[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze tak mówił.Ateraz okazuje się, że je ratował, tak jak by ratował każdego, nawet bezpań-skiego kota.Will jak zwykle rozpoczął służbę, wpisując się do dziennika, a potemodchylił się w fotelu i uśmiechnął jak sztubak.Wreszcie wszystko się uło-żyło.Jest z Sarah.Czuł się, jakby trafił szczęśliwy los na loterii.Nie, wygrałdużo więcej.Rysuje się przed nim przyszłość, o jakiej nawet nie marzył aż do teraz.Nie mógł już dłużej czekać, to było ponad jego siły.OczywiścieStrona 365 z 422LRT 2012-08-30 19:38:19zdawał sobie sprawę, że nie może niczego przyśpieszać, że Sarah ma ażnadto na głowie, jednak to czekanie go dobijało.Kocha ją.I będzie kochaćjeszcze bardziej.Czekanie to tylko strata czasu i zszarpane nerwy.Kupił już pierścionek.Może zanadto się pośpieszył? Pewnie tak.Alekiedy nastąpi ten właściwy moment? To nie dla niego, już nie.Wziął portfeli wsiadł do wozu patrolowego, by zrobić zakupy na kilka dni służby.Prze-mierzał miasteczko, a radosny uśmiech cały czas nie schodził mu z twarzy.Kiedyś myślał, że Glenmuir go zabije, że zanudzi się w tej dziurze, w którejsię nic nie dzieje.Teraz wiedział, że to właśnie tutaj jest jego przyszłość, totu się wszystko rozgrywa.Z rozkosznych myśli o Sarah wyrwał go alarm radiowy.Paliło się coś nafarmie ostrygowej Kyle'a Moona.Szopa lub pomieszczenie gospodarczestały w ogniu. Już tam jadę. Pełnym gazem przejechał obok sklepu.Powinienprzybyć na miejsce kilka minut przed swymi ludzmi.Czuł ucisk w żołądku.Oby tylko w tej szopie nie było ludzi.Zaparkował obok hydrantu, złapał radio i pośpiesznie zdał relację z sy-tuacji.Budynek płonął jak pochodnia.Na szczęście obok niego nic nie było,nie było też widać śladu ludzi.Zagrożeniem były rosnące w pobliżu spalonesuszą sosny i suche trawy porastające pobliskie zbocze.Kyle Moon był na miejscu.Przekrzykując huk ognia, wyjaśniał Willowisytuację..mieszkali robotnicy sezonowi.Teraz służy głównie jako magazyn.W tym tygodniu mieliśmy tu kilku robotników.Koło szopy zostawili stertępalet.Wiem, że to wbrew przepisom.A nie?  Skrzywił się w duchu Will. Jakieś rozpuszczalniki? Farby? %7ływice, lakiery, substancje pod ci-śnieniem?Strona 366 z 422LRT 2012-08-30 19:38:20W środku rozległo się kilka wybuchów. Wszystko, o czym mówisz  rzekł Kyle. Jest tam też.zbiornik zpropanem.Wiekowy.Nie pamiętam, kiedy ostatni raz go napełnialiśmy.Zbiornik z propanem.Super.Will gorączkowo planował przebieg akcji.Strażacy jeszcze nie przyjechali, powinni zjawić się za kilka minut.%7łar byłniewyobrażalny.Nawet z tej odległości musiał mrużyć oczy.Znów kilka wybuchów.Kolejny rozbłysk rozświetlający okolicę jakbłyskawica.Sterta drewnianych palet płonęła jaskrawym płomieniem.Ogieńz trzech stronotaczał wielki zbiornik z propanem.Słychać było dobiegającez niego syczenie.Will zaklął soczyście.Wiatr hulał.Po długiej suszy wystarczyła iskra, by wypalona słońcemroślinność stanęła w płomieniach.Znów mogło dojść do pożaru na miarętego, jaki miał miejsce na Mount Vision.Tylko ten obszar jest znaczniegęściej zamieszkany. Muszę iść z wężem do zbiornika  rzekł do Kyle'a. Ledwie doniego dosięgnie.Odsuń się jak najdalej!  popędził go.Ryzyko wybuchurozszerzających się par wrzącej cieczy z każdą chwilą stawało się więk-sze.Jeśli zbiornik wybuchnie, może dojść do katastrofy.Kyle opierał się. Zostanę i pomogę. Bez dyskusji  warknął Will. Odejdz!Kyle chyba usłyszał coś w jego głosie, bo od razu posłuchał.Will po-wiadomił szefa, że spróbuje skierować wodę na zbiornik.Oby tylko wy-starczyło ciśnienia.Woda trysnęła, po chwili zanikła.Will zaklął siarczyście.Spróbował jeszcze raz.Dym i ogień oślepiałygo, w powietrzu unosiły się płonące szczątki.Kaszlał i klął na zmianę.Strona 367 z 422LRT 2012-08-30 19:38:20Bał się, że w każdej chwil coś spadnie mu na głowę.Paliły się sosny,przerażające syczenie przybierało na sile.Nakierował wodę na płomienieliżące zbiornik z gazem.Syczenie jeszcze się spotęgowało.Wiedział, żema tylko sekundy, by uciekaćPuścił się pędem.Odbiegł od zbiornika kilkaset metrów, gdy wokółrozległo się złowieszcze dudnienie, ziemia zadrżała.Sekundę pózniejnastąpił ogłuszający huk, który pochłonął światło, żar i powietrze.Aurora wysłała SMS a do Edie i do Glynnis.Edie była zajęta, a Glynnisnie odpowiedziała.To do niej nie pasowało, bo uwielbiała SMS y.Skorotak, to trudno.Zresztą Aurorze chodziło o coś innego  wybranie się doParkerów.Pisała do przyjaciółek, zbierając się na odwagę, by ten pomysłwprowadzić w czyn. Idę z psem na spacer  zawołała do babci. Wez latarkę  odkrzyknęła babcia. I komórkę. Dobra. Wsunęła głowę do pokoju.Babcia czytała książkę.Z tymidługimi włosami wyglądała jak młoda dziewczyna, a nie stateczna babcia.Ciekawe, co wiedziała na temat jej przeszłości w Meksyku.Pewniewszystko.Ciocia Birdie też, bo była w to wciągnięta.Miały wyrzuty su-mienia, że to przed nią ukryły, czy może uważają, że w ten sposób ją chro-nią? Pewnie to drugie.Babcia podniosła wzrok znad książki. Wszystko w porządku? Tak. Wszyscy ją okłamują, więc ona też może. Niedługo wra-cam. Nie pasowała do swojej rodziny.Jak się nad tym zastanowić, to wogóle do swego życia.W szkole też jest odmieńcem.Nie ma gorszego po-czucia niż to, że się jest innym.Podchodząc do domu Parkerów, powtórzyła sobie przygotowaną prze-mowę.Strona 368 z 422LRT 2012-08-30 19:38:21 Cześć, Ethan  powiedziała na głos. Nie wzięłam ze szkołyksiążki do geometrii.Mógłbyś pożyczyć mi swoją? Może też wypożyczy-łbyś swojego brata? Tylko pod warunkiem, że mi go zwrócisz  zawołał ktoś spod domu.Zooey zaszczekał przyjaznie, pociągając smycz.Aurora najchętniej za-padłaby się teraz pod ziemię.Ethan, z deską pod pachą, podszedł bliżej. Trafiona zatopiona!  zawołał ze śmiechem. Zamknij się. Twarz jej płonęła. Uważam, że jest fajny.No ico z tego? Tracisz czas.On wcale nie jest taki super. Jesteś chłopakiem, więc nic dziwnego, że tak myślisz  zarepli-kowała, siadając na schodkach. Powiem ci, że jestem całkiem do rzeczy, choć nie pytałaś.Fajny gość ten Ethan.Zawsze potrafi poprawić jej humor. To co, jest w domu? Nie.Powiedział, że ma coś do załatwienia.Jesteś skazana na mnie.Zane miał już szesnaście lat i wszędzie jezdził swą wiekową tere-nówką.Gdyby tak wybrać się z nim na przejażdżkę, gdyby zaprosił ją narandkę.Mogła sobie tylko pomarzyć.Tata kategorycznie zabronił jejumawiania się z chłopakami, miała też absolutny zakaz wsiadania zchłopakami do samochodu.W świetle tego, , co dziś odkryła, może wolałdmuchać na zimne? Może się bał, że stanie się taka jak jej matka? Ethan  zagadnęła niepewnie. Co byś zrobił, gdybyś przypad-kiem dowiedział się czegoś, czego nie powinieneś wiedzieć? Zamieściłbym to na Facebooku. Pytam poważnie.Strona 369 z 422LRT 2012-08-30 19:38:21 Poważnie, to chyba podzieliłbym się z kimś tymi sensacyjnymiinformacjami.Nic trudnego. Może dla ciebie  wymamrotała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl