[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Tak, masz rację.Myślałem o tym samym.– Zrób tak.Nie ufaj mu, choćby był z tobą nie wiem jak szczery i otwarty.– Będę uważał.Kotlety wręcz pływały w pikantnym, prawie czarnym sosie, który Jedwab uznał za niewiarygodnie smakowity.Zanurzył w nim kolejną kromkę chleba.– Poza tym sądzę, że znalazłeś wreszcie swe powołanie.– Alka wyszczerzył zęby.– Sam bym lepiej tego nie zrobił, a był to twój debiut.Za dziesiątym razem na kolanach będę cię prosić, byś zabrał mnie ze sobą i pokazał, jak to robisz.Jedwab ciężko westchnął.– Mam nadzieję, że dla dobra nas obu dziesiątego razu nie będzie.– Ależ z pewnością będzie.Jesteś godnym synem Tartarosa, tyle że jeszcze o tym nie wiesz.Ciekawe, czy za trzecim czy czwartym razem wciąż będziesz potrzebował moich rad i pomocy.Chcesz dziś w nocy wrócić do Krwi, by odzyskać swój toporek?Jedwab z ponurą miną pokręcił głową.– Dopóki nie zrośnie mi się noga, nie mogę chodzić po dachach.Czy pamiętasz, jak mówiłem ci o igłowcu Hia?– Jasne.I o azothcie.Dobry azoth możesz puścić za dwa tysiące kart, patere.Nawet za więcej.Jeśli zechcesz sprzedać swój, skieruję cię do kogoś, kto da dobrą cenę.– Nie mogę go sprzedać, bo nie należy do mnie.Hiacynt tylko mi go pożyczyła.Jak już ci mówiłem, obiecałem, że gdy przestanie mi być potrzebny, niezwłocznie go zwrócę.Czuję, że gdybym jej wcześniej o tym nie zapewnił, nie przysłałaby mi broni przez Żurawia.Alka nic nie odpowiedział, a Jedwab podjął przygnębionym tonem:– Gdyby udało mi się zdobyć dwa tysiące kart, stanowiłoby to już godną zaliczkę na poczet dwudziestu sześciu tysięcy.Ponad pięć procent.Będziesz się ze mnie śmiał.– Wcale się nie śmieję, patere.– A powinieneś.Złodziej, który nie potrafi się zmusić do kradzieży! Ale Hiacynt mi zaufała.Nie sądzę, by.jakikolwiek bóg życzył sobie, bym zdradził przyjazną mi kobietę, która na dodatek obdarzyła mnie zaufaniem.– No tak, skoro ci pożyczyła, na twoim miejscu też bym go nie sprzedawał – mruknął Alka.– Ale i tak zrobiłeś dobry początek.Ona mieszka w domu Krwi.Skoro masz tam przyjazną duszę, nie musisz się wdzierać siłą.Jak myślisz, dlaczego doktor podjął się zrobić dla niej coś tak ryzykownego?– Zapewne ją kocha.– Ha, to możliwe.Sądzę jednak, że jest w tym coś więcej.Gdy już będziesz wiedział, powiedz mi.Chciałbym też obejrzeć azoth, który od niej dostałeś.Wpadnę do ciebie jutro wieczorem.Pozwolisz mi go obejrzeć?– Proszę, nie musisz czekać do jutra.– Jedwab wyciągnął spod tuniki broń i podał Alce.– Na wszelki wypadek zabrałem go ze sobą do Orchidei.Alka gwizdnął cicho pod nosem, przysunął azoth do oczu i z podziwem zaczął oglądać połyskliwą rękojeść.– Dostaniesz za to dwa osiemset.Może nawet trzy tysiące.Musiał kosztować z pięć lub sześć.Jedwab przytaknął.– Chyba domyślam się, od kogo go dostała, jakkolwiek nie mam zielonego pojęcia, skąd zdobył aż tyle pieniędzy.Powiem ci później, gdy przekonam się, że mam rację.Alka jeszcze raz gwizdnął z uznaniem i zwrócił azoth Jedwabiowi.– Ale wróćmy do igłowca.Krew, zanim mi go oddał, opróżnił magazynek.Czy bez pozwolenia na broń można zdobyć gdzieś do niej igły?– Naturalnie, patere.Bez trudu.Czy masz igłowiec ze sobą? Jedwab wyciągnął z kieszeni grawerowane cacko.– To najmniejszy produkowany model.– Alka oddał Jedwabiowi igłowiec i wstał.– Muszę na chwilę się udać.no wiesz.Jedwab skupił uwagę na kotletach.Na talerzu podano mu trzy, lecz mimo że czuł przeraźliwy głód, zjadł tylko jeden.Zaatakował zatem drugi kotlet, ignorując delikatne mięso w cieście, maślany krem z bazylią oraz sałatkę z szalotki w oliwie i occie, które restauracja podawała (najwyraźniej bezpłatnie) jako dodatki do potraw głównych.Zamartwianiem się nie uratuje manteionu.Należało ułożyć plan, a plan ten niekoniecznie musiał zakładać kradzież dwudziestu sześciu tysięcy kart.Sprawę załatwić mogło na przykład zaskarbienie sobie życzliwości jakiegoś magnata albo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl