[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Samantha uświadomiła sobie po chwili zastanowienia, \e po raz pierwszy widzi jąnieumalowaną.Mary - Louise bowiem nawet przed opalaniem nakładała makija\.Samantha zwróciła na to uwagę ju\ następnego dnia po jej przyjezdzie.Makija\ był natyle dyskretny, \e trzeba się było uwa\nie przyjrzeć, by go dostrzec, nie przyszło jej więc dogłowy, \e mo\e a\ tak zmienić wygląd kuzynki.- Co mi się tak przypatrujesz?! - rzuciła z wściekłością Mary - Louise.- Nie.nie.ja.- zaczęła się jąkać Samantha, zła na siebie, \e rzeczywiście mierzyłają wzrokiem zbyt ostentacyjnie.- Powiedz mi lepiej, co mam zrobić?- Nie wiem.Przejrzyj jeszcze raz swoje rzeczy.Z czegoś musisz zrezygnować.- A nie ma innego plecaka? - spytała Mary - Louise.- Nie, ja mam tylko jeden - odparła Samantha.- Ten, który ci dałam, po\yczyłamspecjalnie dla ciebie od brata kole\anki.Mary - Louise zerknęła na spakowany plecak, stojący w kącie pokoju.Podeszła do niego i przyjrzała mu się dokładnie.- Masz w nim jeszcze du\o miejsca - zauwa\yła.Samantha przeczuwała, do czegozmierza kuzynka.- Powinno wystarczyć miejsca na te rzeczy, które nie mieszczą się u mnie.Mary - Louise nie pytała, nie prosiła, po prostu zakomunikowała:- Zaraz je przyniosę.Potem, przed zaśnięciem, Samantha zastanawiała się, jak to się stało, \e niezaprotestowała, \e nie pobiegła za nią i nie powiedziała, \e nie ma mowy, \e nie po to samazrezygnowała z wzięcia kilku rzeczy, które miała ochotę zabrać, \eby teraz dzwigać jej baga\.Odpowiedz była prosta - Mary - Louise tak ją zaszokowała swoją bezczelnością, \eSamantha nie potrafiła zareagować ani natychmiast, ani nawet kilka minut pózniej, kiedykuzynka pojawiła się z całym naręczem ubrań, bez słowa poło\yła je na fotelu i wyszła.- Bardzo dziękuję! - zawołała za nią Samantha.- Nie ma za co - odparła Mary - Louise. 14W poniedziałek kwadrans przed ósmą Samantha była ju\ po śniadaniu, a plecak, któryzniosła wcześniej, stał na ganku.Matka kończyła przygotowywać kanapki, które córka i siostrzenica miały wziąć nadrogę.- Myślisz, \e Mary - Louise zdą\y zjeść śniadanie? - spytała Samanthę.- Nie sądzę.Kiedy schodziłam na dół, brała jeszcze prysznic.- W takim razie zrobię więcej kanapek.- Daj spokój, mamo.Jeśli nie zdą\y zjeść śniadania, to będzie jej problem.- Nie mo\esz być taka.W ogóle jesteś dzisiaj jakaś podminowana - zauwa\yła matka.Nie myliła się; Samantha była naprawdę wściekła, nawet nie na kuzynkę, tylko nasiebie, o to, \e wczoraj tak łatwo jej uległa.- To pewnie zdenerwowanie przed podró\ą - powiedziała matka.- Pewnie tak.Samantha nie miała ochoty zdradzać mamie prawdziwego powodu.W ogóle nie miałaochoty rozmawiać o kuzynce, ale jak się okazało, nie było to takie proste.- Mo\e pójdziesz na górę i dowiesz sie, czy nie trzeba jej w czymś pomóc? - spytałamama, pakując kanapki do wielkiego plastikowego pojemnika.- Słyszałaś, co powiedziała wczoraj przy lanczu, kiedy zaproponowałam, \e pomogęjej w pakowaniu plecaka.- No tak, ale wiesz.ona jednak nie jest u siebie w domu.Samantha zaczęła się zastanawiać, co takiego Mary - Louise musiałaby zrobić, \ebymama przestała ją wreszcie bronić.- Jeśli nie chcesz, to ja pójdę ją zapytać - oznajmiła matka, zamknąwszy pojemnik zkanapkami.- A przy okazji zapytaj, ile jej jeszcze zejdzie! - zawołała za nią.- Ja tymczasem pójdępo\egnać się z Tootsie.Klacz była wyraznie rozczarowana, \e Samantha, po tym, jak dała jej kostki cukru -dwa razy więcej ni\ zwykle - i obdarzyła czulszymi ni\ zwykle pieszczotami, wyszła zestajni, nie zabrawszy jej na przeja\d\kę.Samantha, wracając do domu, zobaczyła vana, skręcającego w drogę dojazdową doConnellych.Zerknęła na zegarek i stwierdziła, \e jej przyjaciele są niezwykle punktualni. Była za pięć ósma.Po nią i Samanthę mieli przyjechać na końcu, na razie więc wszystkoodbywało się zgodnie z planem.Na razie, pomyślała.- No i jak? - spytała mamę, która zeszła ju\ na dół i sprzątała po śniadaniu.- Co zMary - Louise?- Zaraz będzie gotowa.- To dobrze, bo oni za chwilę tu będę.- Mo\e się trochę spóznią - powiedziała matka i coś w jej głosie obudziło podejrzeniaSamanthy.- Nie, nie spóznią się.Widziałam, jak skręcili ju\ do Connellych.Mamo, czy onanaprawdę zaraz będzie gotowa?- lak mnie zapewniła.- Tak cię zapewniła - powtórzyła Samantha, patrząc jej w oczy.- Mamo, czy ty jąwidziałaś?Matka skinęła głową.- I co? - Samantha nie spuszczała z niej wzroku, domagając się szczerej odpowiedzi.- Jak to co?- Pytam, czy Mary - Louise wyglądała na kogoś, kto za chwilę będzie gotowy dowyjazdu?- Była jeszcze w szlafroku - odparła cicho mama.- I robiła sobie coś z włosami,jakimś takim dziwnym przyrządem.Nie wiem, to pewnie była lokówka.Samantha, nie czekając na dalszą relację matki, pobiegła na górę i zastukała do drzwipokoju gościnnego.Zciśle mówiąc, było to bardziej walenie ni\ stukanie.Nie usłyszała odpowiedzi.Chwilę się wahała, ale kiedy przypomniała sobie, jakwczoraj kuzynka wpadła do jej pokoju, nacisnęła klamkę i weszła do środka.Mary - Louise, wcią\ w szlafroku, siedziała przed toaletką i robiła coś z włosami.Samantha przyjrzała jej się i zobaczyła pasmo zupełnie prostych włosów, spadające na prawypoliczek kuzynki.- Jezu - powiedziała, zaskoczona.- Myślałam, \e masz trwałą albo coś takiego.Nieprzypuszczałam, \e musisz sobie robić te spirale po ka\dym myciu.- Mogłabyś mnie zostawić samą? - rzuciła opryskliwie Mary - Louise.- Mogłabym, gdyby nie to, \e wszyscy ju\ na ciebie czekają.- Powiedziała to trochęna wyrost.Nie słyszała, \eby pod dom zajechał samochód, ale kuzynka nie musiała o tymwiedzieć. - Zaraz będę gotowa.A stojąc mi nad głową, naprawdę niczego nie przyśpieszysz.- W porządku, nie będę ci przeszkadzać.Ju\ mnie nie ma.Samantha chciała opuścić pokój gościnny, ale nie mogąc sobie tego odmówić, jeszczeraz rzuciła okiem na kuzynkę.Mary - Louise nie miała makija\u.Jej rzęsy były wypłowiałe iznacznie krótsze ni\ zawsze, a cera wcale nie taka idealna.- Słuchaj, mo\e wezmę na dół twój plecak - zaproponowała Samantha.- Nie, poradzę sobie.Poza tym muszę jeszcze coś do niego wło\yć.Samantha była pewna, \e kuzynka nie zejdzie na dół, dopóki się nie umaluje.I, odziwo, wcale się tym nie martwiła.Nic się nie stanie, jeśli wyjedziemy godzinę pózniej, pomyślała.Wa\ne, \e nikt niebędzie miał wątpliwości, komu zawdzięczamy to opóznienie.Zeszła na dół dokładnie w chwili, kiedy pod dom zajechał granatowy van prowadzonyprzez Daniela.Wysiadł tylko Jonathan.- Cześć, Lele.- Cześć - powiedziała, próbując się uśmiechnąć tak jak zawsze.Niestety, nie udało jejsię, poniewa\ stał przed nią nie przyjaciel, lecz chłopak, w którym była zakochana.Nie zauwa\yła, \eby dostrzegł zmianę w jej zachowaniu.Z jednej strony, odetchnęła zulgą, z drugiej - zabolało ją to.- Gdzie baga\e? - zapytał.Pokazała plecak stojący na ganku.Jonathan wziął go, otworzył tylne drzwi samochodu i poło\ył obok innych baga\y.- A drugi?- Jest jeszcze na górze.- Mam go przynieść? - zaproponował.- Nie, nie trzeba.Mary - Louise powiedziała, \e poradzi sobie sama.Pomyślała, \e mo\e byłoby dobrze, gdyby poszedł na górę i zobaczył, ile trudu zadajesobie Mary - Louise, \eby osiągnąć taki efekt, jaki wszyscy mogli podziwiać w DoubleRainbow [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl