[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A gdy otworzył je, stałw nich& pan Bradshaw; jego dużej, zażywnej postaci nie sposób było nie rozpoznać nawet ciemnąnocą. Zgadza się  rzekł pan Bradshaw. To właśnie z panem chciałem się widzieć. I poszedłprosto do gabinetu.Pan Benson podążył za nim i zamknął drzwi.Pan Bradshaw stał przy stole,szperając w kieszeni.Wyjął dokument; a otwarłszy go, po chwili, podczas której dałoby siępoliczyć do pięciu, wyciągniętą ręką podał go panu Bensonowi. Czytaj pan!  wyrzucił z siebie.Nie wypowiedział ani jednego słowa więcej, póki nieminął czas potrzebny na przestudiowanie pisma.Potem zapytała:  To pański podpis?Były to słowa stwierdzenia, lecz wypowiedziane tonem zapytania. Nie, nie mój  odparł pan Benson zdecydowanie. Bardzo jest podobny do mego pisma.Mógłbym niemal rzec, że jest mój, lecz wiem, że nim nie jest. Niechże się pan zastanowi.Data to trzeci sierpnia ubiegłego roku, czternaście miesięcytemu.Mógł pan o tym zapomnieć. W tonie jego głosu jawiło się coś na kształt żarliwej prośby,czego pan Benson nie zauważył& tak bardzo był zadziwiony wierną kopią własnego podpisu. Jest niezwykle podobny do mojego; lecz ja nie mógłbym podpisem zrzec się tychudziałów  wszelkiego mienia, jakie posiadam  nie zachowawszy o tym żadnego wspomnienia. Zdarzały się już dziwniejsze rzeczy.Na wszystkie świętości, niechże się pan zastanowi,czy tego nie podpisał.Widzi pan, jest to zlecenie sprzedaży udziałów ubezpieczeniowych.Niepamięta go pan? Nie skreślił pan tego nazwiska  tych słów?  Spojrzał na pana Bensona z tęsknympragnieniem jednej, określonej odpowiedzi.Nareszcie uderzyło pana Bensona całe to postępowaniei z niepokojem zerknął na pana Bradshawa, którego zachowanie, krok i głos tak były dlańniezwykłe, że nic dziwnego, iż zwróciły na siebie uwagę.Lecz kiedy ów uświadomił sobie, iżpoddano go krótkiej inspekcji, natychmiast zmienił ton. Niech pan sobie nie wyobraża, że pragnę narzucić mu jako wspomnienie jakiś wymysł.Jeżeli pan nie skreślił tego nazwiska, wiem, kto to uczynił.Raz jeszcze pytam pana  czy żadenprzebłysk wspomnienia& gdyż, powiedzmy, potrzebował pan pieniędzy& Bóg jeden wie, że nigdynie chciałem, by zaprzestał pan przyjmowania mych datków na kaplicę!& wspomnienia sprzedażyowych przeklętych udziałów?& Och! Po minie pańskiej widzę, że pan tego nie napisał; nie musipan tego mówić  ja wiem.Opadł na stojące nieopodal krzesło.Cała jego postać zwiotczała, opadła z sił.Po chwilijednak zerwał się i stanął wyprostowany jak strzała twarzą w twarz z panem Bensonem, który niemiał pojęcia, co było powodem wzburzenia tego surowego człowieka. Twierdzi pan, że to nie pan skreślił te słowa?  tu wskazał podpis palcem, który anidrgnął. Wierzę panu.To Richard Bradshaw je napisał. Mój drogi panie, mój drogi, stary przyjacielu!  wykrzyknął pan Benson  wyciąga panpochopne wnioski, co do których, jestem przekonany, nie ma żadnych podstaw; nie ma powodu, bysnuć takie przypuszczenia, ponieważ&  Jest powód, proszę pana.Niech się pan nie trapi, jestem zupełnie spokojny. Kamiennyjego wzrok i nieruchoma twarz istotnie wyglądały nieugięcie. To, co musimy w tej chwiliuczynić, to ukarać występek.Nie mierzę siebie i tych, których kocham  (a kochałem go, panieBenson) jedną miarą, by resztę świata mierzyć inną.Gdyby nieznajomy sfałszował mój podpis,wiedziałbym, iż mym obowiązkiem jest go zaskarżyć.Musi pan zaskarżyć Richarda. Nie uczynię tego  odparł pan Benson. Być może myśli pan, że ja to dotkliwie odczuję.Myli się pan.Przestałem go uznawać zasyna.Zawsze towarzyszyło mi postanowienie, iż wyrzeknę się każdego z mych dzieci, które winnebędzie grzechu.Wyrzekam się Richarda.Jest dla mnie jak człowiek obcy.Nie poczuję niczegow związku ze zdemaskowaniem go& z ukaraniem&  Nie mógł mówić dalej, gdyż głos zastygałmu w gardle. Rzecz jasna, rozumie pan, iż zmuszony jestem odczuwać wstyd na myśl o łączącejnas więzi; to właśnie nad tym boleję; wszak tylko takie odczucie spójne jest z charakteremczłowieka, który zawsze szczycił się rzetelnością swego nazwiska; co się zaś tyczy owego chłopca,który całe życie wychowywany był tak, jak wychowywałem wszystkie moje dzieci, to musi w nimtkwić wrodzona jakaś nikczemność! Panie, mogę go odciąć, aczkolwiek był mi jak moja własnaprawica  ukochanym.Proszę, niechże nie będę zawadą dla biegu sprawiedliwości.Sfałszowałpańskie nazwisko, sprzeniewierzył pańskie pieniądze, wszystkie, powiedział pan, jak się zdaje. Ktoś sfałszował moje nazwisko.Nie jestem pewien, czy był to pański syn.Dopóki niepoznam wszystkich okoliczności, dopóty odmawiam zaskarżania kogokolwiek. Jakichże okoliczności?  zapytał pan Bradshaw władczo, co dowodziłoby wzburzenia,gdyby nie jego opanowanie. Siła pokusy& dawniejsze nawyki tej osoby& Richarda.To on jest tą osobą  wtrącił pan Bradshaw.Pan Benson mówił dalej, nie zważając na te słowa. Uznałbym zaskarżenie za rzecz słuszną, jeżelibym się dowiedział, iż ów wymierzony wemnie występek był zaledwie jednym z szeregu czynów popełnionych z premedytacją i przeciwkoogółowi społeczności.Wówczas, jako obrońca tych, którzy bardziej niż ja są pozbawieni pomocy& To było wszystko, co pan posiadał  rzekł pan Bradshaw. Były to wszystkie moje pieniądze; nie wszystko, co posiadam  odparł pan Benson; potemmówił dalej, jak gdyby w ogóle mu nie przerwano  & w obliczu zatwardziałego złoczyńcy.Niezaskarżę Richarda.Nie dlatego, że to pański syn  proszę nie myśleć, że dlatego! Odmówiłbympowzięcia tego kroku względem każdego młodego człowieka, zanim bym pierwej nie ustaliłszczegółów jego dotyczących, które w przypadku Richarda są mi już znane i które skłaniają mniedo nieczynienia czegoś, co zniszczyłoby jego opinię na całe życie  co zniszczyłoby każdą zaletę,jaką posiada. A czy jakieś zalety jeszcze w nim pozostały?  zapytał pan Bradshaw. Oszukał mnie&obraził Boga. Czyśmy wszyscy Go nie obrazili?  zapytał pan Benson cicho. Nie świadomie.Nigdy świadomie nie czynię zła.Lecz Richard& Richard.Wspomnienie wyprowadzających z błędu listów  fałszerstwa  tak bardzo przepełniło jego serce,iż na minutę czy dwie mowę mu odjęło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl