[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przytulił ją i po - całował, delikatnie, jakgdyby dopiero przed chwilą została zakatowana, on zaś nie chciał powiększać jej katuszy.- Tak mi przykro, Rosalindo.Odepchnęła się od niego.- Nie, nie.Ty niczego nie rozumiesz, Nicholasie.- Rozumiem, że ktoś usiłował zamordować dziecko, lecz ty przeżyłaś dzięki RyderowiSherbrooke'ówi.Będę mu wdzięczny po kres mego żywota.- Tak, tak.Oczywiście, lecz nie o to chodzi.Nie dostrzegasz tego? - zapytała i wzięłagłęboki oddech.- Jesteś siódmym hrabią Mountjoy - hrabią, Nicholasie, parem Anglii.Posiadasz imponujący rodowód, podczas gdy ja, cóż, mówiąc szczerze i bez ogródek, jestemnikim.Przykro mi bardzo, że nie powiedziałam ci tego od razu, kiedy poprosiłeś mnie o rękę,ale prawda jest taka, że po prostu o tym nie pomyślałam.Za bardzo pragnęłam obsypać ciępocałunkami i wszystko to działo się tak prędko, my zaś pogrążyliśmy się w lekturze księgiReguły Krainy za Ostrokołem, usiłując rozwikłać, o co w tym wszystkim chodzi.Niepomyślałam o tym do chwili, kiedy ostatniej nocy leżałam w łóżku i wtedy to do mniedotarło.Nie wolno mi tak z tobą postąpić.Nie wolno mi wyjść za ciebie za mąż, Nicholasie.Choć w rzeczy samej, to tobie nie wolno ożenić się ze mną.Nicholas odwrócił się od niej i podszedł do okna.Odsunął kotarę i popatrzył naogrody po drugiej stronie ulicy, pełne wiosennej krasy.Na lekkim wietrze kołysały siężonkile, ich żywa żółtość kontrastowała z zielenią równo skoszonej trawy.Spojrzeć na nią.- To niedopuszczalne, Rosalindo.Czuła się zupełnie rozbita.Pragnęła zalać się łzami,lecz nie potrafiła.Kiedy w wieku ośmiu lat zorientowała się, że jej umysł jest kompletnie pozbawionywspomnień, szlochała tak długo, aż się rozchorowała, i wyciągnęła z tego nauczkę, że łzy niesą lekarstwem.- Przykro mi - wyznała.- Bardzo mi przykro, że nie powiedziałam ci od razu.Pozwoliłam, byś coś do mnie poczuł. - yle mnie zrozumiałaś.Za niedopuszczalny uznałem fakt, że ktoś usiłowałzamordować.dziecko.- Mówisz tak, bo jesteś szlachetny.A ja przeżyłam.Posłuchaj, Nicholasie, mogłambyć córką rzeznika, kieszonkowcem, dziewczynką z zapałkami.Mogłam być dokładnieniczym.- Dlaczego więc ktoś usiłował cię zabić, zaledwie ośmioletnie dziecko?- Wuj Ryder i wuj Douglas zgodzą się z tobą.Są zdania, że jestem córką kogośważnego, kogoś, kto miał potężnych wrogów.Prawdą jest, że miałam na sobie wytworneubranie, kiedy wuj Ryder mnie znalazł.Poszarpane, oczywiście.Oraz to.Rosalinda odpięła złoty łańcuszek zawieszony na szyi.Z łańcuszka zwisał małymedalion w kształcie serca.Wręczyła mu go.Nicholas trzymał go w dłoni.Był ciepły i gładki.Wyczuł małą zapinkę i otworzyłmedalion.Obie strony były puste.Sprawdził grubość ścianek ze złota.Nie, nie było w nimskrytki.- Był pusty, kiedy Ryder cię znalazł? Skinęła głową.- Być może były tu dwie miniaturki, jedna mojej matki lub ojca, druga - moja własna.Być może, ale tego nie wiem.Czy podobizny zabrano, ponieważ ktoś mógłby mnierozpoznać? - wzruszyła ramionami.- Ale to bez znaczenia, Nicholasie.Nikt nie ma zielonegopojęcia, kim jestem, ani kim są.albo byli.moi rodzice oraz czy są Anglikami, czy możeWłochami.Wuj Ryder wierzy, że i jedno, i drugie, ponieważ od małego mówiłam i poangielsku, i po włosku.Jest też przekonany, że moi rodzice musieli umrzeć - inaczejszukaliby mnie po całym świecie.To znaczy, on by tak postąpił, gdyby Grayson zaginął.Tookropna rzecz, Nicholasie, ale jestem jak niezapisana stronica.- Nie, wcale nie jesteś niezapisana stronicą.Posiadasz zdolność, którą nie dysponujeżaden z nas - potrafisz czytać bez trudu Reguły.To jest dar, zatem być może wywodzisz sięod rodziców o podobnych darach.Powiedziałbym nawet, że dar ten jest jednym z wielu.Jednym z wielu?- Tak dużo wydarzyło się w tak szybkim tempie.Nawet nie zdążyłam zastanowić się,dlaczego potrafię czytać tę cholerną księgę - podjęła żałosną próbę obdarzenia go uśmiechem.- Zapytam o to duchy, kiedy znowu usłyszę ich głosy.Ostatnio odwiedzają mnie rzadziej.Todziwne, ale tęsknię za nimi.Odnoszę wrażenie, jakby stanowiły jedyne ogniwo łączące mniez utraconą przeszłością.A teraz dały sobie ze mną spokój.- Duchy - powtórzył.- Nie sądzisz chyba, że jestem szalona, prawda? Zrobił strapioną minę.Bębnił palcami po gzymsie kominka.- Szalona? Och, nie.Mój dziadek, jak sądzę, był w bliskiej komitywie z duchami, aprzecież nie był szalony, wierz mi - wzruszył ramionami.- Mówiąc szczerze, to zakładałem,że należysz do tej, co ja, klasy.Powiedzmy, iż odkryjemy, że jesteś nisko urodzona,Rosalindo.Cóż to miałoby oznaczać na dłuższą metę? W zasadzie nic.Mój ojciec był słabymczłowiekiem, manipulowanym przez moją macochę, lecz był też bezwzględny, jak potrafi byćtylko człowiek słaby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl