[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłam gotowa już od dawna.Po zajściu z Finnem nie mogłamzasnąć i wstałam jeszcze przed świtem.Rano zjawiła się Willa,by mi pomóc, ale nauczyłam się sama czesać i malować.Pomogłami tylko zapiąć suknię i starała się mnie uspokoić, a tegopotrzebowałam najbardziej. - Jesteś taka blada - stwierdziła Willa ze smutkiem.- Niemal takbiała jak twoja suknia ślubna.Przycupnęła na skrzyni u stóp łóżka.Długi tren mojej satynowejsukni plątał się nam pod nogami i Willa poprawiała go co chwila,żeby się nie pogniótł.Jej suknia także była piękna - nic dziwnego, bo sama ją wybrała.Była ciemnozielona, z czarnymi zdobieniami.- Zostaw ją - poradził Matt, gdy Willa po raz kolejny poprawiałacoś w mojej kreacji.Mój brat przechadzał się nerwowo, co chwilapoprawiał mankiety i kołnierzyk.- Nic jej nie robię.- Aypnęła na niego gniewnie, ale przestałaukładać mój tren.- Dzisiaj wychodzi za mąż.Chcę, żebywyglądała jak z bajki.- Denerwujesz ją.- Wpatrywałam się w przestrzeń.Matt skinął wmoją stronę.- Jeśli ktoś tu ją denerwuje, to ty - odcięła się.-Od ranaprzechadzasz się nerwowo.- Przepraszam.- Zatrzymał się, ale nie wydawał się uspokojony.-Moja mała siostrzyczka wychodzi za mąż, i to o wiele wcześniej,niż się spodziewałem.-Przeczesał palcami krótkie jasne włosy iwestchnął.-Nie musisz tego robić, Wendy.Wiesz o tym, prawda?Jeśli tego nie chcesz, nie wychodz za niego.Mówię poważnie.Jesteś za młoda, by podejmować tak poważną decyzję.- Tak, Matt, Wendy o tym wie - mruknęła Willa.-Tylko dzisiajpowiedziałeś jej to mniej więcej z tysiąc razy.- Przepraszam - szepnął. - Królewno? - Duncan nieśmiało uchylił drzwi i wsadził głowę dopokoju.- Miałem po ciebie przyjść za kwadrans pierwsza i jużjestem.- Dziękuję.- No to jak? - Willa się uśmiechnęła.- Gotowa?- Chyba zaraz będę wymiotować - poinformowałam ją.- Nic ci nie będzie, to tylko nerwy, wszystko będzie dobrze.- Może to nie tylko nerwy - odezwał się Matt.-Może ona wcaletego nie chce.- Matt! - krzyknęła i spojrzała na mnie.W jej piwnych oczachmalowała się troska.- Wendy, chcesz to zrobić?- Tak - zapewniłam i skinęłam głową.- Chcę.- No dobra.- Wstała i z uśmiechem wyciągnęła do mnie rękę.- Awięc wydajmy cię za mąż.Podałam jej dłoń.Zcisnęła ją z otuchą, kiedy wstałam.Duncanczekał przy drzwiach.Gdy go minęłam, podniósł mój tren, żebynie ciągnął się po ziemi.- Poczekaj - zawołał Matt.- To ostatnia okazja, byśmy mogliporozmawiać, zanim.no wiesz.więc chciałem tylkopowiedzieć.- Wiercił się niespokojnie, poprawił mankietykoszuli.- Chciałem ci powiedzieć mnóstwo rzeczy.Obserwowałem cię, jak dorastasz, Wendy.Byłaś strasznierozpuszczona - roześmiał się.Uśmiechnęłam się do niego.- I rozkwitłaś na moich oczach - dodał.- Jesteś silna, mądra,ciepła i piękna.Jestem z ciebie bardzo dumny. - Matt! - Ukradkiem otarłam łzy.- Matt, nie doprowadzaj jej do płaczu - syknęła Willa i samapociągnęła nosem.- Przepraszam - mruknął.- Nie chciałem, wiem, że musisz iść.Ale chciałem, żebyś wiedziała, że bez względu na to, co sięwydarzy dzisiaj, jutro, kiedykolwiek, zawsze będziesz moją małąsiostrzyczką i zawsze będę po twojej stronie.Kocham cię.- Ja ciebie też - zapewniłam i go objęłam.- To było słodkie - stwierdziła Willa, kiedy wypuścił mnie zobjęć.Przelotnie cmoknęła go w usta i wyprowadziła mnie zpokoju.- Ale naprawdę można to było zrobić wcześniej, terazrzeczywiście musimy już iść.Na szczęście nigdy nie nosiłyśmy butów, więc łatwiej byłopobiec do sali balowej.Już z oddali słyszałyśmy muzykę.Aurorazdecydowała, że będzie to sonata Księżycowa.Z dzwiękamimuzyki splatały się szmery rozmów.Druhny i drużbowie czekali przy drzwiach.Garrett uśmiechnąłsię na mój widok.Zawsze był dla mnie dobry, więczdecydowałam, że to on poprowadzi mnie do ołtarza.- Uważaj na nią, tato - poradziła Willa.- Jest zdenerwowana.- Spokojnie.- Podał mi ramię.- Obiecuję, że nie pozwolę ci upaśćw drodze do ołtarza.- Dziękuję.- Uśmiechnęłam się z wysiłkiem.Jedna z druhenwsunęła mi bukiet lilii w dłonie.Poczułam się lepiej, gdy mogłam się czegoś złapać, jakby bukietdawał mi oparcie. Przełknęłam ślinę, starając się opanować mdłości.To tylko Tove.Nie ma się czego bać.Przecież to jedna z nielicznych osób,którym ufam.Dam radę.Wyjdę za niego.Willa skinęła ręką i odwróciła się.Duncan stał za mną, najlepiejjak umiał poprawiał mi tren.Muzyka rozbrzmiała głośniej inadeszła moja kolej.Duncan odsunął się i, podobnie jak Matt,spojrzał na mnie z otuchą.Nie chcieli ukradkiem wchodzić nasalę, więc poczekają na zewnątrz, obserwując wszystko z oddali.Postawiłam stopę na zielonym dywanie prowadzącym do ołtarza,pokrytym białymi płatkami róż, i wydawało mi się, że zemdleję.Sytuacji nie poprawiał fakt, że chodnik zdawał się ciągnąćkilometrami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl