekaj!Zatrzymał się i spojrzał na nią przez ramię. Tak nam było dobrze, Kate.Cieszyliśmy siężyciem.Cieszyliśmy się sobą.Co się z tobą stało?Zupełnie cię nie poznaję. ROZDZIAA PIDZIESITY CZWARTYObudził ją grzmot.Krople deszczu uderzały w ok-na i bębniły w dach.Kiedy Kate usiadła, jasna błys-kawica przecięła niebo.Zauważyła, że Richard już wstał.Wyciągnęła rękęi dotknęła jego poduszki.Była zimna.Westchnęła, za-stanawiając się, czy w ogóle będzie chciał z niądzisiaj rozmawiać.I czy ich małżeństwo przetrwajeszcze choć jeden tydzień, nie mówiąc o miesiącu.Kiepsko spała i czuła się bardzo zmęczona.Prze-wracała się z boku na bok, a kłótnia z Richardempowracała do niej wciąż w nowych, sennych wariac-jach.Męczyło ją to, o co oskarżyła męża, martwiła siętym, co się stało z ich małżeństwem.Poprzedniej nocy Richard leżał przy niej bezruchu.Wyciągnęła parę razy rękę w jego stronę,przepraszając i prosząc o wybaczenie, ale bez powo-dzenia.Nawet nie chciał jej słuchać.Bolało tak bardzo, że z trudem to znosiła.Wstała i skierowała się do łazienki.%7ładnegodosypiania.Co prawda matka Richarda po długichnegocjacjach zdołała w końcu wyrwać jej Emmę na372 jeden dzień, z solenną obietnicą, że dostarczy ją dziświeczorem, ale musiała przecież otworzyć ,,Uncom-mon Bean .W deszczowe dni mieli jeszcze więcejklientów niż zwykle, bo jak lepiej można spędzićdżdżysty ranek?Kate przetarła zaspane oczy.Jednak dobrze, żeteściowa zabrała wczoraj Emmę.W takim stanie nieporadziłaby sobie z córką i sobotnim ruchem.Zwiadoma upływającego czasu, wzięła szybkiprysznic, ubrała się i zeszła na dół.Kiedy znalazła sięw kuchni, odkryła, że Richard już wyszedł.Nie zostawił jej nawet kartki.Azy zaczęły jej kapać wprost na ekspres do kawy.To był znaczący gest.Nagle poczuła się samotna.Deszcz ją niepokoił, a grozne odgłosy grzmotówwręcz paraliżowały.Zdecydowała, że wypije kawę dopiero w ,,Un-common Bean .Narzuciła płaszcz przeciwdeszczo-wy, złapała torebkę i wybiegła na dwór.Parę minut pózniej zatrzymała samochód za ka-wiarnią.Lało jak z cebra.Nie wysiadała, mającnadzieję, że deszcz za chwilę osłabnie.Wycieraczkipracowały niestrudzenie, ale mimo to i tak prawie niewidziała tylnychdrzwi ,,Uncommon Bean  , chociażniemal w nich zaparkowała.Deszcz nagle stał się mniej intensywny.Sięgnęłapo klucze i wyskoczyła z samochodu.Wpadła wprostdo kałuży i poczuła, że jeden z pantofli ma zupełnieprzemoczony.Z przekleństwem na ustach podbiegłado wejścia.Kiedy próbowała włożyć klucz do zamka,drzwi same się otworzyły.Zastygła w progu.Nie dosyć, że kawiarnia stała373 otwarta całą noc, to jeszcze drzwi były lekko uchylo-ne.Kate skrzywiła się, usiłując sobie przypomnieć,kto miał je wczoraj zamknąć.Tess, uzmysłowiła sobie.Dziewczyna wcale niebyła z tego zadowolona i usiłowała nawet namówićKapelusznika, żeby zrobił to za nią.Kate pokręciła z dezaprobatą głową.Tess zanie-dbała swoje obowiązki tylko dlatego, że wybierałasię na randkę.A gdyby ktoś chciał się tutaj włamać?Lub deszcz zalał korytarz i dostał się do pomiesz-czenia z żywnością?Kate zamknęła za sobą drzwi.Będzie musiałaporozmawiać z Tess.Nie może przecież tolerowaćtakich zaniedbań.Od razu też zajrzała do składziku i natychmiastzatkała sobie nos.Co to za okropny zapach? Jakbyktoś zostawił na słońcu śmieci albo wybiło szambo.Kiedy ruszyła dalej, smród się jeszcze nasilił.Zajrzała do łazienek i do swego biura, ale nie odkryłanic podejrzanego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl