[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozwoliłbym sobie nanastępujące dopowiedzenie: nierzadko człowiek jest nieświadomie, wswej sferze nieświadomej, także o wiele bardziej religijny,aniżeli to czuje.Istnieją bowiem nie tylko nieświadome, wypartepopędy, ale także nieświadoma duchowość i wiara.Oczywiście niewolno popełniać błędu, w który popadł Jung, przedstawiającmianowicie samą tę nieświadomą religijność także jako wrodzoną,związaną z mózgiem i stanowiącą znowu tylko rodzaj popędu.Jestinaczej: jak wszelka religijność, również ta nieświadoma ma jakiścharakter zasadniczy, rozstrzygający.To, co największy klasyk psychoterapii, Freud, wypowiedział natemat religijności, też zapewne nie zadowoli dzisiejszegopsychoterapeuty.Jest rzeczą znaną, że Freud uważał religie zazłudzenie czy, innym razem, niejako za zbiorową nerwicę natręctwludzkości.A Bóg, jak mniemał Freud, jest ostatecznie rzutowaną wnadludzkie wymiary postacią ojca albo, by pozostać przy żargoniepsychoanalitycznym, projektcją, imago, obrazu ojca.Jak wiadomo,psychoanaliza nigdzie nie zapuściła głębszych korzeni wświadomości masowej aniżeli w Stanach Zjednoczonych.Toteżpsychiatra amerykański Freyhan mógł w jednym ze szwajcarskich pismfachowych stwierdzić, że psychoanaliza w USA stanowi ruch masowy,który z rodzajem religijnej prostoty ducha wierzy, że wewszechpotężnej sferze nieświadomości odnalazł zródło wszelkichludzkich poczynań i działań.Przed niewielu laty amerykańskibadacz nazwiskiem Kristol wykazał, że nie można uznaćjakichkolwiek wyników badawczych psychoanalizy, a odrzucić tylkojej obraz człowieka jako istoty kierowanej w końcu wyłączniepopędami.Kristol dowiódł raczej, że jedno jest ściśle związane zdrugim, a więc niejako można tylko wierzyć albo w Boga, albo wimago ojca.* Wielokrotnie przestrzegano przed niedocenianiemświatopoglądowych implikacji, czyli tego, co zawarte jest wświatopoglądowych elementach psychoanalizy, nawet jeśli ona samanie jest jeszcze tego świadoma.Nietrudno pojąć to ostrzeżenie,jeśli się widzi, jak niektórzy psychoanalitycy, sami w sobieludzie na wskroś wierzący, próbują krytykować psychoanalizę.Czynią to tylko połowicznie, powiedziałbym, że zmywająpsychoanalizę po wierzchu, bez zmoczenia jej, a tylko skrapiającją święconą wodą.Nie chcę tym samym głosić, że badania naukowe muszą niejakodoczekać się akredytacji ze strony religii: zaopiniowania izatwierdzenia.Mówiliśmy bowiem o psychoanalizie i krytykowaliśmyją tylko o tyle, o ile nie jest prawdziwą nauką ( * ), a tylkosama wierzy w swą naukowość, będąc w rzeczywistości rodzajemwiary, a raczej przesądu, ściślej mówiąc przesądu odnoszącego siędo popędów w człowieku jako początku i istoty wszystkiego, co wogóle ludzkie.Ale nie tylko badania naukowe z góry nie mają nicbezpośrednio wspólnego z religią - to samo dotyczy także, a nawetbardziej jeszcze, praktyki lekarskiej.I J.H.Schultz z Berlinamógł słusznie zaryzykować twierdzenie: jak nie może byćchrześcijańskiej czy buddystycznej nerwicy natręctw, podobnie niemoże być żadnej naukowej terapii określonej wyznaniowe.Pamiętajmy: naukowej psychoterapii.Por.W.Ginsburg i J.L.Herma: "Większość analityków sama zakwestionuje wyniki swej terapii w przypadku pacjenta, który dokońca kuracji psychoanalitycznej trwa w swoich praktykachreligijnych".("The American Journal of Psychotherapy", 1953, 7,s.546.)Por.Judd Marmor, "The American Jounnal of Psychiatry", 1968,125, s.131: "In the past ten years the prestige of psychoanalysisin this country appears to have dropped significantly in academicand scientific circies.Over the years psychoanalysis has beenoversold as an optimal psychotherapeutic technique.Whether or notciassical psychoanalysis is truty the optimal approach for anyspecific form of psychopathology still remains to be conclusivelyproved, hut at best it is indicated in only a smali proportion ofcases." (W ostatnich dziesięciu latach znaczenie psychoanalizy wakademickich i naukowych kręgach naszego kraju zdaje się wyrazniezmniejszać.Przez całe lata psychoanaliza była przeceniana jakonajlepsza z psychoterapeutycznych technik.Czy klasycznapsychoanaliza stanowi naprawdę optymalne podejście do wszelkiegorodzaju psychopatologii, problem ten wciąż jeszcze czeka naostateczne sprawdzenie, w najlepszym jednak razie wskazana onajest w nieznacznej tylko części przypadków.) A.T.P.Millar,"British Journal of Psychiatry" 1969, 115, s.421: "Psychoanalysisis in a position to perpetuate its theories, proved or unproven,and the voice of dissent is not easily heard in psychiatrieAmerica.We are in an era when the sine qua non of publication inmany a psychiatrie Journal is a dynamie formulation of the problemin oral, anal or oedipal terms.We are in an era when to disagreewith psychoanalysis is more liable to lead to a gratuitousdiagnosis and dynamie formulation of the disagreer than it is anexamination of the arguments advanced.Indeed, by diagnosing theopposition the ideas advanced are rendered grist for theinterpretatwe mill rather than propositions to be refuted.But canit be that only psychoanalysts have opinions while the rest of ushave problems? Dr Burness Moore, chairman of the AmericanPsychoanalitic Association.s public information committee, writesin that Association.s newsietter: "Indeed, there is indication ofincreasing derogation: of analysis in the past few years", and theAssociation has hired a public relations consultant.This mayindeed be the appropriate action, but it does seem possible thatmore might be accomplished if psychoanalysis were to undertake torehabilitate its theory rather than its public imoge.It may besaid that the present situation in psychoanalysis argues againstsignificant theoretical revision arising from within thediscipline.Dr.Ernest Hilgard, Professor of Psychology atStanford Unwersity and a student of personality theory, hassuggested that "the ultimate reformulation of psychoanalytictheory may have to come from those who lack commitment to anyinstitutionalized form of it"".(Psychoanaliza jest w staniepodtrzymywać swoje teorie, sprawdzone czy nie sprawdzone, igłosowi sprzeciwu niełatwo jest o posłuch w amerykańskiejpsychiatrii.%7łyjemy w czasach, gdy sine qua non publikowania wniejednym piśmie psychiatrycznym jest formułowanie problemu wkategoriach popędowych oralnych, analnych czy edypowych.%7łyjemy wczasach, gdy opozycja wobec psychoanalizy może prowadzić raczej dobezpodstawnego stawiania diagnozy i zaszufladkowywania oponentawedle jego popędów niż do badania wysuniętych przezeń argumentów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl