[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Andrew posłusznie notuje w swoim reżyserskim notatnikui mruczy coś, czego nie rozumiem. Powtórz.?Powtarza, ale brzmi to jak veushikyem.Cokolwiek to znaczy.To pewnie w tym dziwnym języku, w którym czasem mówi doMartina; języku, co brzmi jak szelest ze zgrzytaniem.Przekazu-jemy zespołowi instrukcje i po chwili wciśniętej żyrafie rozjeż-dżają się nóżki.Andrew poprawia je troskliwie. Patrzymy w skupieniu, jak HirM pochyla się nad basem.Przejeżdżam wzrokiem po reżyserce.Dobrze tutaj, tak.do-mowo.Czuję się na swoim miejscu, mimo że wiem, że to tylkona próbę, że raczej nie zagrzeję tu stołka, że.Ale stojąc z Ta-kamine po drugiej stronie szyby, nie miałam pojęcia, że po TEJstronie też odbywa się ekscytująca, twórcza praca.Coś przychodzi mi do głowy. Masz może jeszcze ten swój kamerton, Andrew? Taksobie myślę, że gdyby tak wrzucić w tło takie.no, taki klang.i ściszyć do poziomu trochę niższego niż perkusja, mogłobybyć interesująco.Rozważa moje słowa, mrużąc powieki, jakby usiłował wy-obrazić sobie ten dzwięk w tle.- Mam, w moim dawnym.W moim pokoju.Podskoczę posesji.A może podskoczymy razem, to coś ci pokażę i powieszmi, czy może być, OK?Gorąco i duszno.Powietrze zastygłe, zupełnie jakby dawnonikogo nie było w tym pokoju.I jakby od kilku dni nikt niewłączał klimatyzacji.Andrew odczytuje moje myśli, bo sięga za futon po pilotai ruchem zza ramienia włącza klimę, która zanosi się kaszlem,prycha dwukrotnie jak zmoczony kot i w końcu zaczyna spo-kojnie rzęzić. Jest Spróbuj.Uderzam kamertonem o brzeg szafki.Słuchamy przez chwi-lę, ale oboje kręcimy głową przecząco.- Nie, to nie może mieć pełnego dzwięku.Sam klang.- Może jakby stłumić.? Bo ja wiem, taśmą izolacyjną?Andrew rozgląda się po pokoju.Ja też.Nie mogę oprzeć sięwrażeniu, że.nikt tu nie mieszka. Ja nie mam, a już na pewno nie tutaj - mówi w końcu.-Może Ikeda-san?  Zapytasz go?  rzucam szybko, w obawie, że poprosi mniezaraz o to samo.Zdążyłam, bo właśnie nabrał powietrza w płuca. Aaa.tak, oczywiście.Czekaj, coś ci chcę pokazać.Otwiera stojące na podłodze pudło. Spójrz na to.Chciałem cię zapytać, zanim zrobimy muniespodziankę.Może coś dodasz od siebie?Podaje mi wyjęty z pudła owinięty w ściereczkę kubek.Zwy-kły, czarny kubek z wielkim uchem.Przysięgłabym, że widzia-łam go przedwczoraj w sklepiku na dole.Na nim białym ko-rektorem wymalowane angielskie słowo  BOSS".A poprzekątnej po japońsku - Niżej jakieś inne słowo - SZEF".Ciekawe, co to.Aha, pewnie to samo. To dla Martina? Bo Bos? Bo mu rozbili.Wydawało mi się, że to dla niego ważne.Dopiszesz coś? Jasne.Tylko czym?Podaje mi małą buteleczkę.Chichoczę, bo to biały lakier. Nie wiedziałam, że malujesz paznokcie.Andrew rumieni się lekko i też chichocze, z zakłopotaniem.Jak Japończyk. A propos Martina.Dlaczego on nazywa cię NJ?Przecieżto nie twoje inicjały.-NJ? Andrzej.To Andrew po polsku.Obaj mówimy w tymjęzyku, On jest Polakiem, a ja.mieszkałem w Polsce.Długo.Jeśli dopiszesz teraz, to wieczorem zrobię mu w nim herbatyi będzie miał niespodziankę. Ale nie patrz mi na ręce, bo zepsuję.Posłusznie robi trzy kroki w stronę okna.Pochylam się iuważnie wypisuję  KETUA", dmucham, żeby szybciej wy-schło.Coś przychodzi mi do głowy.Kilkoma mąznięciami do-malowuję na dnie kubka.,, kozę.Wstaję i podchodzę do okna.Andrew wyraznie nie zauwa-żył, że skończyłam i że stoję za nim, bo pochyla się nad czymśw tej samej pozycji, zatopiony w myślach. Ramka ze zdjęciem.Ale to nie jest Akemi. Andrew.Podnosi oczy.Wyciągam palec w kierunku zdjęcia. Piękna, Jak to Polka.Siadamy na podłodze, staram się nie dotknąć kubkiem ni-czego, bo koza na dnie wciąż mokra.- Była ważna, prawda? Najważniejsza.W pewnym sensie nadal jest.- Słucham?Pan Hayakawa zmierzył mnie spojrzeniem mówiącym,że właśnie NIE słuchałem.Przebiegłem w myślach rejestr uchwyconych połową ucha te-matów, ale wydawało mi się, że żadnego nie opuściłem.Pensje  opóznione, bo w sklepiku zabrakło białych kopert.Cóż.Trudno wręczać ludziom pliki gołych banknotów.John zrobiłgłupią propozycję, żeby je przelewać bezpośrednio na nasze kontabankowe.Hayakawa spojrzał na niego znad okularów i John zrobiłsię malutki.I bardzo dobrze.Nie przyjechał do Japonii wczoraj.Trzeba mieć jakieś poszanowanie dla miejscowych zwyczajów itradycji.Obon  otwarte pytanie, kto wyjeżdża na długi weekend obo-nowy.Ktoś podniósł rękę, ale niestety nie Ikeda.Onsen  gorące zródła.To pamiętam, bo zastrzygłem uchem.Czasy grupowych wycieczek firmowych do gorących zródeł napółwyspie Izu minęły jeszcze przed moim przybyciem do RadiaYokohama.Może koncepcja siedzenia w basenie z dwoma szalo-nymi gajdzinami zniechęciła szefostwo do takich form socjalizacji.Jak się jednak okazało, onsen miał zostać zorganizowany na modłęradioyokohamową, czyli w.ofuro.Razem z przekąskami i sakeserwowaną  w rozsądnych ilościach" dla kąpielowiczów. Y2K - tu Hayakawa powiedział coś, czego niestety nie mogłemsobie przypomnieć.Wizja moczenia się w wannie, nawet naszej -ogromnej, w towarzystwie czterech nagich niewiast, zbyt mniezdeprymowała.- Dziękuję państwu za uwagę - zaczął pan Hayakawa, zdejmując okulary.Podniosłem rękę.- Zapomniał pan zapytać, czy są jakieś pytania - powiedziałembezczelnie.Hayakawę zatkało, więc kontynuowałem:- Mam propozycję.Autentyczną propozycję biznesową, któramoże podnieść słuchalność naszej rozgłośni, pozyskać nowychreklamodawców i.- Nie w tej części spotkania - wycedził Hayakawa.Teraz mnie z kolei zatkało.Fakt, pośpieszyłem się.Czekałem,skruszony, aż Tabashi rozstawi miseczki z orzeszkami i przearan-żuje krzesła, a goście, czyli Amanda i Y2K (zwane ostatnio ShinMirenium Blues Band), zostaną wyproszeni.Kiedy zrobiło się już odpowiednio nieoficjalnie, Hayakawa po-luznił o milimetr krawat, uśmiechnął się i powiedział:- Proszę.Jestem zaciekawiony.I jaki by ten pomysł nie był,dziękuję panu Martinowi za to, że miał na uwadze dobro firmy.Rzuciłem triumfalne spojrzenie Johnowi, który zupełnie nie-potrzebnie chichotał, kiedy szef nie pozwolił mi dokończyć wczasie Części Oficjalnej.Nabrałem tchu:- Tak.pomysł jest prosty.Radio Yokohama ma albo powinno mieć status zabytku.To budynek z początku wieku, prawda?Przynajmniej skrzydło północne.Wiem, że zostało po częścizburzone w czasie wielkiego trzęsienia ziemi w dwudziestymtrzecim.Cała Yokohama została wtedy zrównana z ziemią, zalana tsunami albo spalona w pożarach, prawda? Ale u nas coś tamocalało, więc możemy mówić o autentycznym zabytku.No i tanasza kolorowa historia! Nie, John, nie przerywaj mi, bo i takwiem, co chcesz powiedzieć.Otóż NIE proponuję oprowadzania po naszych korytarzach turystów.Aż tak zle ze mną nie jest.Nie,mój pomysł jest właśnie czymś, co ciebie najbardziej ucieszy: cyklaudycji radiowych o historii Radia Yokohama.Zapadła cisza.Cisza pełna myślenia i oczekiwania.Myślącymbył Hayakawa, a my - czekającymi.- To nietypowy pomysł  powiedział w końcu. Wiele doku-mentów spłonęło w czasie wojny.- Znakomicie!  podjąłem. Pozwoliłem sobie przygotowaćrys historyczny, na pewno niedokładny i pełen błędów, ale.Pro-szę, przygotowałem kopię dla każdego.John pochylił rudego mopa nad swoją kartką i zaczął chichotać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl