[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmiała się w głos, gdy wiatr rozwiewał jej włosy.W towarzystwieDannyego nigdy nie zachowywała się tak swobodnie i niefrasobliwie.Kobiety zjego sfery zawsze były stonowane i akuratne.Brett popchnął huśtawkę.- Mogę to zrobić sama.- Wiem, że możesz.- Znów pchnął huśtawkę.- Tylko próbuję być użyteczny.- W porządku.-Jo?- Słucham?- Nie wychowałem się w zamożnej rodzinie.Czy myślisz, ze będzie todziałało przeciwko mnie? Myślisz, że dlatego Simone jest taka powściągliwa?Poszybowała wyżej, zachwycona uczuciem lekkości i dotykiem jego rąk naswoich plecach.Miał takie ciepłe, mocne dłonie.Będzie jej ich brakowało.Odetchnęła głęboko.- Jeśli się kogoś kocha, to kocha się jego, a nie jego pieniądze - powiedziała.-Powinieneś to wiedzieć.- Nie wiem.Nigdy nikogo nie kochałam.Aż do dziś.Z trudem przełknęła ślinę, ciesząc się, że nie musi patrzeć mu w oczy.- Ale przecież byłeś kochany przez rodziców, przez rodzeństwo?- Mam tylko siostrę.Tak, przypuszczam, że mnie kocha.Ale gdy byłemnastolatkiem, mogłem świętego wyprowadzić z równowagi.- Często doprowadzałeś ją do szału, prawda?- I często ją karałem.- To rola rodziców.SR - Oni.- Brett zawahał się.- Tata był hazardzistą, a matka alkoholiczką.Niezbyt o nas dbali.A gdy już to robili, nie było to miłe.Wyznał prawdę.Zdołał ubrać w słowa od lat skrywane uczucia.Poczuł ulgę.Lekkość.Do diabła, nigdy przedtem nikomu się z tego zwierzył! Ani swemupartnerowi, ani Simone.Czekał w napięciu na reakcję Josie.Minęła dobra minuta.Doznawałdziwnych uczuć.I wstydu, i niepewności.Do diabła, nie powinien był.- Koszmarna sprawa - powiedział wreszcie, zatrzymując huśtawkę.Podał jej rękę i pomógł wstać.Uśmiechnęła się, ale ten uśmiech nie dotarł dojej zadziwiających, bursztynowych oczu.- Czasami życie nie jest fair - stwierdziła cicho.Odniósł wrażenie, że mówi nie tylko o jego dzieciństwie.Chciał spytać o jej życie rodzinne.Chciał dowiedzieć się czegoś o jej mężu, aprzede wszystkim co takiego zrobił ten cymbał, że stała się taka nieufna.- Przykro mi.- Otoczyła go ramieniem w pasie.Chciała pocieszyć jego czy siebie? Jego słowa dotknęły jąw czułe miejsce.Ogarnął go żal.Przecież nie zamierzał jej denerwować.Pragnął tylko złagodzić narastające w nim napięcie z powodu złości i poczuciaodrzucenia.Josie oświadczyła przed chwilą, że stał się przewrażliwiony.Tylkoona potrafiła to dostrzec.- Nie chciałem cię zdenerwować.- Pogłaskał ją czule po włosach.Spojrzała mu w oczy.Czasem wyglądała tak młodo i delikatnie, że chciałwziąć ją na ręce i zamknąć w swoim mieszkaniu, aby uchronić przed światem.- Wcale mnie nie zdenerwowałeś.Próbuję cię pocieszyć.Jak mi idzie?- Myślałem, że jesteś moją nauczycielką.- Roześmiał się.- Niezbyt dobrą, obawiam się.- Mocniej się do niego przytuliła, przyciskającbiust do jego klatki piersiowej.SR Nigdy przedtem nie zauważył jej piersi ani jasnoróżowych, błyszczących ust.Czy dziś rano pomalowała usta, czy takie były z natury?- Brett? - Jej uśmiech zamarł.- Tak? - Serce mu waliło.Coś się tutaj działo.Coś.- Myślałam o tym.- O czym? - Oddychaj głęboko, do diabła!- Powinieneś całować Simone zawsze, gdy masz na to ochotę.- W porządku.- Przycisnął usta do jej ust.O Boże, były miękkie i smakowałyczekoladą.I doskonale pasowały do rgo ust.Jej jęk wibrował mu w uszach.Pomyślał, że zaczyna warować.Całowanie,smakowanie, przytulanie.Jo?Jakby czytając w jego myślach, oderwała się od niego.- Chodzmy na hot dogi - zaproponowała.Hot dogi? Po tym, co przed chwilą się wydarzyło? Czyżby ten pocałunek niezrobił na niej żadnego wrażenia? Och, to była tylko lekcja poglądowa.Jo miała do tego dystans.On i Jo pasowali do hot dogów i placów zabaw, a niedo romantycznych pikników, drogiego wina i głębokich pocałunków.Dobrze, że chociaż jedno z nich zachowało rozsądek.Te miłosne lekcjezakłócały mu racjonalne myślenie.SR ROZDZIAA SZSTYBrett popatrzył w menu.- Na co masz ochotę?- Na wszystko po trochu - rzekła nie całkiem przytomnie.Wciąż nie mogładojść do siebie po tym pocałunku.To ją przerażało.- Trzy hot dogi ze wszystkim - zamówił Brett.Popatrzył na Josie.- Frytki? -Pokręciła głową.- Duże frytki i dwa soki pomarańczowe - dodał.Josie znalazła stolik w kącie i usiadła na twardym, plastikowym krześle.Brett usiadł naprzeciwko niej i postawił przed nią tacę.Czuł się bardzoniezręcznie.Cieszył się, że dzieli ich długość stolika.Co ona sobie myślała,pozwalając, by tak ją pocałował?- Przykro mi z powodu lunchu - powiedział.- Skończyła im się cebula czy co? - Sprawdzała zawartość swojego hot doga.- Miałem na myśli poprzedni lunch.- Aha.- Wzięła do ręki serwetkę, jakby chciała wymazać i umysłu lunchnumer jeden, a zwłaszcza pocałunek.Bezwiednie położyła kilka serwetek na tacyBretta.- Myślisz, że nie potrafię jeść? - spytał.Wielkie nieba, zachowywała się nierozsądnie!- Zawsze warto być przygotowanym - powiedziała z uśmiechem.- Ilu lekcji nie zaliczyłem? - Gdy wgryzł się w hot doga, musztarda spłynęłamu na rękę.Wyjęła listę i udawała, że liczy.Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy po razostatni ktoś tak ją całował.Lata świetlne temu.- Aż tak dużo?SR Znów spojrzała na listę.- Nie, wcale nie.Dzisiaj okazałeś szczodrość, zapraszając mnie na piknik.- Tak, ale kupiłem nieodpowiednie rzeczy.- Kupowałeś je dla Simone.Nie mnie miałeś sprawić przyjemność.To ją zabolało.Bardziej niż cokolwiek.Choć raz w życiu zapragnęła znalezćsię w centrum zainteresowania, chciała, by mężczyzna myślał tylko o niej i o tym,jak sprawić jej przyjemność.Kiedyś była tak zauroczona Dannym, że robiła wszystko, by jemu sprawićprzyjemność [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl