[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tańczyłam z Luciusemwalca i widziałam, że ty także go tańczysz.Wszystko było niemal idealne.- Tak,będę miała o czym opowiadać po powrocie do Bath.Tańczyłam walca, w dodatku zwicehrabią.Co prawda nie z księciem, lecz to mała różnica.- Walc wydaje mi się piękniejszy od innych tańców, bo jest taki.och.romantyczny.- Owszem.Susanna przymknęła oczy.Wydało się jej wtedy, że niemal płynęła poparkiecie.Nieoczekiwanie znów zaczęła płakać, tak mocno, że wstrząsał nią szloch.ponaousladansc - Och, Boże, za jaką idiotkę musisz mnie uważać! Zapadła kłopotliwa cisza.- Susanno.czy ty się czasem nie zakochałaś w wicehrabim? Susannaspojrzała na Frances ze zgrozą.- Nie! Oczywiście, że nie! Kto ci powiedział coś tak niemądrego? Azyspływały jej po policzkach.Starła je pospiesznie chustką.- Ach, moje biedactwo - powtórzyła raz jeszcze Frances.- Mówisz od rzeczy.Na pewno się w nim nie zakochałam, chociaż bardzogo polubiłam.Co za szkoda, że jest już właściwie po wakacjach.Smutno mi będziepożegnać was obydwoje i wszystkich innych.- Aącznie z wicehrabią?- Tak.- Susanna zdobyła się na blady uśmiech.- Aącznie z nim.- I tylko go lubisz? - Frances zmarszczyła brwi.W świetle świecywyglądała na zmartwioną.Przyjaciele się nie całują.A on ją pocałował pod kościelnym wiązem.Zapamięta to na resztę życia.Wsparła czoło o kolana.- Susanno.- Frances wstała z krzesła i usiadła koło niej na łóżku, gładząc jąłagodnie po plecach.Usiłowała opanować płacz.Nigdy przecież nie była beksą.- On jest tylko przyjacielem - wyjąkała, kiedy mogła już mówić.- Aleprzyjaciele stają się sobie bliscy, Frances, a mnie by serce pękło, gdybym sięmusiała żegnać z tobą, z Anne czy Claudią na zawsze.- A więc serce ci pęka?- Ależ skąd! To tylko przenośnia.Jest mi po prostu smutno.Bardzo smutno,mimo miłych wspomnień.- Czuję się bezradna - odparła Frances po minucie czy dwóch.- Nie wiem,co ci powiedzieć ani jak cię pocieszyć.A zatem nie uwierzyła jej zapewnieniom.Susanna zwiesiła w milczeniugłowę.ponaousladansc - Pociechą jest już sama twoja obecność - odezwała się w końcu i wstała złóżka.- A także przyjazń.Wybacz mi te parę łez i wracaj do męża.Muszę sięwyspać, żeby dobrze wyglądać.Twojej urodzie tego nie potrzeba.Frances ścisnęła ją za ręce i ucałowała w policzek.- Moja dzielna Susanna! Teraz cię poznaję.W takim razie śpij dobrze.Susanna otuliła się kołdrą zaraz po jej odejściu, podciągając ją pod samąbrodę.Niemalże słyszała słowa wicehrabiego, że przyjazń jest zbyt słabymokreśleniem na to, co się zrodziło między nimi.I że stali się chyba czymś więcejniż przyjaciółmi.Nie chciała pamiętać ani tych słów, ani pocałunku, który po nichnastąpił.Nie chciała w nie wierzyć.Obróciła się na bok i zwinęła w kłębek.Raz jeszcze zawirowała w tańcu.Razjeszcze poczuła jego wargi na swoich.Rozdział 10Peter nie wspominał balu z zadowoleniem, raczej z przykrością.Złamałkilka zasad, które sobie niegdyś narzucił.Najpierw tańczył walca z Susanną Osbourne, potem jadł z nią sam na samkolację - a mógł przecież dołączyć do innych, usiąść przy którymś z większychstołów.Następnie poszedł z nią na przechadzkę, znów sam na sam.Spędził w jejtowarzystwie co najmniej godzinę, a zatem dwa razy więcej, niż pozwalał sobieprzebywać na osobności z jakąkolwiek damą, która nie była jego siostrą.W dodatku objął ją, ujął jej dłoń podczas spaceru i - jakby tego było mało -splótł jej palce ze swoimi.To już było bliskie niestosowności, w każdym raziewykraczało poza granice przyzwoitego zachowania.ponaousladansc Na domiar złego ją pocałował.Uczciwość kazała mu uznać lekkie dotknięciewarg za pocałunek.Wystarczyło tego, żeby czuł się nieswojo.Nie mógł puścić tychchwil w niepamięć.Przeciwnie, wciąż go nachodziło ich wspomnienie.Igrał z uczuciami Susanny.Daremnie usiłował sobie wmówić, że to wszystkobez znaczenia i że po tygodniu dziewczyna o tym zapomni.Może i tak, lecz dobrzewiedział - w końcu miał pięć sióstr - że kobiety pamiętają takie rzeczy dużo dłużeji przywiązują do nich większą wagę niż mężczyzni.Zawsze się z tym liczył izawsze respektował kobiecą wrażliwość.Z wyjątkiem tamtego, pamiętnego dnia.No i z wyjątkiem wczorajszego balu.Czuł, że Susanna Osbourne boleśniej przeżyjeich nieuchronne pożegnanie, niżby pragnęła.To chyba świadczyło o jegopróżności? W każdym razie Susanna byłaby ostatnią osobą, którą chciał urazić.Najgorsze, że musi ją przeprosić.Za ten nieszczęsny pocałunek, zapewne pierwszyw jej życiu.Niech to licho, nie miał powodów do dumy.Prawdę mówiąc, było mu wstyd.Nie powinien był się do niej zalecać.W końcu lubił ją tylko, nic więcej.Zbyt wieleich dzieliło.W końcu istnieją różnice społeczne.W jego sferze żony wybierało sięspośród własnego stanu, i nie chodzi tu o snobizm.Małżonki ludzi utytułowanychmają swoje obowiązki, a wychowanie musi je do nich przygotować.Mają teżzobowiązania towarzyskie i winny je respektować w odpowiedni sposób.Może to banalne, ale takie rzeczy naprawdę się liczą.W końcu społeczność,wewnątrz której wzrastał, istniała właśnie dzięki takim regułom.Podczas bezsennej po większej części nocy postanowił, że musi się trzymać zdala od Susanny Osbourne przez następne trzy dni.Wyjeżdżał o dzień pózniej odniej.Nie wolno mu zrobić ani powiedzieć czegoś, co potem byłby zmuszonyodpokutować.Najlepiej byłoby w ogóle nie widywać tej dziewczyny.Trzymał się tej całkiem rozsądnej decyzji przez dwa dni.Pierwszego byłzaproszony, wraz z Raycroftami oraz innymi sąsiadami, na obiad do Barclay Court.ponaousladansc Potem zaś miały nastąpić szarady i gra w karty.Nie ignorował Susanny Osbourne,jakżeby mógł? Znalazła się zresztą podczas szarad w innej grupie i rozwiązywała jez taką samą energią i entuzjazmem, z jaką brała udział w zawodach wioślarskich.Zulgą stwierdził, że najwyrazniej nie zdołał zepsuć jej nastroju tamtej nocy.Bynajmniej jej nie unikał.Rozmawiał z nią, śmiał się i współzawodniczył, leczrobili to wśród innych i ani chwili nie spędzili sami.Drugiego dnia - był to pomysł panny Moss - większość młodych ludzipojechała czterema powozami do Taunton, żeby zajrzeć do tamtejszych sklepów iurządzić piknik nad brzegiem rzeki Thone.Specjalnie wsiadł do innej karety niżSusanna.A chociaż w Taunton nieraz znajdowali się blisko siebie, nigdy nie bylisami.Ostatniego dnia obudził się jakąś godzinę wcześniej niż zwykle i niemal zprzerażeniem zdał sobie sprawę, że to ostatni dzień pobytu Susanny w BarclayCourt.%7łe zmarnował dwa dni i że bez żadnej szkody mogliby spędzić trochę czasuwyłącznie we własnym towarzystwie.Po cóż ją całował? Po co spacerowali po wiejskiej ulicy ze splecionymipalcami?Chociaż byłoby mądrzej - zdecydował, gdy wkrótce potem schodził naśniadanie - unikać wszelkiej styczności z nią jeszcze przez ten jeden dzień.Jutroona wyjedzie, a on będzie szykować się do odjazdu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl