[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Naprawdę idiotyczne, Briny& ? - szepnęła.Uczucie było zbyt rozkoszne, by mógł zdobyć się na odpowiedz.Linia startu znajdowała się wprost przed nimi.Z tyłu zaś, nad lożą sędziów,powiewało Palio, kołysząc się na długim drzewcu w chłodnym, wieczornym wietrzyku.Maszyną startową było starożytne urządzenie z lin i drewna.Okazało się, że prawie niemożliwością jest zmusić podenerwowane, tańczące w miejscu konie, by stanęły międzylinami.Spłoszone zwierzęta miotały się w przód i w tył, zawracały, stawały dęba, potykały idwa razy wyrwały się naprzód w falstartach.Wreszcie dziesięć koni pogalopowało w zwartejgrupie, a jezdzcy dziko okładali batami zarówno wierzchowce, jak i siebie nawzajem.Ponadryk tłumu wzbił się dziki wrzask: dwa konie już na pierwszym zakręcie zwaliły się namaterace.A potem Byron przestał się orientować, co się dzieje.Przyglądając się, jaknieprzytomny dżokej wleczony jest po torze, znowu usłyszał wrzaski.Zdarzyły się więcdalsze wypadki, ale tych już nie widział.Konie przeleciały obok, smagane batami w deszczuwzbijanej kopytami ziemi, teraz już rozciągnięte na sześć czy siedem długości.Wśród nichgalopował ociekając pianą, ze zwisającymi wodzami, koń bez jezdzca.- Czy bez jezdzca może wygrać? - wrzasnął Jastrow do Byrona.Siedzący o rząd niżej gruby mężczyzna z krostowatą, czerwoną twarzą, spiczastymiwąsami i żółtymi oczami odwrócił się do nich.- Si, si.Bez jezdzca jest scosso, meestair, scosso.Viva Bruco! Scosso!Gdy stawka przeleciała po raz drugi przed lożą, koń bez jezdzca wyraznie prowadził.Byron dostrzegł, że nosił on barwy i godła Gąsienic.- Scosso! - wrzasnęła radośnie do doktora krostowata twarz, owiewając go ciężkimodorem czosnku i wina.- Widzi, meestair! - krzyczał, wymachując pięściami.- Huuu! Bruco!Gon-sę-nyca, meestair!- Tak, oczywiście, no właśnie - odparł Jastrow, mocniej opierając się o Byrona.Gdy stawka znów się pojawiła, okrążając plac po raz trzeci i ostatni, hałas na placuurósł do ogólnego, szaleńczego ryku.Ocaleli jezdzcy wściekle tłukli swe chabety, by zmusićje do wyprzedzenia galopującego bez jezdzca konia Bruco.Linię finiszu przekroczono wulewie wzbijanej ziemi, zamęcie podskakujących, wyciągniętych na końskich szyjach głów iwymachujących ramion jezdzców.Koń bez jezdzca, z wytrzeszczonymi, nabiegłymi krwiąoczami, utrzymał się na czele.- Bruco! - ryknął krostowaty, wyskakując wysoko w górę.- Scosso! Scosso! Ha, ha! -Odwrócił się do Jastrowa z maniackim śmiechem i wymachując rękami, wykonał pantomimęwbijania sobie w ramię ogromnej strzykawki, by wskazać, że koń dostał doping.- Bravissimo! Huuu! - Zbiegł z tupotem między ławkami, poleciał na tor wyścigowy iznikł w tłumie, przelewającym się z ław i przez bariery.W jednej chwili tor zapełnił się masąludzi obijających się o siebie, wrzeszczących, wymachujących ramionami, podskakujących iobejmujących się w ekstazie, potrząsających pięściami, chwytających się za głowę, bijącychw piersi.Tu i ówdzie nad tłuszczą chwiały się przystrojone piórami końskie głowy.Przed lożą sędziów tuzin młodych ludzi w białych koszulach tłukł dżokeja, klęczącego na ziemi, zhełmem zdartym z głowy, wyciągającym ramiona w błaganiu o litość.Po twarzy spływała muświeża krew.- Boże mój, co tam się dzieje? - spytał łamiącym się głosem Jastrow.- Komuś nie udało się oszustwo - odrzekł Byron.- Albo oszukał oszustów.- Przypuszczam - powiedział Jastrow, drżącą ręką gładząc brodę - że to jest ta częśćświęta, przed którą ostrzegał nas arcybiskup.Lepiej chodzmy stąd, a także&Byron powstrzymał go łagodnym popchnięciem ręki.- Nie teraz.Niech pan siada, sir, gdzie pan siedzi, i nie rusza się.Ty też, Natalio.Drużyna młodych ludzi przepychała się przez tłum w stronę loży.Na szyjach mieliżółto-zielone chusty Gąsienic.Prowadził ich blady chłopak z twarzą zalaną krwią, płynącą zrany na czole.Tratując wszystko na drodze, wspinali się po ławkach.Byron wyciągnąłramiona, osłaniając Jastrowa i Natalię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl