[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Matka, nic nie mów, tylko słuchaj, bo nie mam pieniędzy na telefon  powiedziało dzieckoz tamtej strony. Od dwóch tygodni mam zakazną żółtaczkę.Przylatuję jutro, załatw co trzeba.Informacja była wysoce dopingująca.Załatwiłam łóżko w szpitalu zakaznym.Zapowiedziałamrodzinie, że nikogo na lotnisko nie zabieram, wywlokłam z szafy kożuch Jerzego, wiedziałam, żeprzyleci w letniej marynareczce, bo jego jesienna kurtka odbywała właśnie podróż w tamtą stronę iznajdowała się w połowie drogi, a u nas było czternaście stopni mrozu.Nabyłam rivanol w dużychilościach.Mojej synowej zabroniłam ruszać bodaj jednym krokiem w kierunku Okęcia, była wciąży i zamierzała urodzić gdzieś w okolicach Nowego Roku, kontakt z żółtaczką nie był dla niejwskazany.Jej ojciec, człowiek przytomny, Przywiązał się na stałe do informacji LOT u i udzielałnam ostatnich wiadomości z placu boju.Lucyna uparła się, że też chce być na lotnisku. Możesz sobie być  powiedziałam bezlitośnie  na własną odpowiedzialność i własnymisiłami.O mnie zapomnij. Mam cię w nosie, potrafię sama pójść i  odparła z urazą.Niech jej będzie, niech sobie chodzi i wraca beze mnie.Zajęta byłam dzieckiem, niepokoiłamsię o synową i na resztę rodziny nie miałam w sobie miejsca.Nazajutrz uwierzyłam w telepatię, granitowo, nieodwołalnie i na mur.Znajdowaliśmy się w domu we troje, Iwona, Marek i ja.Samolot miał przylecieć o szesnastej.Iwona po naszym odjezdzie na lotnisko miała wrócić do domu taksówką, siedziała u mnie, bo niemogąc jechać z nami, chciała przynajmniej być blisko imprezy do ostatniej chwili.Bohdan, jejojciec, zadzwonił z komunikatem, że samolot się spózni i wyląduje o siedemnastej trzydzieści,powiedzieli mu to właśnie przed trzema minutami.Marek zamierzał jeszcze wyjść na chwilę, cośzałatwić i wrócić.Przez opóznienie samolotu czasu mieliśmy dużo, bo dochodziła zaledwietrzecia.Obie z Iwoną siedziałyśmy spokojnie na kanapie przy stole, Marek sposobił się do wyjścia.Ni z tego, ni z owego dostał nagle najprawdziwszej histerii.Nawet awantury robił zawsze naspokojnie, tym razem wpadł w jakiś amok. Zadzwoń natychmiast do informacji!  wrzeszczał. No to co, że Bohdan, dwie dziwysiec przy telefonie, nic nie mają do roboty, słuchawki mogą wziąć do ręki& !!!Zdumiona i zaskoczona, uznałam, że musiał nagle zwariować.Z szaleńcem nie będę sięsprzeczali wzruszyłam ramionami i zadzwoniłam. Ach, nie  powiedziała pani na lotnisku. Najmocniej przepraszamy, to była błędnainformacja.Samolot wyląduje o czasie, o szesnastej.Marka wymiotło, wrócił rzeczywiście po kilkunasto minutach, wylecieliśmy z domu wszyscyrazem.Zostawiłam Iwonę własnemu losowi, urodziła się w końcu w tym mieście i umiała się ponim poruszać.Wsiadłam do samochodu, wyjechałam z zatoczki. A teraz nic do mnie nie mów  powiedziałam do Marka. Nie odzywaj się ani słowem.Tuż przed Puławską zaczął coś gadać.Nie wiem co. Milczeć& !!!  ryknęłam na niego okropnym głosem.Zamilkł posłusznie i nie podejmował prób konwersacji.Jechałam jak do pożaru.Wyprzedzałamna trzeciego, przejeżdżałam ciągłą linię, przelatywałam na czerwonym świetle, szał mnie jakiśopętał.W tablicy rozdzielczej miałam zegar, który dobrze chodził, pokazywał godzinę piętnastątrzydzieści pięć.Wiedziałam doskonale, że przy odrobinie starań od siebie z domu na lotnisko jadęsiedem i pół minuty, samolot ląduje prawie za pół godziny, potem jest odprawa pasażerów, trwa to co najmniej kwadrans, mam czasu do diabła i trochę.Zastanawiałam się, po jaką cholerę tak sięwściekle śpieszę, i jechałam dalej bez zmian.Lucyna mieszkała na %7łwirki i Wigury i na lotnisko miała dziesięć minut drogi piechotą.Wyszłaz domu o wpół do czwartej i nagle złapała się na tym, że leci z wywieszonym językiem, wrozchamranym futrze  zgrzana i spocona, zastanawiała się, po co tak leci, przecież ma mnóstwoczasu, spróbowała zwolnić, ale pchało ją i leciała dalej.Wpadła do hali przylotów i ujrzała za szybą Jerzego w letnim ubranku, jak przechadzał się tami powrotem. Jeżeli te cholery zaraz nie przyjadą, włożę na niego moje futro! , postanowiła zdeterminacją i w tym momencie popukałam ją w ramię.Samolot przyleciał o czterdzieści minut wcześniej, niż było przewidziane, i zaraz powiemdlaczego, tylko skończę z Jerzym.%7łółty był, owszem, ale również opalony, więc żółtość nierzucała się w oczy, szczególnie że w hali przylotów świeciło słabe światło.Zrobił jeszczeprzyjemny wyraz twarzy do celnika, wyszedł i już nie postawił bagażu na podłodze, tylko goupuścił.Podróżował trzydzieści sześć godzin z przyczyn przedziwnych.Nasze samoloty latały tam i zpowrotem różnymi trasami.Ten miał lecieć następującą: Warszawa, Budapeszt, Tunis, Algier,Warszawa.Z Warszawy wystartował zgodnie z planem, po czym nie wiadomo dlaczego, poleciałprzez Rzym.W Rzymie był strajk i zatrzymali go tam na przeszło sześć godzin.Poleciał następniedo Algieru, wypuścił część pasażerów, zabrał innych, w tym moje dziecko, i poleciał do Tunisu.Tam załoga odmówiła dalszego lotu bez odpoczynku, bo przekroczyli już szesnaście godzin,wszyscy zatem przenocowali w jakimś hotelu na koszt firmy.Następnie wystartowali z Tunisu istarannie omijając Budapeszt, przylecieli do Warszawy.Stąd wynikła kołomyja w czasie, nikt nie był pewien, co zrobią z Budapesztem, i plany zmieniłysię w trakcie lotu.Załoga miała już dosyć tej podróży, a Jerzy tym bardziej, dodatkowo bowiemprzejechał pół Algierii w poprzek, wyruszając z Oranu.Najbardziej musieli się tym wszystkimucieszyć pasażerowie do Budapesztu, którzy odbyli piękny wojaż przez północną Afrykę i wrócilido punktu wyjścia.Atak telepatii mieliśmy wszyscy, bo niczym innym nie da się wytłumaczyć bezsensownegopośpiechu.Jerzy oczywiście wiedział, że przylecieli wcześniej, nikogo z rodziny nie zobaczył, niewiedział, co robić, i wpadł w niemrawą rozpacz.Do mrawej nie był zdolny.Wiozłam go przez miasto, najpierw do domu, przy czym się upierał, a potem do szpitala, ibyłam święcie przekonana, że wpadł w malignę. Jak tu ślicznie  mówił rozlazłym i pełnym zachwytu głosem, patrząc na rozdyzdanąbrudnym śniegiem Warszawę. Jak tu porządnie& Jak tu czysto&Wątroba rzuciła mu się na mózg.Dopiero znacznie pózniej zrozumiałam, że był zupełnieprzytomny&Następnie przeżyłam chwile wyjątkowo wesołe.Zakazna żółtaczka, to, ostatecznie, nic takiego.Poród, sam w sobie, jest w ogóle drobnostką.Ale zakazna żółtaczka i poród razem jest tokonglomerat, którego można życzyć wyłącznie śmiertelnemu wrogowi.Karolina urodziła się tuż przed Sylwestrem, od czego mój syn wyzdrowiał w mgnieniu oka iradykalnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl