[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Próbowałem wyobrazić sobie, kto dokonał tego wyboru spośród rzeczy, które David przysłałdla mnie wcześniej z hotelu.Najprawdopodobniej to jego sprawka.Uśmiechnąłem się na myśl otym, jak często w \yciu moim i Davida olbrzymią rolę odgrywały zwykłe ubrania.Tylko, widzisz, gdyby wampir pomijał takie szczegóły jak ubiór, cała historia straciłaby sens.Nawet najrozmaitsze mityczne postacie  je\eli są istotami z krwi i kości  muszą martwić się,czy nie pęknie im rzemień do wiązania sandałów.Dopiero teraz uświadomiłem sobie, \e właśnie powróciłem ze świata, gdzie odzienie byłokształtowane mocą umysłu danej istoty.Oraz to, \e jestem cały utytłany ziemią i mam tylkojeden but.Wstałem, czujny i gotowy, ostro\nie wyjąłem chustę, nie rozkładając jej ani na nią niepatrząc, choć wydawało mi się, \e przez materiał przebija ciemny owal twarzy.Rozebrałem się iuło\yłem rzeczy na kocu tak, by nie utracić przy tym ani jednej sosnowej igły.Następnie udałemsię do łazienki  typowej, ciasnej, okafelkowanej klitki  i nie szczędząc gorącej wody anipary, wykąpałem się, jakbym przechodził obrzęd chrztu w Jordanie.David zostawił tu dla mniewszystko, czego mogłem potrzebować  grzebienie, szczotki, no\yczki.Tak naprawdę wampirynie potrzebują niczego więcej.Przez cały czas drzwi do łazienki pozostawały otwarte.Gdyby ktokolwiek odwa\ył się wejśćdo sypialni, wyskoczyłbym z kąpieli i rozkazał temu komuś, aby natychmiast wyszedł.W końcu opuściłem łazienkę, mokry i czysty, uczesałem włosy, wysuszyłem je starannie iubrałem się od stóp do głów w czyste rzeczy  począwszy od jedwabnych szortów ipodkoszulka, poprzez czarne skarpety i wełniane spodnie, po koszulę, kamizelkę i dwurzędowągranatową marynarkę.Potem schyliłem się i sięgnąłem po zło\oną chustę.Trzymałem ją w dłoni,nie odwa\yłem się jej rozło\yć.Widziałem jednak wyraznie ciemną plamę po drugiej stroniemateriału.Tym razem miałem pewność.Wło\yłem chustę pod kamizelkę i zapiąłem wszystkieguziki kamizelki.Oko, dobry Bo\e, oko! Sięgnąłem palcami do pustego oczodołu i powiek.Co robić, co robić.Gdybym nało\ył czarnąłatkę, wyglądałbym jak d\entelmen.Ale jej nie miałem.Bez oka wyglądałem fatalnie.Zdałem sobie sprawę, \e jestem cały rozdygotany.Davidzostawił dla mnie jeden z moich szerokich, wyglądających jak chusta krawatów, owinąłem gowokół kołnierzyka, bardzo sztywno, zgodnie z dawną modą, warstwa po warstwie, jak uBeethovena na starych portretach.Końce krawata wsunąłem pod kamizelkę.W lustrze moje okopłonęło fioletowym blaskiem, tak jak fioletowy był wło\ony przeze mnie krawat.Dostrzegłemspłachetek czerni po lewej stronie i zmusiłem się, by nań spojrzeć.Wzułem trzewiki, spojrzałem na moje zniszczone ubranie, podniosłem kilka grudek ziemi izeschłych igieł, po czym uło\yłem je starannie na kocu, aby nic nie przepadło, by nic nie zostałoutracone, wyszedłem z pokoju.W mieszkaniu było ciepło i miło, powietrze przesycała słodka, lecz nie natrętna woń kadzidła,która przywiodła mi na myśl dawne ceremonie kościelne, kiedy ministrant w kom\y machałzawzięcie zawieszoną na łańcuchu srebrną kadzielnicą.Gdy wszedłem do salonu, ujrzałem wyraznie całą ich trójkę siedzącą w równych odstępach odsiebie; pomieszczenie było jasno oświetlone, blask sprawiał, \e okna, za którymi padał śnieg,wyglądały jak ciemne zwierciadła.Chciałem zobaczyć śnieg.Podszedłem i przytknąłem twarz doszyby.Cały dach katedry Zwiętego Patryka był biały od śniegu, biały puch nie był w stanieutrzymać się dłu\ej na spiczastych wie\yczkach, ale wszystkie ich ornamenty zostały starannieprzysypane.Ulica była nieprzejezdna, zmieniła się w istną oazę bieli.Czy nikt tu ju\ nieodśnie\ał?Na ulicy dostrzegłem nowojorczyków.Czy to jedyni \yjący? Patrzyłem na nich moimprawym okiem.Wychwytywałem tylko to, co \yło.Bliski paniki zacząłem przepatrywać dachkatedry, spodziewając się ujrzeć o\ywione nagle gargulce, ale nie wyczuwałem \adnej innejobecności, prócz tej trójki w pokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl