[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A Cieślikowski? Czyżby pan nie wiedział o jego istnieniu? Wiedziałem.Nawet widziałem go z daleka.Zupełnieprzypadkowo.Czekałem na Krystynę, kiedy skończy pracę wsklepie, a tymczasem mąż przyszedł po nią niespodziewanie.Znałem go również z opowiadań jego żony.Miał to byćwyjątkowy brutal i pijak, często używający pięści w sprzeczkachmałżeńskich.Ten człowiek składał się rzekomo z samych wad. Jak każdy zdradzany mąż  wtrącił major. Krystyna miała duży talent przyswajania sobie wiedzy.Wciągu kilku lat naszej znajomości zamieniła się zprowincjonalnej dziewczyny w uroczą, czarującą wdziękiem i inteligencją damę.Wiele razy chciałem po męsku rozmówić sięz Cieślikowskim.Swój stosunek do Krystyny traktowałembardzo poważnie.Dążyłem do zalegalizowania go.Ona niezgadzała się na tę rozstrzygającą rozmowę.Mówiła, że kiedyprzyjdzie czas, sama to załatwi.Mnie nic nie wiązało.Byłem odwielu lat wdowcem.Syn kończył politechnikę.Córka nauniwersytecie.Zresztą nie mieszkali ze mną, lecz we Wrocławiuu ciotki, która zaopiekowała się nimi po śmierci siostry.Pomimo to Krystyna zawsze zwlekała.Dopiero historia zbransoletką przesądziła sprawę. Błękitny szafir? Właśnie teraz będę o nim mówił.Niewiele zostało mipamiątek po żonie.W powstaniu straciliśmy prawie wszystko.Chyba jedyną biżuterią była ta bransoletka starej, wiedeńskiejroboty.%7łona dostała ją jeszcze po swojej babce.Nigdy nienosiła tego klejnotu.Twierdziła, że szafiry to kamienie śmierci.Przynoszą swoim właścicielkom same nieszczęścia.Także i jejbabce, która tragicznie zmarła w katastrofie kolejowej.Niewierzyłem w ten fatalizm szafirów, uważałem to za przesąd ipostanowiłem, że złote cacko, nie mające zresztą jakiejśspecjalnej wartości, podaruję córce w dniu jej ślubu. A jednak znalazło się na ręku Krystyny Cieślikowskiej. Kiedyś, opowiadając Krystynie o zmarłej żonie, pokazałemjej tę bransoletkę i dodałem, że podaruję ją córce z okazjizamążpójścia.Krystyna na razie nic nie powiedziała, ale wstosownym momencie zaczęła mnie prosić, żeby to właśnie jejzrobić prezent z błękitnego szafiru.Kategorycznie odmówiłem.Major uśmiechnął się.Wiedział, co było dalej. Przez tydzień mnie molestowała.Na próżno obiecywałem,że kupię jej jakiś inny drobiazg, znacznie droższy.Tłumaczyłem, że bransoletka poza tym, że jest rodzinną pamią-tką, nie przedstawia wielkiej wartości.Nic nie pomagało.Krystyna uparła się, że musi mieć tę, a nie żadną innąbransoletkę. Wygrała  stwierdził major. Musiała wygrać!Ja ją kochałem.Jedenastego dnia włożyłem na jej rękę złotegowęża. Malinowski zamilkł, pogrążając się we wspomnieniach.Potem westchnął, jak człowiek obudzony ze snu, i powiedział: Chciałbym się przed panem usprawiedliwić, majorze.Kiedy moja córka wychodziła za mąż, w prezencie ślubnymdostała od ojca piękną bransoletkę.Wprawdzie bez szafiru, alemoże dlatego jest szczęśliwa? Szczęśliwa i tryumfująca byławówczas i Krystyna.Wyszła z mojego mieszkania z szafirem naręku.Wróciła zaledwie po dwóch godzinach.Powiedziała mi, żewidok bransoletki przyprawił jej męża o atak szału.Cieślikowski zbił ją i wyrzucił z domu.Pewnie i wtedy kłamała. No, niezupełnie  powiedział major na pocieszenie. Wkażdym razie dostała po buzi. Tak się rozstrzygnęła sprawa małżeństwa Cieślikowskich.Byłem z tego bardzo zadowolony.Nic już nie stało naprzeszkodzie, żebyśmy byli razem.Muszę tu jeszcze dodać, żejako dyrektor wielkiego zjednoczenia nie miałemnajmniejszych trudności z awansowaniem Krystyny nakierowniczkę jednego ze sklepów.Można to nazwaćkumoterstwem lub nepotyzmem, faktem jest, że na nowymstanowisku ta dziewczyna pokazała swoje nieprzeciętnezdolności organizacyjne.Jej sklep bardzo szybko wysunął sięna czoło najlepszych naszych placówek handlowych. To był ten sklep włókienniczy? Nie.Sklep z galanterią.Placówką włókienniczą Krystynakierowała po zerwaniu ze mną.Dojdę i do tego.Wracając jednak do tematu, nie mogłem sobie wytłumaczyć,dlaczego Krystyna, mieszkając już ze mną, wcale się nie kwapido wniesienia sprawy o rozwód.Wkrótce wyłonił się nowyproblem.Dziewczyna uznała, że mieszkanie pod jednymdachem, bez ślubu, dyrektora i jego podwładnej stawia ją wdwuznacznej sytuacji, a także podrywa mój autorytet.Przyznaję, było w tym sporo prawdy, chociaż skłonny byłem nanic nie zważać.Kiedy jednak Krystyna zaczęła mnie męczyć,aby zdobyć dla niej jakieś mieszkanie, zgodziłem się na to bezsprzeciwu.Argumentowała zresztą, że pózniej, po naszymślubie, bo to przecież było postanowione, łatwiej będziezamienić nam dwie kawalerki na większy lokal.Miałem pieniądze, miałem stosunki i załatwiłem jej przydziałmieszkania. To ta kawalerka, w której mieszkała aż do śmierci? Nie.Inna.Tamta była przerobiona z dużego pokoju wewspólnym mieszkaniu.Kwaterunkowa.Ta obecna, to jak nawarszawskie stosunki, luksusowe mieszkanko w spółdzielniwłasnościowej.Malinowski zapalił papierosa. Kiedy Krystyna zdobyła upragnione mieszkanie, naszasielanka trwała krótko.Widocznie Cieślikowska doszła downiosku, że nie jestem już jej potrzebny.Była kierowniczkąsklepu, dobrze zarabiała, miała własne lokum.%7łeby posunąćsię o następny szczebel w karierze, musiała znalezć sobie kogośinnego.Mnie można było wyrzucić na śmietnik.Nie wiem, wjaki sposób rozstała się z Cieślikowskim, przypuszczam, żeuczyniła to z taką samą brutalnością, jak ze mną.Po prostupewnego dnia nie wpuściła mnie do mieszkania, oświadczając,że jest tam ktoś inny.Zdążyła mi jeszcze przez uchylone drzwipowiedzieć, iż nie jest taka głupia, aby wiązać sobie życie zestarym dziadem.Zapowiedziała, abym nie liczył na zwrotbransoletki z szafirem.Będzie ją nosiła stale na ręku, to jest jejtalizman, a wszyscy mężczyzni są bandą durni, z którymikobieta może robić, co tylko zechce.Oczywiście wszystko byłopowiedziane w znacznie ordynarniejszej formie, niż ja to panupowtarzam.Cała nabyta kultura spłynęła z niej wtedy jak wodaz kaczki.Pozostała zwykłą dziewuchą spod Włodawy.Ostrzegłamnie również, żebym nie próbował się mścić, bo może mnie todrogo kosztować. Chodziło jej o tę posadę w sklepie? Tak przypuszczam.Nie przeczę, że wtedy pragnąłemzemsty.Ale nie tego rodzaju.Gdybym nie był takim tchórzem,kto wie, czy nie posunąłbym się nawet do zbrodni.Natomiastnie przyszło mi do głowy, żeby zwalniać Krystynę z pracy.Pomimo to w niecałe dwa tygodnie pózniej przestałem byćdyrektorem zjednoczenia handlowego. Dlaczego? Przyznaję, że w życiorysie przemilczałem pewien szczegół mojego życia.Uważałem go zresztą za incydent bez znaczenia. Jaki? W momencie wybuchu powstania warszawskiego, tak jaktysiące mieszkańców stolicy, chciałem walczyć z bronią w ręku.Zgłosiłem się więc do najbliższego oddziału wojskowego, którystacjonował w sąsiedniej kamienicy.Nie wybierałem go ani teżnie orientowałem się zbytnio w odcieniach politycznychówczesnych organizacji wojskowych.Moja kariera powstańczatrwała zaledwie pięć dni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl