[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stanier, pokaż im, gdzie chcesz zastawić pułapkę.Nathan zaczął objaśniać im swój plan, wskazując na mapę.Clemence zniknęła.Miał nadzieję, że będzie spała, kiedy on wróci do kajuty.- Pan obejmie drugą wachtę, Stanier.- Tak jest, kapitanie.- W tej sytuacji sam będzie mógł się chwilę przespać.Zasalu-tował do słomkowego kapelusza, który miał na głowie, i udał się do kajuty, wstępując podrodze do kambuza po kubek mocnej kawy.- Grzeczny ten pański chłopak, panie Stanier.- Street wyłonił się z mroku.- Na ogół tak.- Nathan zlustrował wzrokiem potężnego kucharza.Nie wyglądał muna drania.- Miej na niego oko, dobrze? Możesz to zrobić dla mnie? Gdyby przyszło codo czego, a mnie.nie było w pobliżu.- Dobrze.- Street skinął głową.- Będę go miał na oku.RL Nathan pomyślał, że nic więcej nie może zrobić.Otworzył drzwi do ciemnej kabi-ny i zobaczył skulony kształt na drugiej koi.Zdjął buty, rozpiął pas z kordem i cichoułożył na koi, żeby nie zbudzić najwyrazniej śpiącej Clemence.Zaniepokoiła go cisza panująca w kajucie.Wstrzymał oddech, ale nie usłyszał od-dechu drugiej osoby.Poderwał się, szarpnął za koc i zamiast śpiącej postaci zobaczyłzrolowane koce.Nawet nie zaklął, bo szkoda mu było czasu.Wiedział, że jest tylko jed-no miejsce, gdzie mogła pójść.Nie wziął latarni, tylko po omacku ruszył na dół, przez pokład armatni, gdzie zajętehamaki kołysały się zgodnie z ruchem statku, a piraci w świetle lamp grali w kości, dopołożonej jeszcze niżej, cuchnącej, mrocznej ładowni.Ze zdziwieniem stwierdził, że niebyło tam ciemno.Jakaś postać, trzymająca na wpół przysłoniętą lampę, sięgała po kluczena haku.Na odgłos jego kroków odwróciła się z cichym okrzykiem i upuściła klucze.- Ty idiotko! - Przyklęknął, aby podnieść klucze.- A ja ci zaufałem! Powiedz mi,dlaczego kobiety nie potrafią dotrzymać słowa?- To jest ważniejsze - syknęła z twarzą bladą jak kreda.Musiał ją śmiertelnie prze-razić.- To mój obowiązek! Pozwól mi otworzyć drzwi i zobaczyć, kto jest w środku.Chcę z nimi porozmawiać.- Obowiązek! - prychnął, wstając.Wiedział, dokąd może zaprowadzić poczucieobowiązku.- Wracaj na górę, i to już!Na pokładzie nad ich głową rozległy się kroki; światło latarni zaczęło się sączyćmiędzy deskami.Nathan nigdy dotąd nie uderzył kobiety, teraz jednak bez wahania wy-mierzył Clemence cios pięścią w podbródek.Gdy osunęła się bezwładnie na ziemię,zdążył ją wepchnąć pod schody, zanim w otworze luku ukazali się McTiernan i Cutler.- No, no.Co my tu mamy, panie Cutler?Nathan poczuł lodowaty dreszcz pełznący wzdłuż pleców.Sięgnął po broń i do-piero wtedy do niego dotarło, że zostawił ją w kajucie.- Wygląda na to, że mamy tu nawigatora, który nie słucha rozkazów, kapitanie -odparł Cutler.- Zechce nam pan wyjaśnić, co pana tu sprowadziło, panie Stanier?- Ciekawość.- Nathan powiesił klucze z powrotem na haku.RL - Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.- McTiernan schodził powoli, ze wzro-kiem utkwionym w twarzy Nathana.- Pamiętasz, co powiedziałem, Stanier? Będą baty.Nie rzucam słów na wiatr.- Pewnie nie.- Nathan z ulgą skonstatował, że panuje nad głosem, choć żołądekmiał skurczony ze strachu.Kątem oka zobaczył, jak Clemence się poruszyła.- Tuzin? - zasugerował z krzywym uśmiechem Cutler.- Osiem - poprawił go McTiernan.- Za trzy doby ma stanąć na nogi.Zrobimy toteraz; zbierz wszystkich ludzi i powiedz bosmanowi.- Za pozwoleniem, kapitanie, ale chciałbym jeszcze wstąpić do kajuty, żeby sięprzebrać - powiedział Nathan.- To porządne spodnie i wolałbym nie zaplamić ich krwią..zaplamić krwią".Tyle tylko zdołał zarejestrować oszołomiony mózg Clemence.Krew! Mieli zamiar wychłostać Nathana.To przez nią go zabiją!Mężczyzni weszli na górę.Clemence wypełzła spod schodków i pomagając sobierękami, powlokła się ich śladem.Szczękę miała obolałą, dzwoniło jej w uszach, alewszystko to było niczym wobec paraliżującego ją strachu.Zobaczyła, jak Nathan od-chodzi na bok i kieruje się do kajuty.Dobrze chociaż, że nie związali mu rąk.Czy będziepróbował uciec przez bulaj? Nie, to niemożliwe, otwór jest za mały.Gdy dowlokła sięresztką sił do kajuty, Nathan właśnie zdejmował spodnie.Rzucił je na podłogę i wycią-gnął parę luznych, płóciennych.- Nic ci się nie stało? - Przyciągnął ją do siebie i delikatnie dotknął palcami jejopuchnięty policzek.Puściła mimo uszu jego pytanie.- Powiedz im, że to ja, a ty tylko poszedłeś za mną.- Kiedy ruszył do drzwi, ucze-piła się jego ramienia.- Jeżeli skażą cię na chłostę, odkryją, że jesteś dziewczyną, i będą chcieli cięzgwałcić.Zciany kajuty zawirowały wokół niej.- Wiem, ale to była moja wina, złamałam dane ci słowo.Nie możesz zostać ukara-ny za coś, co ja zrobiłam.RL - A jeżeli będą chcieli cię zgwałcić - ciągnął Nathan - będę próbował ich po-wstrzymać i wtedy na pewno mnie zabiją.Natomiast osiem batów nie pozbawi mnie ży-cia.Chcesz, żeby mnie zabili, abyś mogła mieć czyste sumienie?- Nie! Przepraszam.- Osiem plag dziewięcioramienną dyscypliną.Ból musi byćniewyobrażalny.Przypomniała sobie krzyki człowieka, który upuścił jej na głowęmarszpikiel, i pociemniało jej w oczach.- Posłuchaj! - Nathan złapał ją za ramiona i zaczął nią potrząsać.- Nie możesz ze-mdleć i nie wolno ci krzyczeć.Słyszysz? Jeżeli się zdradzisz, moja ofiara pójdzie namarne.Pokiwała głową, patrząc mu w oczy.Jego siła dodawała jej otuchy.- Chodzmy - powiedział.- Miejmy to już za sobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl