[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie rozumiem, dlaczego pani nie może udzielić mi tych informacji  po-wiedziała staruszka. Przy wyjściu wciąż jest mnóstwo ludzi. Proszę przechodzić  wtrącił się kapitan McDonald. Mamy pewienproblem. Cóż, przepraszam, że żyję  rzuciła urażona staruszka. Widzę, że chce-cie się mnie pozbyć!Przeszła obok nich, z nosem zadartym jak u psa węszącego pożar w oddali,z neseserem zaciśniętym w jednej ręce i plikiem biletów (z takim mnóstwem ster-czących z niego oddartych kart pokładowych, że można by sądzić, iż obleciałacałą kulę ziemską, co kilka godzin zmieniając samolot) w drugiej. Oto dama, która już nigdy nie poleci samolotem linii delta  mruknęła56 Susy. Gówno mnie obchodzi, jeśli nawet przeleci samego Supermana  warknąłMcDonald. To już ostatnia?Jane prześlizgnęła się obok, zajrzała do przedziału klasy biznesowej, a potemdo głównej kabiny.Nikogo.Wróciła i zameldowała, że samolot jest pusty.McDonald spojrzał w stronę schodów i zobaczył dwóch umundurowanychurzędników celnych, którzy przeciskali się przez tłum, przepraszając, lecz nawetnie oglądając się na ludzi, których odepchnęli.Ostatnią z tych osób była starszapani, która upuściła książeczkę z biletami.Karteczki wypadły z okładki i trzepo-cząc, rozsypały się wokół, a ona rzuciła się na nie z wrzaskiem, jak rozzłoszczonawrona. W porządku, panowie  powiedział McDonald. Zostańcie na zewnątrz. Kapitanie, jesteśmy urzędnikami federal. Wiem, bo sam was wezwałem, i cieszę się, że przyszliście tak szybko.Te-raz stańcie tam, ponieważ to mój samolot, a ten facet w toalecie to jeden z moichpasażerów.Kiedy wyjdzie z samolotu na schody, będzie wasz i możecie z nim zro-bić, co chcecie. Skinął na Deere a. Dam temu sukinsynowi ostatnią szansę,a potem wyważymy drzwi. Nie mam nic przeciwko temu  mruknął Deere.McDonald rąbnął w drzwi nasadą dłoni i wrzasnął: No, już, wychodz, przyjacielu! Nie będę więcej prosił!Nikt nie odpowiedział. W porządku  rzekł McDonald. Zróbmy to.* * *Eddie usłyszał niewyrazne słowa staruszki: Cóż, przepraszam, że żyję.Widzę, że chcecie się mnie pozbyć!Przeciął taśmę do połowy.Kiedy staruszka odezwała się, trochę drgnęła muręka i zobaczył strużkę krwi, spływającą mu po brzuchu. Kurwa!  zaklął. Tego nie da się uniknąć  rzekł ochrypłym głosem rewolwerowiec.Dokończ robotę.A może na widok krwi robi ci się słabo? Tylko na widok mojej własnej  odparł Eddie.Taśma zachodziła mu niemal na brzuch.Kiedy zaczął przecinać wyższe war-stwy, prawie nie widział, co robi.Rozciął jeszcze ze dwa cale taśmy i o mało znówsię nie skaleczył, gdy usłyszał, jak McDonald mówi:57  W porządku, panowie.Zostańcie na zewnątrz. Mogę dokończyć i poderżnąć sobie gardło albo możesz mi pomóc  rzekłEddie. Nie widzę, co robię.Zasłania mi moja pieprzona broda.Rewolwerowiec wziął nóż w lewą rękę.Trzęsła mu się.Patrząc na drżący,ostry jak brzytwa sztylet, Eddie się przeraził. Może lepiej spróbuję s. Zaczekaj.Rewolwerowiec uważnie popatrzył na swoją lewą rękę.Nie można powie-dzieć, że Eddie negował istnienie telepatii, ale też nie do końca w nią wierzył.Mimo to poczuł teraz coś, co było tak rzeczywiste i namacalne, jak żar bucha-jący z pieca.Po kilku sekundach pojął, co to takiego: siła woli tego dziwnegoczłowieka. Do diabła, jak on może być umierający, jeśli wyczuwam w nim taką siłę?Drżąca dłoń zaczęła się uspokajać.Wkrótce prawie się nie trzęsła.Po kilkunastępnych sekundach była nieruchoma jak głaz. Teraz  rzekł rewolwerowiec.Zrobił krok w przód, podniósł nóż i Eddie poczuł coś jeszcze  bijącą odniego gorączkę. Jesteś mańkutem?  zapytał. Nie  odparł rewolwerowiec. O Jezu  jęknął Eddie i doszedł do wniosku, że lepiej na chwilę zamknąćoczy.Usłyszał cichy trzask przecinanej taśmy. Gotowe  oznajmił rewolwerowiec, cofając się o krok. Teraz zerwij jąjak najszybciej.Ja zajmę się plecami.Uprzejme pukanie do drzwi toalety przeszło w donośne łomotanie pięścią. Pasażerowie wysiedli.Koniec z pieszczotami.O kurwa. No, już, wychodz, przyjacielu! Nie będę więcej prosił! Zerwij ją!  warknął rewolwerowiec.Eddie chwycił w dłonie końce taśmy i szarpnął z całej siły.Zabolało, bolałojak wszyscy diabli. Przestań narzekać  pomyślał. Mogło być gorzej.Mógł-byś mieć owłosiony tors, jak Henry.Spojrzał w dół i zobaczył czerwony, mający prawie pięć cali szerokości, paspodrażnionej skóry na wysokości mostka.Skaleczył się tuż nad splotem słonecz-nym.Krew zbierała się we wgłębieniu i szkarłatną strużką spływała mu do pępka.Woreczki z towarem, jak zle zamocowane juki, wisiały mu teraz pod pachami. W porządku  rozległ się niewyrazny głos za drzwiami. Zróbmy.Przeszywający ból sprawił, że Eddie nie dosłyszał końca zdania, gdy rewol-werowiec bezceremonialnie zerwał mu resztki taśmy z pleców.Eddie przygryzłwargi, tłumiąc krzyk. Włóż koszulę  polecił rewolwerowiec.Jego twarz, którą Eddie wcze-śniej uznał za najbledszą, jaką może mieć żywy człowiek, teraz przybrała barwę58 popiołu.W lewej ręce trzymał resztki taśmy (posklejanej w kłąb, z woreczkamibiałego proszku, wyglądającymi jak jakieś dziwne kokony).Odrzucił je na bok.Eddie zauważył krew sączącą się przez prowizoryczny opatrunek na prawej dłonirewolwerowca. Zrób to szybko.Rozległ się głuchy łoskot.To już nie było pukanie.Eddie spojrzał na drzwi to-alety i zobaczył, że zadrżały, a światełko na nich przygasło.Usiłowali je wyważyć.Podniósł koszulę palcami, które nagle stały się za duże i zbyt niezgrabne.Lewymankiet podwinął się na lewą stronę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl