[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alejeśli naprawdę wie, kim jest Wąż, darmowy rejs na Jamajkę byłby uczciwą zapłatą.Macopanował podniecenie, napominając sam siebie, że korzysta z niezbyt wiarygodnego zródła.- Jesteś pazernym, samolubnym kłamcą, ale może tym razem skorzystam na tym.Wszystko zależy od tego, jakie to nazwisko i jaki jest twój rzekomy dowód.Może ubijemyinteres.Digger uśmiechnął się krzywo.- Och, będziesz zadowolony z dowodu, ja.W oknie po przeciwnej stronie sali szyba rozprysła się na kawałki.Jedna z dziewekwrzasnęła.Talerze i meble pospadały na podłogę, bo wszyscy rzucili się do ucieczki.Knoxskoczył od drzwi frontowych zobaczyć, co się stało.Mac rozejrzał się wkoło i zobaczył, żeDigger spada z krzesła.Zaklął, zgarnął pistolet ze stołu i padł na kolana.Kiedy się upewnił, że niebezpieczeństwo minęło, wstał, ostrożnie przemknął się podścianą, otworzył tylne drzwi i wyjrzał na ulicę.Ani śladu mordercy.Chwilę pózniej Knox pojawił się zza wschodniej ściany tawerny.Ktokolwiek strzelałdo Diggera, zniknął.- Diabli nadali! - mruknął Mac, wracając do środka. Digger leżał nieruchomo na podłodze z wytrzeszczonymi oczyma.Krew wyciekałamu z przestrzelonej piersi.Nie wyglądało, by miał długo pozostawać na tym świecie.Mac ukląkł przy umierającym.- Mów do mnie.Zanim umrzesz, powiedz mi.- Nachylił się niżej, o centymetry od ustDiggera.- Kim jest Wąż?Pierś tamtego uniosła się w gwałtownym ataku kaszlu.Wstrząsany drgawkami Diggerwyrzekł z ostatnim oddechem:- Dorridge.* * *Słowo martwego szczura było bez wartości.Mac i tak wiedział, że to Dorridge kryjesię za nalotami na jego dostawy; domyślił się tego tamtej nocy, kiedy wicehrabia wdarł się dojego sypialni.Zabiegi Dorridge'a, żeby Maca przyłapano na przemycie, były oczywiste.Podejrzewał także, że Dorrigde chce ukraść posążek Joanny.Ale nigdy by nieuwierzył, że ten człowiek jest tak szalony lub tak zachłanny, żeby wdawać się w brudnesprawki w Edenie, jak szantaż i morderstwo - a teraz nie mógł zrobić nic więcej, niż wskazaćpalcem przestępcę.Potrzebował dowodu.Wysiadając z powozu, czuł dręczącą bezsilność.Zza zasłoniętych okien jego domu błyskało światło, jak świecące boje na odległymbrzegu.Ogarnął go dziwny spokój na myśl o Joannie czekającej na niego w domu.Pewniemartwiła się cały czas, gdy go nie było.To nawet miłe, że obchodzi kogoś na tyle, by się oniego troszczyć.Zgoda, że Knox niańczył go, kiedy byli na morzu, i czasami próbował tego również nalądzie.Byli dobrymi przyjaciółmi.Ale do Joanny żywił uczucia głębsze niż przyjazń.Możenawet była to miłość.Sam nie wiedział.Tak czy inaczej, ciepła, namiętna kobieta - jego żona - czeka na niego w domu.Ostrząc sobie zęby na urocze zakończenie tego kiepskiego wieczoru, pokonywał po dwastopnie naraz.Z salonu, teraz dzięki Joannie przystrojonego dwiema kwiatowymi kompozycjami,dobiegł śmiech.Mac wziął różową różę z wazonu stojącego przy wejściu, ale wstrzymałkroki, kiedy dobiegł go nieznajomy męski głos.Skręcając ku drzwiom salonu, czuł się, jakbyjego okręt był taranowany przez fregatę.Na wprost jego żony, rozparty w fotelu, sącząc jego brandy, zasiadał człowiek,którego Mac nigdy nie chciał spotkać: lord Fairfax.Jego ojciec?Nie dało się temu zaprzeczyć.Był do niego podobny jak dwie krople wody. Wspomnienia smutnego dzieciństwa zbiły się razem w jedną wielką męczarnię.Lodowata pasja zastygła w żyłach Maca.Poszarpał różę, nie zważając na kolce.Ze spokojem,którego nie potrafił wyjaśnić, powiedział:- No proszę, jaka urocza scena.Joanna o mało nie spadła z fotela.- Nie słyszałam, jak wszedłeś.To jest.- Wierz mi, moja droga, że wiem, kim jest twój gość.Fairfax też wstał.Był o jakieś pięć centymetrów niższy od Maca, Siwiznazarysowywała mu się na skroniach, ale reszta włosów miała kolor głęboko mahoniowy.Widać było po nim, że jest bardzo zdenerwowany, choć Mac udawał, że tego nie widzi.Dwaj mężczyzni wpatrywali się w siebie, a napięcie między nimi gęstniało jakporanna mgła u wybrzeży Szkocji.Mac miał przed oczyma matkę, umierającą z wyczerpania,jej wątłe zniszczone dłonie lgnące do niego, gdy wydawała ostatnie tchnienie, wszystkodlatego, że nie miał dość pieniędzy, by o nią zadbać.Z wysiłkiem wziął oddech i zwrócił siędo Joanny:- Co on tu robi? Fairfax stanął w rozkroku i splótł ręce za plecami w postawie, jakąMac często przybierał, gdy zwracał się do załogi.- Ja to wyjaśnię.Przybyłem do miasta parę dni temu i powitały mnie przedziwne.plotki.Musiałem się za wszelką cenę dowiedzieć prawdy.Twoja urocza żona była tak miła,że pozwoliła mi zaczekać.Mac zignorował nadzieję w głosie Fairfaksa.Pozornie obojętny, wzruszył ramionami.- Fakt, że jestem do ciebie podobny, nic nie znaczy.- To prawda, chociaż księgi zakładów w klubie Whitesa pewnie by powiedziały coinnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl