[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chociaż komisarz miał dopiero czterdzieści lat, należał już ewidentnie do starejgwardii, ceniącej bardziej od technologicznych nowinek - ulubionego  konika większościmłodych absolwentów szkół policyjnych - stare metody, których centrum był nie komputer, aczłowiek.Jego zmysły, intuicja i, przede wszystkim, umysł - element w każdym śledztwieniezastąpiony i jako jedyny zdolny spajać w całość zupełnie niezwiązane ze sobą osoby,zdarzenia i miejsca, zdolny myśleć nieszablonowo, a nawet nielogicznie i w ten sposóbodtwarzać sposób działania przestępcy, który oprócz planu kieruje się często emocją.Zdolnywreszcie wypełniać puste miejsca domysłami, podczas gdy komputer pozbawiony danych jestw stanie co najwyżej wyświetlić komunikat o błędzie.Przez lata pracy u boku Pana Samochodzika często korzystałem z pomocy rozmaitychmaszyn - komputerów, nowoczesnego ekwipunku śledczego czy wehikułu.Komputeryznacznie ułatwiały wyszukiwanie niezbędnych informacji i komunikację, noktowizorpozwalał zobaczyć to, co skrywały mroki nocy, podsłuchy dawały dostęp do tajnych rozmów,GPS namierzał wrogów co do metra, a wehikuł pozwalał ich dogonić i schwytać.Zawsze jednak wiedziałem, że w ostatecznym rachunku liczy się tylkodetektywistyczne zacięcie, umiejętność kojarzenia faktów i dedukcja.Gdyby pozbawionomnie mechanicznych i elektronicznych  pomocników , przy odpowiednim natężaniu szarychkomórek byłem w stanie rozwikłać każdą sprawę: nadrobić stratę czasu spowodowaną brakiem samochodu przewidywaniem kolejnych kroków przeciwnika, domyślić się, cokonkurencja robi w nocy i o czym rozmawia w ukryciu.W miarę upływu lat spędzanych w Departamencie Ochrony Zabytków zdawałemsobie coraz jaśniej sprawę z tego, że nadmiar gadżetów rozprasza, każe skupiać uwagę natechnologii, a nie na sprawie, której owa technologia ma służyć.Dlatego coraz rzadziejzabierałem ze sobą w służbowe podróże laptop i resztę sprzętu, nie rezygnując właściwietylko z wehikułu, który dawał realną i trudną do zastąpienia czym innym przewagę podczasrozmaitych pościgów.Dlatego też tak bardzo przypadła mi do gustu postawa komisarzaJachimowicza.- Dopiero wczoraj wieczorem skojarzyłem fakty - powiedział policjant wstając zkucek.Obrócił się i rozłożonymi rękami wskazał na dwa grobowce stojące kilka metrów odnas, pod murem.Te same, pomiędzy którymi wcześniej chodził z wzrokiem wbitym wziemię.Jeden był szary, drugi czerwony.- Podejdzmy bliżej - zachęcił mnie komisarz.Wejście do szarego mauzoleum z trójkątnym frontonem zakrywały spaczone już niecodrzwi z gołego drewna, osadzone na zardzewiałych ozdobnych zawiasach, które podczaswietrznej pogody musiały niemiłosiernie skrzypieć, w czasie gdy drzwi, niczym nieforemne,zbyt małe i słabe skrzydła nielota, bezskutecznie próbowały poderwać w górę murowanybudynek.Wewnątrz zobaczyłem tylko puste, wilgotne ściany i podłogę, którą wiatr zarzucił zrzadka zeschniętymi liśćmi.Komisarz Jachimowicz wskazał palcem na jaśniejsze miejsce polewej stronie.Mniej wilgotna, wolna od liści powierzchnia przypominała kształtem iwielkością tarczę rzymskiego legionisty.- Prawdopodobnie niedawno leżały tu stare płyty nagrobne - stwierdził Jachimowicz.-Ktoś je stąd wyniósł w pojedynkę.Proszę spojrzeć, jakie rysy zostawił na podłodze -komisarz pokazał mi długie i liczne szramy, które ciągnęły się od jaśniejszego miejsca dodrzwi.- Musiał łapać płytę z jednej strony - od tej pory słowo policjanta towarzyszyłapantomima, która miała obrazować działania tajemniczego tragarza - ciągnąć do drzwi i tu -komisarz był już obok wyjścia - manewrować ostrożnie, żeby wydostać płytę na zewnątrz.Nie zawsze mu się udawało, bo zostawił ślady, które świadczą o tym, że zahaczał często obrzegi framugi - Jachimowicz wskazał na trzy miejsca, w których widać było dość głębokie iświeże obłupania, różniące się kolorem od reszty budynku.- Ma pan rację - przyznałem.- Podążyłem śladem tych utrąceń - policjant wskazał na dziury w tynku.- Szary i czerwony trop łączą się jakieś dwadzieścia metrów od ceglanego grobowca i biegną dalejrazem aż do północnego muru, by potem skręcić w prawo i po jakichś dwudziestu metrachdoprowadzić do składowiska starych płyt grobowych urządzonego pod ścianą północnegomuru - zrelacjonował swoje dochodzenie Jachimowicz.Widząc, że chcę zadać pytanie, powstrzymał mnie gestem i rzekł:- Proszę nic nie mówić i, jeśli to możliwe, przez chwilę nie wyciągać wniosków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl