[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wolałbym kochać się z tobą zamiast pracować, ale przypuszczam, że wkrótce niebędziesz zdolna do takich figli.Uniosła pytająco brwi.Dokładnie tego ranka zaczęła menstruować.- Skąd wiesz?Alistair wyswobodził się z marynarki i powiesił ją na oparciu krzesła znajdującego sięnaprzeciwko Jessiki.- Jak mógłbym nie zauważyć? Dotykam twojego ciała częściej niżswojego.Twoje piersi są nabrzmiałe i bardzo wrażliwe, w dodatku w ciągu ostatnich dwóchdni miałaś wyjątkowo dużą ochotę na miłość.Pomijając inne sygnały.Usta Jess wykrzywiły się, dając wyraz ironicznemu rozbawieniu.- Spostrzegawczy zciebie mężczyzna.- Nic nie mogę na to poradzić - powiedział, odwzajemniając uśmiech.- Nie mogęoderwać od ciebie oczu. - Pochlebca - odparła przekornie.- Niestety, jestem niedysponowana.Mogę jednakzająć się tobą w inny sposób.Alistair usiadł.- To cudownie, ale zadowala mnie już samo przebywanie w twoimtowarzystwie.Jess odetchnęła głęboko, reagując mimowolnie na szybsze uderzenie serca.Wypowiedział te słowa zupełnie naturalnie, ale poczuła się głęboko poruszona jegootwartością oraz wrodzoną wrażliwością przejawiającą się w braku chęci wykorzystaniasytuacji.Bóg wiedział, że ona również była wrażliwa w podobny sposób.- Czuję to samo -powiedziała miękko.- Wiem.- Alistair sięgnął po dłoń Jessiki siedzącej po przeciwnej stronie stołu.- Niepotrafię wyrazić, ile znaczy dla mnie, że bez względu na to, czy się kochamy, czy nie, wciążchcesz spędzać ze mną czas.Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego tak ją zaskoczyło, że przystojny mężczyzna pragnął,aby doceniano go za coś więcej niż jego wygląd i aby pożądano go ze względu na coś więcejniż jego wprawa w prowadzeniu miłosnych igraszek.- Alistairze.- Nie użalaj się nade mną - powiedział szorstko w reakcji na dobrotliwy ton jej głosu.-Jestem w stanie przyjąć każdą twoją emocję, z wyjątkiem tej jednej.- Podziwiam cię.Ostre kontury jego ust nabrały łagodnego wyrazu.- Tę akurat przyjmę zprzyjemnością.Pokręciła głową.- Nie dopuszczę do tego, abyś z mojego powodu wstydził się siebiew jakiś sposób.Nie oceniam cię i nigdy nie będę cię oceniać przez pryzmat wyborów, jakichdokonałeś w przeszłości, jeśli jednak nie możesz przyjąć tego do wiadomości, to lepiej,abyśmy się rozstali.Alistair zmarszczył brwi.- Musisz zrozumieć.- Nie, to ty musisz zrozumieć.Musisz zdecydować w tym momencie, czy jesteś wartmoich uczuć w takim samym stopniu jak każdy inny mężczyzna.Jeśli nie możesz tego zrobić,chcę, abyś sobie poszedł.Alistair zaklął pod nosem.- Nie możesz tak mówić.- A niech mnie, jeśli nie mogę - rzuciła.- Ty możesz się łudzić myślą o tym, że jestemdoskonała, a tymczasem ja jestem tylko kobietą, a w zasadzie chyba w połowie kobietą, jeśliwziąć pod uwagę moją bezpłodność.Muszę przyznać, że to wielce niesprawiedliwe, że niemogę mieć dzieci; jednocześnie jednak krwawię, tak jakby to było możliwe.- Zatem masz menstruację? - zapytał pozornie lekkim tonem. - Jeśli się bałeś, że nie będę mieć, to niepotrzebnie.Alistair nie spuszczał z niej wzroku.- Czy jesteś pewna swojej bezpłodności? Byćmoże problem tkwił w Tarleyu.- Nie.Zanim się pobraliśmy, miał dziecko z kochanką.- Być może dziecko nie jest jego?- Gdybyś widział tego chłopca, nie miałbyś wątpliwości.Tak jak w przypadku twoichbraci, jest podobny do swojego ojca kropla w kroplę.Alistair skinął głową i skierował uwagę na swój rejestr.Jessicę przeszył dreszcz niepokoju.Koniec ich związku zdawał się czymśnieuchronnym, gdyby okazało się, że Alistair pragnie mieć dzieci, a jest to coś, czego chcewiększość mężczyzn.Bez wątpienia zasługiwał na tego rodzaju szczęście.- Widziałam cię z tamtym chłopcem - powiedziała, mając na myśli młodzieńca,którego próbowała uchronić przed karą tydzień temu.Alistair okazał zainteresowaniemłodemu marynarzowi, wykonując razem z nim węzły oraz różne pożyteczne prace, i Jessicesprawiało ogromną radość patrzenie na nich.- Będziesz kiedyś wspaniałym ojcem.Alistair spojrzał na nią, a następnie przechylił się do tyłu na swoim krześle iskrzyżował ręce na piersiach.Włosy zdążyły mu już trochę odrosnąć i Jessice bardzo podobałsię sposób, w jaki ciemne pasma okalały jego twarz.Uniosła dłoń do gardła i potarła miejsce,w którym czuła ucisk.- Jessico.- Alistair zrobił głęboki wydech.- Nigdy nie myślałem o posiadaniu dzieci.Teraz ta kwestia jeszcze mniej mnie obchodzi.- Nie mów tak.Nie możesz rezygnować z podobnego szczęścia w tak lekkomyślnysposób.- Jak wiesz, prokreacja wymaga partnera.Jesteś pierwszym ogniwem w tym łańcuchuzależności.I jeśli jesteś też ostatnim ogniwem, to będzie, co ma być.Nie mogę nawet myślećo tym, abym mógł brać kogoś innego pod uwagę.Oczy zaszły jej mgłą.Przymykając powieki z powodu zalewającego jej oczystrumienia łez, wywołującego zawstydzenie, Jessica pospiesznie wstała od stołu iruszyła wkierunku stojącej w kącie skrzynki z czerwonym winem.- Jess.Usłyszała za sobą szuranie przesuwanego po podłodze krzesła; chwilę pózniej, zanimzdążyła schylić się i wziąć jedną z butelek, na jej ramionach spoczęły silne dłonie.- Czy to, że mówię ci, jakie budzisz we mnie uczucia, skłania cię do picia? - zapytał,przysuwając usta do jej ucha. - Nie.Przyczyną jest to, że jestem wystarczająco egoistyczna, aby odczuwaćzadowolenie z powodu tego, co do mnie czujesz.- Chcę, abyś czuła się egoistycznie w stosunku do mnie.Jess pokręciła gwałtownie głową.- Miłość jest bezinteresowna.Lub taka przynajmniejpowinna być.- Dla niektórych być może tak.Jeśli chodzi o mnie i o ciebie, to bardzo wiele już namzabrano.Teraz właściwe jest to, abyśmy brali jak najwięcej od siebie nawzajem.Zamknąwszy oczy, odchyliła głowę w tył i oparła ją o ramię Alistaira.Objął jąrękami, a ona umieściła swoje dłonie na jego.- Masz liczne rodzeństwo.Z pewnością sam teżchciałbyś mieć dużą rodzinę.- Jeśli mamy rozmawiać o mojej rodzinie, będziemy potrzebować tego wina.Alistair odszedł.Jessica wzięła jedną butelkę i wyprostowała się.Ruszyła w kierunkustołu, a Alistair wyciągnął z małej szafki stojącej przy drzwiach dwa kieliszki.Jessica postawiła wino na stole i usiadła.Alistair ustawił obok dwa kieliszki iotworzyłbutelkę.Pozostawił ją otwartą, aby przewietrzyć wino, i ponownie zajął swoje krzesło,spoglądając na Jessicę badawczo i w zamyśleniu.Czekała cierpliwie.- Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się, dlaczego cechy Mastersona uwidaczniają siętak silnie w moich braciach, gdy tymczasem ja jestem żywym obrazem mojej matki?- Nie kwestionuje się takich błogosławieństw.Komplement wywołał lekki uśmiech na twarzy Alistaira.- Zatem - odparła - przypuszczam, że Masterson nie jest twoim ojcem.- I nie ma to dla ciebie znaczenia - zauważył łagodnie.- A dlaczego miałoby to być dla mnie ważne?- Jess.- Alistair roześmiał się lekko.- Wiesz, bałem się powiedzieć ci otym.Jesteśznana ze swojego przywiązania do zasad przyzwoitości; myślałem, że możesz uznać mnie zakogoś gorszego.- Co za bzdury.Czy twoi bracia uważali cię za gorszego? Czy wciąż nie czujeszbliskiej więzi z Albertem?- Nie miałem żadnego problemu z braćmi.Jednak jeśli chodzi o Master - sona.Nigdynie byłem w stanie go zadowolić.- Jednostajny ton głosu zdradzał istnienie głębszych emocji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl