[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzał przy okazji na zabitych.Wiedział z do-świadczenia, że nie mogli przeżyć.Jego spojrzenie padło najedną z łusek leżących na ziemi.Wyraznie widział złote litery,układające się w napis: JELENIE I NIEDyWIEDZIE.Aadującostatni nabój, spojrzał na budynek i na linię jego dachu.Z góry patrzył na niego Craig Lowell, trzymający w zgięciuręki krótką wersję M-16.Geoff skupił się teraz na zadaniu, które miał do wykonania.Przyjąwszy pozycję podobną do tej, którą przyjmuje myśliwy,gdy psy wystawiają mu skrzydlatą zdobycz, dwaj żołnierze zgranatnikami zbliżyli się do niego, przyłożyli kolby do ramioni starannie wymierzywszy - strzelili w kierunku drzwi.Najpierw rozległ się stłumiony huk, podobny do wystrzału zestrzelby, a potem rozerwały się czterdziestomilimetrowegranaty.Lewa połowa drzwi wpadła do środka.Serie z M-60 omiotły znajdujący się za nimi korytarz.%7łołnierze w niespiesznym marszu przeładowali granatniki ikolejne dwa pociski pomknęły w głąb budynku.Geoff miał nadzieję, że Tex Williams nie znajdzie się nalinii strzału.Gdy żołnierze pobiegli truchtem w stronę drzwi,by zajrzeć do środka, Geoff popędził za nimi.W korytarzu znalezli piętnastu zabitych Wietnamczyków.Na kamiennej podłodze coraz szerzej rozlewały się kałużekrwi.W dalekim końcu korytarza widać było kolejną paręsolidnych drzwi, za którymi był już tylko wewnętrznydziedziniec.Choć eksplozja granatów wyrwała je z zawiasów, nieprzewróciły się.Jedno ze skrzydeł poruszyło się nieznacznie.Strzelcy uzbrojeni w karabiny maszynowe podrzucili broń.- Wstrzymać ogień! - zawołał Geoff.Gdy spojrzeli na niego ze zdziwieniem, wyjaśnił:- To może być pułkownik Williams.Pokiwali głowami, ale jeden z nich przyłożył karabinmaszynowy do ramienia jak snajperkę i wycelował w drzwi.To naprawdę był Williams.Miał rozciętą skórę na twarzy ipotężne rozdarcie po prawej stronie szarego kombine-367 zonu pilota, lecz poza tym nie odniósł żadnych obrażeń.Po-biegł korytarzem, by dołączyć do swoich.W ręku trzymałmałego Smith & Wessona.38 Special, standardową broń SiłPowietrznych dla personelu latającego.- Na zewnątrz mamy paru zabitych - powiedział Geoff.-Jeśli potrzebuje pan broni.Williams pobiegł we wskazanym kierunku.Nie było niepotrzebnej strzelaniny.Był to ostatni punktodprawy, którą poprowadził Craig Lowell na pokładzielotniskowca:  Nie proszę o szlachetny heroizm, ale pomyślcietylko, jak kurewsko szkoda byłoby faceta, który gnił w obozie,a potem zginął od amerykańskiej kuli".Te słowa najwyrazniejprzemówiły do wyobrazni Zielonych Beretów.%7łołnierze zwani  Pochodniami" - niosący sakwy z mate-riałem wybuchowym oraz plecaki z granatami termitowy-mi -minęli wewnętrzne drzwi i zaczęli rozkładać granaty wokółruin małego budynku na dziedzińcu i pod leżącym na nichwrakiem helikoptera, który zakończył żywot z lekkimprzechyłem na nos.Po  przygotowaniu maszyn do unicestwienia" żołnierzepodzielili się na dwie drużyny i ruszyli w głąb bocznych ko-rytarzy.Drużyna po lewej napotkała Wietnamczyków, którzyuciekli przed ostrzałem drzwi.Wywiązała się gwałtownastrzelanina, przerywana wybuchami granatów.Poza tą małą grupką praktycznie nie napotkali oporu -bo inie spodziewali się więcej.Najpoważniejszą bronią, jaką wrógmiał do dyspozycji, były karabiny maszynowe na wieżachstrażniczych, zniszczone przez Gatlingi.Broń ręcznąstrażników w budynku administracyjnym pogrzebał Tex,rozbijając helikopter.Należało natomiast spodziewać się twardego oporu mniejwięcej za pięć minut, gdy do obozu dotrą posiłki z odległych okilkaset jardów koszar dla strażników.Rozważano i odrzucono pomysł zaatakowania koszar przezChinooki.Gatlingi nie były przesadnie skuteczne w ostrze-liwaniu murowanych budynków.Postanowiono więc, żekontratak Wietnamczyków od strony koszar zostanie po-wstrzymany na ziemi przez Oddział II, czyli 115 żołnierzy368 i oficerów pułkownika MacMillana, którzy w tej chwiliznajdowali się jeszcze w powietrzu.Ich cztery Chinooki miały wylądować na płaskim terenie wpobliżu obozu.Jako że teren ten wyglądał zdecydowanie zbytgościnnie, uznano, że jest zaminowany minamikonwencjonalnymi (eksplodującymi pod wpływem nacisku)lub odpalanymi zdalnie, na przykład z punktu dowodzeniazmiażdżonego przez helikopter.Lowell był zawiedziony, gdy zniszczenie strażnic i radio-stacji nie spowodowało eksplozji min, które najprawdopo-dobniej zakopano na zbyt pięknym potencjalnym lądowisku.Gdy ucichły strzały w budynku, Geoff wyszedł na ze-wnątrz, by popatrzeć, jak przebiega operacja usuwania min.%7łołnierze rozbiegli się wokół stref lądowania, a gdy stanęlinaprzeciwko siebie, w odległości może dwustu jardów,wytyczając tym samym mniej więcej kwadratowe pola, roz-legły się dzwięki podobne do stłumionego huku strzelb.SkładZaopatrzeniowy Straży Przybrzeżnej Stanów Zjednoczonych wCape May w New Jersey do niedawna był w posiadaniujedenastu miotaczy lin, lecz urządzenia te zniknęły w wynikunagłej i niewyjaśnionej rekwizycji.Białe liny mknęły w powietrzu między bokami kwadratówwyznaczonych przez szeregi Zielonych Beretów.%7łołnierzełapali je w locie albo ściągali z niewysokich drzew, a potembardzo ostrożnie ściągali ku sobie.Do lin były bowiem teraz uwiązane - co dwanaście stóp-trzy funtowe bryły materiału wybuchowego C-4, do których zkolei przyklejono małe worki z piaskiem, których zadaniembyło skierowanie siły ewentualnego wybuchu w kierunkuziemi.Liny ciągnięto bardzo wolno i ostrożnie, aż wreszcie całepole było pocięte rzędami ładunków wybuchowych.Teraz dwaj żołnierze przystąpili do montażu urządzeńdetonujących.Każde z nich mogło wywołać eksplozję całegosystemu ładunków.Celowo jednak przywieziono dwa de-tonatory i dwóch specjalistów - na wypadek gdyby jeden z nichzginął.Gdyby obaj polegli, dwóch innych żołnierzy mogłoprzejąć ich zadanie, być może z pomocą krótkich za-369 palników, które mogły wywołać eksplozję całego pola dziękifenomenowi fizycznemu zwanemu wybuchem wtórnym.- Odpalamy! - zawołał ktoś.Chwilę pózniej rozległ się potworny ryk, a zaraz potem falauderzeniowa omal nie strąciła Lowella i pozostałych z dachu.Eksplozja dodatkowa jednak nie nastąpiła.Niechętny wkładStraży Przybrzeżnej w Operację Monte Cri-sto orazrozbudowany plan zapasowy okazały się zbędne.Lowell wyjął z kieszeni miniaturowy nadajnik, ale niemusiał rozmawiać z załogami Chinooków.Piloci musieliwidzieć eksplozję i już podchodzili do lądowania na wyzna-czonym placu.Lowell zaczekał, aż MacMillan wyskoczył z pierwszejmaszyny.Od tej chwili to do niego należała obrona więzieniaprzed kontratakiem z zewnątrz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl