[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomysł wywołał entuzjazm dziewczynki.- Fajnie! Siedemdziesiąte piąte urodziny obchodzi się przecież raz wżyciu!- Najpierw porozmawiam z twoją mamą i przekonam ją do imprezy.Niebędzie to nic wymyślnego, po prostu upiekę tort i zaproszę Abbie do siebie.Niemusimy robić z tego wielkiego wydarzenia.Diana spodziewała się, że Davida nie będzie.Ostatnia podróż winteresach zajęła mu całe dwa tygodnie, czyli do piątku pewnie nie zdążywrócić.Wolała jednak, by nie dotarły do niego plotki o przyjęciu.- Czy Abbie ma jakichś krewnych, których powinnam zaprosić?- Nic mi o tym nie wiadomo.- Trudno.- Diana wzruszyła ramionami.- Będziemy więc tylko my.Niemogę się już doczekać.Abbie jest taka kochana.Tydzień można by zaliczyć do spokojnych, gdyby nie środowa wizytaEmmeta.Przywiózł cztery bilety na mecz tenisowy w Newport i nalegał, abyDiana i Cissy towarzyszyły mu z Evelyn.Diana była zachwycona perspektywą- 68 -SR odwiedzenia pierwszego kortu tenisowego w historii Ameryki.Jednakuczennica nie podzielała jej podniecenia.- Przecież to jedyna okazja - nalegała Diana.- Będą tam gwiazdyświatowego tenisa!- I co z tego? Mam przez to tracić lekcję żeglowania?!Tego popołudnia Diana utwierdziła się w przekonaniu, że Cissy jestniepoprawnym dzieciuchem.Newport Casino mieściło się przy Bellevue Avenue i zachwyciło Dianętrzynastoma wypielęgnowanymi trawiastymi kortami, oszklonymi werandami,trzepoczącymi baldachimami.Nie miałaby nic przeciwko podróży w czasie dowiktoriańskiej epoki, gdzie życie było wolne od pośpiechu, za to pełne gracji ispokoju.Mecz porwał ją swoim tempem.Sama grała trochę w tenisa i szczerzepodziwiała zawodników, którzy z taką precyzją i siłą uderzali piłkę.Siedziaławięc i z zainteresowaniem śledziła wydarzenia na korcie, nie zdając sobiesprawy, że tuż obok rozgrywa się zgoła inny pojedynek.Dopiero corazgłośniejsze szepty, doprowadzonej do białej gorączki Evelyn, odwróciły jejuwagę od gry.Zobaczyła, że Cissy zdjęła bluzkę, odsłaniając skąpypodkoszulek i najbardziej odrażające tatuaże, jakie Diana widziała w swoimżyciu.Ramiona i barki dziewczynki pokrywała plątanina węży, trupich czaszek inazw popularnych zespołów heavymetalowych.Ludzie, siedzący w pobliżumałej buntowniczki, rzucali na nią dyskretne, choć pełne obrzydzenia spo-jrzenia.Na szczęście, dokładniejsza obserwacja tatuaży wykazała, że w istocie sąto tylko rysunki, które z łatwością można zmyć.Tymczasem zadowolona z siebie dziewczynka założyła bluzkę zpowrotem.Incydent ten zepsuł całe tak dobrze zapowiadające się popołudnie.Nie poszli na obiad do restauracji i Emmet niezwłocznie wrócił do NowegoJorku po odwiezieniu kobiet do domu.- 69 -SR Piątkowe popołudnie Diana i Cissy spędziły, kupując balony i serpentynyna wieczorne przyjęcie.Na drogach były korki, jak zwykle pod koniec lipca, ikiedy wreszcie dotarły do domu.Diana odetchnęła z ulgą.Jednak nie było jej dane długo odczuwać ulgę, gdyż okazało się, że Davidniespodziewanie wrócił.Z początku ogarnęła ją fala radości, ale kiedy zdałasobie sprawę ze wszystkich konsekwencji jego powrotu, po radości nie byłośladu.- O, rany! To wujek David! - krzyknęła Cissy.- Nie wiedziałam, żedzisiaj wraca.- Ja też nie.Ojej, przecież dzisiaj jest przyjęcie.Co my zrobimy?- Może go zaprosimy?- Cieszę się, że bawi cię moje kłopotliwe położenie.- Dlaczego zaraz kłopotliwe? I czemu się pani tak denerwuje?Diana rzuciła uczennicy zranione spojrzenie.- Wiesz dobrze, że twój wuj nie jest entuzjastą przyjęć, zwłaszcza tychurządzanych w Przystani nad Urwiskiem.Jak dowie się, kto jest inicjatorem,dostanie ataku szału.David przechodził przez dziedziniec, a towarzyszył mu jakiś mężczyzna zaparatem fotograficznym i klipbordem do notowania.- Nie wyobrażam sobie, aby można przyjęcie utrzymać w tajemnicy przednim.- Ja też nie.- Westchnęła niepocieszona Diana.- Diano, to jest pan Sloane, ekspert z agencji obrotu nieruchomościami -wyjaśnił David, skoro tylko Diana wysiadła z samochodu.- Chciałby rzucićokiem na twoje lokum.Nie masz chyba nic przeciwko temu?Nawet gdyby miała, byłoby to bez znaczenia.Jak widać, tydzień pozadomem wymazał z pamięci Davida jej skromną osobę, a on sam odzyskał dawnąpewność siebie.Na próżno szukała na jego twarzy tego ciepła i humoru, któreodkryła w miniony weekend.Była wściekła na siebie, że poczuła się dotknięta i- 70 -SR rozczarowana z tego powodu.Czego się spodziewała? Przecież obojepostanowili nie wracać do tego pocałunku, zapomnieć o tym, co zdarzyło się wubiegłą sobotę.David zachowywał się rozsądnie i ona powinna mieć dość olejuw głowie, by pójść w jego ślady.- Proszę bardzo - odrzekła z chłodną obojętnością.- Aha, dzisiaj są urodziny Abbie i z tej okazji spotykamy się u mniedzisiaj wieczorem.Jeśli masz wolną chwilę, będziesz mile widziany.Jego powściągliwe zachowanie natchnęło ją odwagą - a może to byłazłość - aby stawić mu czoło.- Niestety, jestem zajęty.Zabieram na kolację pana Sloane'a.Ale dziękujęza zaproszenie.Diany nie zmyliły gładkie słowa, każde było jakby skute lodem.- Nie ma za co - odpowiedziała mu równie uprzejmie.- Proszę za mną,panie Sloane.Za kwadrans ósma zjawiła się Abbie z Jamesem.- Po co taki kłopot! Z powodu głupich urodzin?! - protestowała staruszkanieśmiało i bez przekonania.Widać było, że jest zadowolona.Dwie pokojówkiprzyszły wcześniej i pomagały Dianie przygotować poncz.Nalała pięć filiżanek i poczęstowała gości, jedną zatrzymując sobie.- Wszystkiego najlepszego, Abbie - powiedziała, unosząc filiżankę.Zanim jednak pociągnęła łyk, na schodach zadudniły kroki.- Sto lat, sto lat! - zaśpiewał chór niezgranych głosów.Na podeście schodów stała Cissy i młody człowiek.Abbie promieniałaradością.Cissy ucałowała ją serdecznie.- To jest mój kolega z jachtklubu, Steven Clark.- Spojrzała na Dianę.-Nie ma pani nic przeciwko temu, że go przyprowadziłam?- Oczywiście, że nie.Witaj, Steven.Rozgość się, ale ostrzegam cię przedtym ponczem, chyba że skończyłeś dwadzieścia jeden lat i masz strusi żołądek.Niedługo potem pojawili się Emmet i Evelyn.- 71 -SR - Panienka Evelyn! - zdziwiła się Abbie.Diana przyniosła tacę zdrinkami.- Dziękuję ci, że przyszłaś, Evelyn.To dla niej wielka niespodzianka iradość.- Wiesz, Diano, że za nic nie przepuściłabym takiej okazji.Całe wieki niktnie urządzał przyjęć w Przystani nad Urwiskiem.Jest wspaniale.Nagle salon zrobił się za ciasny dla tylu osób, po prostu pękał w szwach!Diana uśmiechnęła się.Przyjęcie zaczęło się rozkręcać.Potrzeba jeszcze trochęmuzyki!Wszyscy bawili się znakomicie.Solenizantka otwierała prezenty icieszyła się każdym drobiazgiem.Potem opowiadała o przeszłości, o tym, jak wczasie prohibicji przemytnicy alkoholu chowali się w piwnicach domu, ostrasznym huraganie w trzydziestym ósmym roku.Kiedy umilkła zmęczona,pokój wypełniła muzyka ze starych płyt.Grały i śpiewały gwiazdy ery big-bandu; Glen Miller, Bing Crosby, Harry James.Emmet i Evelyn nie siedzielibezczynnie.- To jest jitterbug - obwieścił Emmet ku nauce młodego pokolenia.-Najprawdziwszy jitterbug, który tańczyliśmy za naszej młodości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl