[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ty pokurczu, ty wstrętny bachorze! Jesteś jego bękartem i powinno się ciebie ubić jak wieprza,bo nie zasługujesz na to, by żyć, tym bardziej tu, gdzie wydzierasz mi moją własność! - Nawykrzywionych ustach chłopaka pękały banieczki śliny. Chessa nie miała pojęcia, co zamierza uczynić rozwścieczony młokos, ale gdy podbiegła, zezgrozą ujrzała oblicze wykrzywione pasją i oczy płonące nienawiścią.Odezwała się niezwyklespokojnie, lecz dobitnie:- Natychmiast ją puść, Atholu!- Ach, ty! - Splunął i ponownie potrząsnął dzieckiem jak szmacianą kukiełką.Mała piąstka zdzieliła go w nos, aż wrzasnął i odrzucił dziewczynkę od siebie.W mgnieniu okaChessa przygwozdziła go do ziemi, wykrzykując mu w twarz stek przekleństw - wszystkie obrazliwesłowa, jakie zasłyszała od irlandzkich wojów w Dublinie.Kiedy podniósł na nią rękę, wyrżnęła gokolanem w krocze, aż zgiął się wpół i zaczął bełkotać z bólu.Dobrze wycelowany kopniak podkolano posłał go z powrotem na ziemię, kolejny trafił w żebra, a następny w podudzie.i wtedyusłyszała trzask pękającej kości.Ale nawet teraz nie przestała zadawać ciosów, dysząc ciężko, aoczy zaszły jej od gniewu czerwoną mgłą.Wydawało jej się, że to powietrze wokół nich płonie jakpiekielne czeluści na obrazach chrześcijan.Smolista toń jeziora poczerniała jeszcze bardziej.- Chesso! - zawołał Cleve i podbiegł do żony.Próbowała wyrwać się z jego silnych ramion, wymierzyć jeszcze jednego kopniaka Atholowi,który trząsł się jak osika, skurczony u jej stóp, zwinięty w ryczący bólem kłąb.Cleve jednak okazałsię silniejszy i udało mu się ją odciągnąć.Jak furia okręciła się na pięcie, krzycząc:- On potrząsał Kiri, a potem rzucił ją na ziemię.Rzucił ją, Cleve, jak wór!- Kiri nic się nie stało.Kiedyś nauczyłem ją, jak zwinąć się w kulkę i toczyć przez ramię, w raziegdyby przydarzył jej się jakiś paskudny upadek.Opamiętaj się, Chesso.Spójrz, ona naprawdę jestcała i zdrowa!- Tatusiu, zobacz.nic mi nie jest, a Athol cały broczy krwią.Czerwona mgła przed oczamiustąpiła na dzwięk szczerej satysfakcji w głosie dziewczynki.Chessa odetchnęła głęboko:- Właściwie powinnam była wyciągnąć nóż i przebić to jadowite serce! - Spojrzała na leżącego,podniosła powoli stopę, lecz zastanowiła się i potrząsając głową, postawiła ją z powrotem na ziemi.- Nie, to byłoby za mało.- Moja noga! - jęczał Athol, kołysząc się z bólu.- Złamałaś mi nogę!- I dobrze! Słyszałam, jak pęka kość.Uspokój się, a obejrzę złamanie.Chłopiec wrzasnął i zaczął się czołgać, byle jak najdalej od niej.- Ty tchórzliwy chłystku, nie ruszaj się! Cleve zainterweniował, zwracając się do Athola:- Już nie będzie próbowała cię zabić, chłopcze.Rób, co ci każe, albo będę musiał zdzielić ciękamieniem w łeb, żebyś leżał nieruchomo, gdy Chessa będzie cię opatrywać.- Co tu się dzieje? - Igmal zbliżał się do nich żywym krokiem, wycierając ręce w skórzanyfartuch.- Aaa, kłopoty z Atholem? Zlekceważył ostrzeżenie, co? Dziękuj bogom, że nie zdążyła cięzabić, głupcze!Athol zajęczał żałośnie:- Igmalu, nie pozwól jej mnie dotknąć! To rozkaz.- Trzymaj za zębami ten swój jaszczurczy jęzor.Teraz nic ci z jej strony nie grozi.- Mój ojciec.Cleve pochylił się i wymierzył przyrodniemu bratu solidny cios W szczękę.Chłopak rozłożył sięjak długi i stracił przytomność.- Tatusiu! Naucz mnie, jak to robić! - Mowy nie ma.- Cleve podniósł córkę.- Naprawdę nic ci nie jest, maleńka?- Nic a nic - wesoło odparła Kiri.- Igmalu, zabierz mnie ze sobą.Chcę ci pomagać w pracy.Brzydal wyszczerzył w pełnym szczęścia uśmiechu przepiękne zęby, aż ich biel zalśniła w słońcu,i przejął dziewczynkę z ramion Cleve a.- Dobrze, maleńka.Myślę, że mogę ci pozwolić mieszać w kotle ze smołą.Taka zabawa napewno spodoba się twoim tatusiom!U schyłku września w Szkocji wciąż jeszcze było ciepło, choć w Norwegii o tej porze rokupózne popołudnia tchnęłyby już zapowiedzią zimowych mrozów.Powietrze pulsowało słodką woniąwrzosowisk.Osada zwana Karelią była już na ukończeniu.Drewniane ściany chat pachniały żywicą istrużynami, a Chessa rozkoszowała się tym podniecającym zapachem, który obiecywał, że niedługozamieszka we własnym domu.Budynek mieszkalny nie był duży, lecz wystarczająco przestronny dlaich trojga i drużyny, składającej się z tuzina wojów oraz dla czterech rodzin, które zdecydowały siędo nich przyłączyć.Wznieśli również łaznię na wzór tej, którą Cleve zapamiętał z Malverne, choćnieco mniejszą, a obok niej latrynę.Z drugiej strony podwórca stanął spichlerz na ziarno, kilka szoppełniących rolę magazynów żywności i sprzętu, oborę dla bydła, kóz i dwóch koni oraz niewielkąkuznię, a z tyłu barak dla niewolników.Mężczyzni zajęci byli jeszcze wykańczaniem wysokiej na trzymetry palisady, która otaczała kręgiem całą osadę.- Nasze! - Chessa westchnęła z zachwytem i zatarła dłonie.Od Argany dostała miski i garnki,łyżki i noże.Szwagierka podarowała jej nawet przepięknie wykończony lniany obrus na podłużnystół jadalny.Kiedy Cleve rozpalił pierwszy ogień w palenisku, a Chessa ujęła gałkę, wyrzezbioną napodobieństwo głowy morskiego węża, którą zakończona była szczapa przymocowana do belkipodtrzymującej sklepienie, by pociągnąwszy za jej pośrednictwem gruby żeliwny łańcuch przesunąćdo odpowiedniej pozycji kocioł zawieszony nad paleniskiem, nie mogła powstrzymać śmiechuszczęścia.Przy tej prawdziwie świątecznej okazji obecny był też Varrick.Słysząc ten wybuchradości, zasępił czoło, ale Argana, która przyjechała wraz z nim, zawtórowała młodej gospodyni.Milcząca Cayman swoim zwyczajem stała na uboczu, widząc wszystko, lecz w niczym nieuczestnicząc.Athol podpierał się na drewnianej kuli i patrzył na beztroskie święto z taknaburmuszonym wyrazem twarzy, że Cleve poczuł chętkę, by wykopać go z izby.To właśnie tamtejnocy, pierwszej nocy spędzonej w Karelii, na ich pierwszym własnym łożu z wysokimi brzegami istertą miękkich futer rozrzuconą na posłaniu, wśród których pyszniła się niedzwiedzia skóra - darOtara z drużyny Igmala - Chessa powiedziała:- Cleve.jestem brzemienna.Właśnie miał w nią wejść.Usłyszawszy nowinę, zesztywniał i spojrzał na żonę zaskoczony, apotem zuchwale i radośnie zagłębił się w jej rozchyloną kobiecość.Zaśmiała się i przyciągnęła gonajbliżej, jak mogła!- Byłam ciekawa, jak zareagujesz - wyszeptała i delikatnie wzięła w zęby miękki płatek jegoucha.Obwiodła ustami linię podbródka i dotarła do warg, z których wionął słodki zapach miodu zeświątecznej biesiady [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl