[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gdybyś była zwykłym śmiertelnikiem, skłonny byłbym okazać ci dobroć.- Co to znaczy?- Kochałbym cię za twą przerażającą szczerość.- Boże! Mój Boże! Zbawiłeś mnie!- Co chcesz przez to powiedzieć?- Byłam skazana egzystować tak dopóty, dopóki ktoś, kto jest czymś więcej nizli człowiekiem tylko, spojrzy na mnie zmiłością.- Właśnie tak bym na ciebie patrzył.Czy uważasz, że to niemożliwe?- Tak, bom zbyt zużyta.- A więc nie znasz jeszcze Horusa.- Ależ prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest równe zeru!- Nie mam nikogo, więc kocham ciebie.- Bóg Horus mnie kocha?- Tak.- Tyżeś mym Księciem i wreszcie się zjawiłeś!- Nie rozu.- Uzbrój się jeno w cierpliwość - wiele jeszcze się zdarzy.- Poczekam - mówi Horus i wstaje.SERCE MATKIVramin zwiedza Dom Zmierci.Gdybyśmy mogli rozejrzeć się wokół tego miejsca, nie dostrzeglibyśmy absolutnie nic.Jest tu zbyt ciemno, żeby oczy się na coś przydały.Lecz Vramin widzi.Przemierza olbrzymią komnatę.Wtem pojawia się światło.Jest mdłe, pomarańczowe, wtłoczone w zaułki.I wyłaniają się teraz z przezroczystych prostokątów, które rozwarły się w posadzce, wyłaniają się z nieruchomymipowiekami, nie oddychają i spoczną zaraz na niewidzialnych katafalkach zawieszeni metr nad podłogą, w różnokolorowychstrojach i o skórach różnych kolorów oblekających ciała różne wiekiem.Teraz już widać, że niektórzy z nich mają skrzydła,inni - ogony i rogi, a jeszcze inni - długie szpony.Niektórzy wyposażeni są w to wszystko naraz, innym wbudowano w ciałafragmenty jakichś mechanizmów, a jeszcze innych pozostawiono takimi, jakimi byli.Słychać jęk, skrzypienie łamliwych kończyn, poruszenie.Szeleszcząc, klekocząc i ocierając skórą o skórę siadają, wstają.A pózniej wszyscy skłaniają się przed Vraminem i w powietrzu dzwięczy jedno słowo:- Panie!Spogląda na tłum zielonymi oczami i nagle słyszy czyjś śmiech.Jego różdżka wiruje, kręci się, obraca, a potem jakiś gwałtowny ruch i.widzi ją tuż obok.- Vraminie, twój nowy poddany hołd ci składa!- Pani, jak się tu dostałaś?Lecz ona śmieje się tylko i nie odpowiada na pytanie.- Chcę ci też cześć należną oddać.Bądz pozdrowiony, Vraminie, Władco Domu Zmierci!- To miło z twej strony, Pani.- Więcej niż miło.Koniec już bliski i wkrótce spełni się to, o czym marzę.- Czy to ty obudziłaś zmarłych?- Oczywiście.- A czy może wiesz, gdzie jest teraz Anubis?- Nie, ale mogę pomóc go znalezć.- Dajmy więc zmarłym wieczny odpoczynek i wówczas poproszę cię o pomoc.Spytam cię również, o czym tomarzysz, Pani.- A ja ci odpowiem, Panie.Zmarli kładą się na powrót i znikają w grobach.Zwiatło gaśnie.- Czy wiesz, dlaczego Anubis uciekł? - zapytuje Vramin.- Nie, przybyłam tu dopiero przed chwilą.- Uciekł przed twym synem, Pani, przed Tyfonem.Czerwona Wiedzma uśmiecha się pod welonem.- Więc Tyfon żyje! Cieszy mnie to niezmiernie - mówi.- Gdzie on się podziewa?- Dybie na życie Ozyrysa, a może załatwił przy okazji i tego kundla.Wiedzma wybucha śmiechem, a Powierniczekwskakuje jej na ramię i obiema rękami trzyma się za brzuszek.- Jak by to było wspaniale! Vraminie, koniecznie musimy to sobie obejrzeć.- Dobrze, Pani - odpowiada poeta i wyrysowuje w mroku zielony ekran.Izyda przysuwa się nieco bliżej i ujmuje jego50 / 58 Roger Zelazny - STWORY ZWIATAA I CIEMNOZCIdłoń.Na ekranie pojawia się nagle ruchomy obraz.To obraz samotnego końskiego cienia sunącego po ścianie.- To nie to - powiada Vramin.- Nie, ale dobrze jest znowu ujrzeć syna, którego ciałem jest Otchłań Skagganauka.Gdzie też może być jegobraciszek?- Ze swoim ojcem.Udają się razem na bitwę z Tym, Co Nie Ma Imienia.Izyda spuszcza wzrok i obraz migocze.- Chciałabym to obejrzeć - decyduje po chwili.- Przedtem wolałbym ustalić, gdzie są Ozyrys i Anubis - jeżeli jeszcze żyją.No i Madrak.- Zgoda - rzecze Izyda.Na szmaragdowym ekranie zaczynają rysować się jakieś kształty.NA BRZEGU TYM, NA TEJ MIELIyNIE.stojąc, obserwuje To, Co Krzyczy Nocą.Krzyku jednak nie słychać.Oswobodzone z więzów, pochyla się ku niemu jak słup dymu, jak wiecheć brody bez podbródka.Unosząc miecz, przeszywa je wpół ognistym ściegiem.Ono wciąż jednak się zbliża.Ogień mieni się wszystkimi barwami tęczy i gaśnie.Stwór drży.On tylko mocniej ściska miecz.Stwór okręca się dookoła niego i nagle się cofa.A on tam, nad chmurami, ponad wszystkim i spuszcza nań błyskawice.Słychać jakiś wibrujący dzwięk.To Miecz Ognisty jaśnieje i drga w jego dłoni jękliwym tonem.To, Co Nie Ma Imienia wali się w tył.Set pędzi przez niebo i atakuje.Potwór spada, ucieka i bieży ku powierzchni ziemi.Zcigając go, Set stąpa po wierzchołku góry.Gdzieś tam, za księżycem, czekają Książę i Generał.Set śmieje się i żar eksplodującego słońca ogarnia sylwetkę wroga.Wtem stwór zawraca i uderza, a Set umyka przez kontynent, znacząc swój odwrót grzybami kłębiącego się dymu.Burze tarmoszą ich kędzierzawe czupryny.Po niebie toczy się piorun kulisty.Wieczny półmrok nagle jaśnieje, gdyż naprześladowcę Seta spada jęzor ognia.Ale potwór atakuje i góry się walą tam, gdzie kroczy.Daleko, w dole drży ziemia.To buty Seta odciskają na niejgrzmiące ślady, gdy ten uchodzi, a pózniej znowu zawraca.Chmury gęstnieją i rozpętują się gwałtowne ulewy.Niżej wirują leje zakończone ognistymi koronami.Potwór nadciąga i razi, pozostawiając za sobą to żar, to popiół.Miecz dzwięczy jak dzwon i morza występują z brzegów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl