[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie do końca jej się to udaje.Wbiega na pokryty cementem parking.Zatrzymuje się.Stoi na jednym z miejscpostojowych, którego linie już dawno się wytarły.Spogląda w górę ponad ogromnymiklonami, przypominając sobie letni wieczór sprzed kilku lat, kiedy siedziała tu z trzemapensjonariuszkami Heather Home, oglądając pokaz sztucznych ogni z okazji CzwartegoLipca.Zachwytom nie było końca, chociaż jedna z kobiet była ślepa.Zlepa jak w przyszłości Janie.Och, pani Stubin.Janie z trudem łapie oddech i kładzie się na rozgrzanym cemencie.Z jej oczu płynąłzy.Ma osiemnaście lat i zakochała się w chłopaku, który nie chce rozmawiać o tym, co się znią dzieje.Czuje ciężar, że nie może prowadzić normalnego życia nastolatki Nie po razpierwszy zastanawia się, czemu to wszystko spotkało właśnie ją.Myśli o tym, że przyjmującpropozycję Kapitana, popełniła ogromny błąd.Zastanawia się, co by było, gdyby nieprzeczytała tego cholernego zielonego notesu i gdyby w wieku ośmiu lat nie wsiadła do po-ciągu, od którego wszystko się zaczęło.Gdyby choć raz mogła naprawdę przejąć kontrolę nadwłasnym życiem.Zastanawia się, czy powinna zrobić to, czego cały czas się obawia.Uratować siebie i chrzanić pozostałych.- Dajcie mi wreszcie spokój! - krzyczy w kierunku dawno wygasłych sztucznych ogni.- Co mam do cholery zrobić, żeby wreszcie normalnie żyć? Czym sobie na to wszystkozasłużyłam? Dlaczego? - Płacze.- Dlaczego? I jak zwykle,nie ma żadnej odpowiedzi.Godzina 17.35Janie się podnosi.Otrzepuje szorty.Biegnie do domu.Godzina 18.09Tylnym wejściem wślizguje się do Cabela.Jest wyczerpana i czuje się pusta.Chłopak zerka na nią z kuchni, gdzie przygotowuje sobie kanapkę.Mruga.- Cześć - mówi Janie.Stoi w miejscu.Policzki ma brudne od łez, ulicznego kurzu ipotu.Cabel marszczy nos.- Pachniesz okropnie - krzywi się.- Chodz.Prowadzi ją do łazienki i odkręca wodę.Klęka, by zdjąć jej buty i skarpetki.Janieodkłada na półkę okulary i rozpuszcza włosy.Cabel pomaga jej zdjąć brudne ubranie.Odchyla zasłonę.- Wchodz - mówi.Janie wchodzi.Cabel przygląda się jej, podziwiając zaokrąglone kształty.Odwraca się niechętnie.Zatrzymuje się.Myśli, że może przyda jej się odrobina pieszczot.Zsuwa koszulkę i szorty.I bokserki.I dołącza do niej.Godzina 18.42- Cabe? - mówi Janie, wycierając włosy.Czuje się odświeżona.Uśmiecha się od ucha doucha.Odsuwa na bok wszystkie myśli.- Jak chcesz, możemy nałożyć na twojego wackapłaszczyk przeciwdeszczowy i zająć się tobą?Cabel patrzy na nią.Odwraca głowę i mruży oczy.- Kim, do diabła, jest wacek? Godzina 23.21Są w chłodnej, ciemnej piwnicy, Janie szepcze:- Chyba nie nazywasz go Ralph, co?Cabel przez chwilę nic nie odpowiada, jakby się nad czymś zastanawiał.- Jak ten z Forever? Nie.- Czytałeś Forever? - Janie nie może uwierzyć.- W szpitalnej bibliotece nie było w czym wybierać, a Deenie cały czas byławypożyczona.- Cabel mówi z sarkazmem.- Podobało ci się? Cabel śmieje się lekko.- Cóż, nie była to chyba najlepsza książka dla czternastoletniego gościa ze świeżymprzeszczepem skóry w dolnych partiach ciała, jeśli wiesz, co mam na myśli.Janie powstrzymuje śmiech i chowa twarz w jego koszulce.Mocno go przytula.Poparu minutach pyta:- No więc jak? Pete? Clyde?Cabel odwraca się na drugi bok, udaje że śpi.- Fred prawda?- Janie.Daj spokój.- Nazwałeś go Janie? - chichocze.Cabel wdycha.- Idz spać.Godzina 23.41Zpi.Jest cudownie.Przez chwilę.Godzina 3.03Cabel śni.Są u niego w domu, oboje.Przytulają się na kanapie, grają w halo, jedząpizzę.Dobrze się bawią.W tle słychać jakieś przytłumione dzwięki.Ktoś jest wkuchni i woła o pomoc.Ignorują go, zbyt dobrze się bawią.Wołanie robi się coraz głośniejsze. - Cicho! - krzyczy Cabel.Ale krzyk się wzmaga.Cabel znowu wrzeszczy, alenic się nie zmieni.W końcu idzie do kuchni.Janie drepcze za nim.Cabel krzyczy:  Zamknij się, nie mogę już słuchać o twoich głupichproblemach.Dłużej tego nie wytrzymam!"Na środku kuchni, na białym szpitalnym łóżku leży kobieta.Jej ciało jest poskręcane, kalekie.Jest ślepa i wychudzona.Okropna.To Janie, gdy będzie stara.Młodej Janie, tej siedzącej na kanapie, już nie ma.Cabel odwraca się do niejwe śnie.- Pomóż mi - prosi.Janie patrzy na niego.Lekko kręci głową, chociaż bardzo chce mu pomóc.- Nie mogę.- Proszę.Pomóż mi.Patrzy na niego.Nie może wykrztusić słowa.Wzdryga się i wstrzymuje łzy.- Może powinieneś się po prostu pożegnać - szepcze.Cabel przygląda się jej.A potem odwraca wzrok i patrzy na starą Janie.Wyciąga do niej palce.Zamyka oczy.Janie walczy i wydostaje się ze snu.Zastyga bez ruchu.Dyszy.Czuje, że cały świat zamyka się wokół niej.Próbuje się ruszyć.Oddychać.Kiedy wreszcie może się ruszyć, idzie na palcach przez piwnicę Cabela, wchodzi poschodach i wychodzi na zewnątrz.Wraca do swojego małego, dusznego więzienia.Leży na boku, licząc każdy oddech.Powoli nabiera i wpuszcza powietrze.Wpatrujesię w ścianę.Zastanawia się, jak długo jeszcze zdoła to wszystko ukryć. NiedzielaNiedziela6 sierpnia 2006, godzina 10.10Janie wpatruje się w ścianę.Po chwili podnosi się z łóżka, by zmierzyć się z kolejnym dniem.Spotyka w kuchni Dorotheę, która przygotowuje poranny koktajl.Janie nie widziałajej od czasu ich ostatniej rozmowy.- Cześć - mówi Janie.Matka burczy coś pod nosem.Jakby nic się nie wydarzyło.- Wiesz coś o Henrym?- Nie.- Wszystko w porządku?Matka zatrzymuje się i patrzy na nią spod opuchniętych powiek.Na jej twarzy pojawiasię fałszywy uśmiech.- Jak najlepiej.Janie znowu próbuje.- Pamiętasz, że obok kalendarza wisi mój numer telefonu, gdybyś mnie kiedyśpotrzebowała? I Cabela.On ci zawsze pomoże, gdyby mnie nie było.Wiesz o tym?- To ten hipis?- Tak, mamo.- Janie przewraca oczami.Cabel obciął włosy jakieś parę miesięcy temu.- Cabel.Co to w ogóle za imię?Janie ją ignoruje.%7łałuje, że w ogóle się odezwała.- Lepiej, żebyś nie zaliczyła wpadki.Dziecko zrujnuje ci życie.- Matka powoli wracado sypialni.Janie patrzy na nią, kręcąc głową.- Hej, wielkie dzięki - krzyczy za nią.Wyciąga telefon.Czyta wiadomość od Cabela. Nie słyszałem, jak wychodziłaś.Gdzie zniknęłaś?Wszystko w porządku?"Janie wzdycha.Odpisuje. Obudziłam się wcześnie.Musiałam coś zrobić". Cabel odpowiada. Zostawiłaś buty.Chcesz, żebym je przyniósł?"Janie waha się. Okej.Dzięki".Godzina 11.30Cabel jest przy drzwiach.- Może wybierzemy się na przejażdżkę?Janie mruży oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl