[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyszedł zza zagraconego biurka iwyciągnął rękę.- Agent Savich?- Tak, kapitanie.- Dwaj mężczyzni uścisnęli sobie dłonie.- A to jest agentka Lacey Sherlock.Kapitan Brady podał jej rękę i obdarzył krzywym uśmiechem.- Daleko pani zawędrowała od Londynu, co?Odwzajemniła uśmiech.- Tak, sir.Zapomniałam kapelusza, ale fajkę mam w torebce.Nawet niewiedziała, że Savich zna jej imię.Savich oglądał komputer na biurku kapitana.Brady wskazał im dwa fotele stojące naprzeciwko sofy.Fotele okazały sięnadspodziewanie wygodne.Kapitan zajął miejsce na sofie.Pochylił się doprzodu, splótł dłonie między kolanami.- Bud Hollis w St.Louis powiedział, że śledzicie sprawę, odkąd ten facet zabiłpierwszą rodzinę w Des Moines i tamtejsza policja poprosiła FBI osporządzenie profilu.Powiedział, że powinienem tu pana ściągnąć, dlategowysłałem e-maila.Bardzo cenił pana pomysły, chociaż do niczego go niedoprowadziły.Ale pan o tym wie.Ten morderca to tajemnica.Niczym się niezdradza.Jest jak duch.Odkaszlnął w dłoń, niski, szarpiący kaszel.- Przepraszam, jestem skonany.%7łona zmyła mi głowę dzisiaj rano.-Wzruszyłramionami.- Lecz cóż możemy zrobić? Harujemy po godzinach, odkąd tenfacet wymordował rodzinę przed trzema dniami.Zrobił to dokładnie oszóstej, dokładnie w czasie obiadu, dokładnie o tej samej porze, jak wprzypadku poprzednich morderstw.Ale pan już to wie, przepraszam.Dostałpan wszystkie raporty policyjne, które panu wczoraj przesłałem?- O tak - potwierdził Savich.- Miałem nadzieję, że pan skontaktuje się ze mną.- Kapitan kiwnął głową.- Bud Hollis powiedział też, że pan ma łeb na karku, nie goni za rozgłosem iprowadzi śledztwo za pomocą komputera.Nie rozumiem tego, ale chętniespróbuję.Do ostatniej chwili nie byłem pewien, czy powinienem was tutajsprowadzać.Dziękuję, że przyjechaliście tak szybko.Pomyślałem, żepowinienem z wami pogadać przez chwilę, zanim przedstawię wasdetektywom prowadzącym sprawę.Hm, nie są zachwyceni, że waswezwałem.- Nic nie szkodzi - oświadczył Savich i założył nogę na nogę.-Miał pan rację,kapitanie.Ani agentce Sherlock, ani mnie nie zależy na rozgłosie.Chcemytylko przymknąć tego faceta.Lacey bardzo tego chciała.Chciała jego śmierci.- Niestety, nie mamy nic więcej niż po południu, kiedy do pana napisałem.Biuro burmistrza wywiera spory nacisk; wszyscy chowają się w toaletach, bomedia szaleją od tamtego pierwszego wieczoru, kiedy to się stało.Nie dająnam spokoju.Czy pan wie, że jedna stacja zdobyła fotografie miejsca zbrodnii pokazywała je w wiadomościach o dziesiątej wieczorem? Cholerne sępy.Wiedzą wszystko o Des Moines i St.Louis, i że tamtejsza prasa nazwałafaceta Toster.Wystraszyli ludzi na śmierć.W komisariacie krąży dowcip, żewszyscy wyrzucają przybory kuchenne.Czytał pan raporty o morderstwach,prawda?- Tak.Wszystkie.Były bardzo dokładne.- Więc chyba czas przejść do rzeczy, agencie Savich.Czy możecie nampomóc?- Agentka Sherlock i ja mamy kilka pytań.Chcielibyśmy spotkać się z panaludzmi i otrzymać odpowiedzi.Tak, kapitanie, nie mam żadnychwątpliwości, że możemy wam pomóc.Kapitan Brady obdarzył Savicha nieufnym uśmiechem, ale w jegozmęczonych oczach zabłysła iskierka nadziei.- Więc do roboty - powiedział, chwycił gruby folder z biurka, podszedł dodrzwi i wrzasnął: - Dubrosky! Mason! Biegiem do sali konferencyjnej!Odwrócił się do nich i oznajmił:- Nie cierpię tych modułów.Zainstalowali je w zeszłym roku.Nikogo niewidać i facet, którego potrzebujesz, mógł akurat wyjść do sracza.- Zerknąłna Lacey.- No, albo dziewczyna, ee, funkcjonariuszka, której potrzebujesz,mogła akurat wyjść do damskiej toalety.Widocznie ani Dubrosky, ani Mason nie wyszli do sracza.Czekali już naagentów FBI w sali konferencyjnej, stojąc sztywno z wrogimi minami.KapitanBrady miał rację co do jednego - nie byli zachwyceni.To był ich teren i niepotrzebowali tutaj żadnych agentów FBI, żeby wtykali nos w ich sprawy.Popatrzyli na Sherlock, po ich minach poznała, że nie liczyli zbytnio na pomoc zjej strony.Dubrosky powiedział:- Chyba nie potraktuje nas pani jak Watsonów, agentko Sherlock?- Bynajmniej, detektywie Dubrosky, chyba że któryś z was jest lekarzem.Nagrodził ją niechętnym uśmiechem.Chciała powiedzieć im wszystkim, włącznie z Savichem, że teraz wie o tymfacecie tyle samo co oni, może nawet więcej niż chicagowskie gliny, że myślałao nim równie długo jak Savich, ale trzymała gębę na kłódkę.Zastanawiała się,co takiego Savich ukrywa w rękawie.Znała go dopiero od siedmiu godzin, leczmogła się założyć o ostatni grosz, że ukrywał tam całkiem sporo.Niezdziwiłoby jej, gdyby znał nazwisko i adres faceta.Usiedli w małej salce konferencyjnej, rozłożywszy na stole wszystkie akta ifotografie.Przy jej łokciu leżało zdjęcie z miejsca zbrodni.Przedstawiało paniąLansky, ze sznurem od tostera zaciśniętym na szyi.Odwróciła zdjęcie ispojrzała na Savicha.Ten wyraz twarzy zdążyła już nazwać miną FBI".Wpatrywał się wDubrosky'ego spokojnie i z namysłem.Zastanawiała się, czy widział więcej niżona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Catherine Cox Cultures of Care in Irish Medical History, 1750 1970 (2011)
- Penny Jordan, Catherene George Zimowe gody (Prezent na GwiazdkÄ™; Narzeczony pod choinkÄ™)
- 03 Catherine George Kopciuszek pod choinkÄ™
- Cookson Catherine Wieczerza z ziół ( tom 2)
- Catherine Cookson Ucieczka przed faunem
- Cookson Catherine Wieczerza z ziół ( tom 1)
- § Gaskin Catherine Obietnice
- Roberts Nora Catherine
- Karol Wojtyla, Milosc i odpowiedzialnosc
- Zeh Juli Corpus delicti
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- grzesiowu.xlx.pl