[ Pobierz całość w formacie PDF ]
." Bierzesz.? - pyta przerażonym szeptem." Skąd, no coś ty! Powiedziałem JAK narkotyk! Chodzi mi o to,że granie to moja.pasja." Pasja.- Jude skrobie się w głowę i trawi ten bit informacyjny.- Znaczy, hobby?" No, coś w tym rodzaju." To nie możesz nie hobbić się dziś? Zostać dłużej?" Nie mogę.Gitarzystę jeszcze można zastąpić, ale perkusista.nieważne, nie zrozumiesz.Może jakbyś na czymś grał." Gram w mahjongl - mówi Jude z dumą.- Ale jak trzeba zostać, to dzwonię do kumpli, że nie zagram.W pracy trzeba się starać, la! Inaczej kiepsko.Macham ręką.Gadamy jeszcze chwilę, po czym Jude zaczyna zbierać swoje kable.Aapięgo za ramię.- Zaczekaj.Jesteś moją jedyną szansą.Ja naprawdę muszęwyjść.Dałbyś mi dostęp do serwera testowego? W czasie, kiedyKiet Sing naprawia.Jude obiecuje, że zobaczy, co się da zrobić.Człapie do serwe-rowni, zostawiając na moimmonitorze fantazyjnie poskręcany kawałek przejściówki.Nie pozostaje mi nic innego, jak iśćna lunch.Wieszam na oparciu krzesła marynarkę i idę poszukać towarzystwa. Niestety, nikogo nie ma.No tak, dziś miały być jakieś szkolenia.Nawet recepcjonistkaopuściła swoje stanowisko przy wejściu, koło ogromnego akwarium z rybami tropikalnymi.Wcześniej biegała z listą dobrowolnych zrzutek dla rodziny Chee Hua Ng, któremu zmarłateściowa.Dorzuciłem swoje dziesięć singdolców, chociaż z mieszanymi uczuciami.Niemiałbym oporów dołączyć się do zrzutki z powodu śmierci żony czy dziecka kolegi z pracy,ale teściowej? Więzy rodzinne muszą tu być naprawdę silne.Tylko że w samym SN01, czyligłównym biurze singapurskiego Honeywella, pracuje ponad czterysta osób, a to dobre kilkatysięcy żon, mężów, rodziców i teściowych.Mam nadzieję, że wszyscy są w dobrymzdrowiu.Zjeżdżam na parter, wychodzę w południowy skwar.Niebo jak zwykle zasnute, upałniestety okropny.Jak to w lutym.Jak to przez cały rok.Ale w lutym, zamiast zwykłych trzydziestustopni Celsjusza (przy wilgotności dziewięćdziesięciu procent), temperatura potrafi dojść dotrzydziestu dwóch i wtedy naprawdę żyć się odechciewa, a jeść tym bardziej.Porzucani planywycieczki do Burger Kinga.Trzysta metrów w tej temperaturze i będę potrzebowałprysznica, a nie Whoppera.Wracam i schodzę na parter, gdzie w naszym budynku gniezdzi sięklimatyzowany/ood court, zajmujący większość podziemi.Wokół sali, pod ścianami - piętnaście małych stoisk z różnymi kuchniami rejonu.To zkuchnią  zachodnią" jest dziś zamknięte.Mała strata, mam już dość panierowanego fileta zkurczaka z frytkami i fasolką w sosie pomidorowym.Skręcam w stronę opatrzonegopółksiężycami stoiska malajskiego, gdzie nawet chili jest pewnie holal\ ale okazuje sięzamknięte.No tak, mamy jeszcze ramadan - Malaje nie jedzą i nie piją za dnia,rekompensując tosobie masowym obżarstwem po zachodzie słońca.W efekcie nasz biurowy chłopiec odwszystkiego, Azlan, który zazwyczaj nie robi nic, teraz robi jeszcze mniej, uzasadniając toogólnym osłabieniem organizmu w czasie wielkiego postu muzułmańskiego.Na szczęścieramadan kończy się niedługo, bo w moim boksie trzeba naprawić półkę (spadła w nocy,dobrze, że nie siedziałem wtedy przed komputerem, tylko za perkusją), a w kuchni zepsuła sięmikrofalówka i cieknie kran.Waham się przez chwilę przy północnohinduskim stoisku (uwielbiam te dania,szczególnie kurczaka biriani i szpinak z kostkami czegoś w rodzaju twardego twarożku).Wkońcu - sam nie wiem dlaczego - staję w kolejce po nasi padang, czyli ryż zprzeszkadzajkami.- Pół porcji, proszę! Z tym i.tym - pokazuję palcem.- Bezchili.Sprzedawczyni chyba nowa, więc zaraz będę miał na głowiekłótnię.No właśnie:" Pół się nie da, la! - skrzeczy piskliwie, oburzona." Przepraszam, ja naprawdę nie będę mógł skończyć tej góry jedzenia.Przynajmniej dwie trzecie, bardzo proszę." Się nie da, la! Dwa dolary! Wszyscy płaci dwa dolary! Pomocy,mister zapłacić, makad dostać, a!" Ale ja nie chcę zapłacić mniej, tylko dostać mniejszą porcję.Ja tyle nie zjem, rozumie pani?Pani nie rozumie.Lituje się nade mną koleżanka, stojąca dwie osoby dalej w kolejce po nasi padang.Nasza mała, okrągła, piegowata i wiecznie optymistycznie do życia nastawiona recepcjonistkaWinnic Theo, zwana przeze mnie oczywiście Pooh.Na początku się obrażała, żenie jest wcale taka okrągła ani nie ma Bardzo Małego Rozumku, ale wytłumaczyłem, żeKubuś Puchatek był niezwykle dzielnym misiem, Pocieszycielem Kłapołuchego iZnalazcą Ogona.W końcu wszyscy zaczęli ją tak nazywać.-Auntie ang-moh full-price,can?- ćwierka.- Sony, pani, ja nie mówić chiński! Po angielskiemu prosić, no!- krzyczy na nią sprzedawczyni.- Dzięki, Pooh, ale już odpuść, wezmę pełną porcję, trudno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl