[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I tak pani nie wierzyłem.To ją zabolało.- Nie pocałowałam pana namiętnie, bo mi się pan niepodoba.W jego oczach błysnęło rozbawienie. - Czyżby? W takim razie, niech mi pani powie, ladyJuliet, co ma pani na myśli, mówiąc o namiętnychpocałunkach?A niech go, nie miała pojęcia.Całowała się tylkoz kilkoma mężczyznami i były to na ogół grzeczneprzyciśnięcia warg do warg.Czyżby namiętne pocałunkimiały coś wspólnego z tą skandaliczna próbąTemplemore'a, który chciał najwyrazniej polizać jej usta?Oczekiwał, że ona uczyni to samo?Przesunął kciukiem po jej podbródku i lekko goprzycisnął, zmuszając Juliet, by rozchyliła wargi.- Zaraz pani pokażę.I znów ją pocałował.Tyle że tym razem jego językuwiązł między zębami Juliet.Zaintrygowana, rozchyliłausta szerzej.Och.to naprawdę robiło wrażenie.Poczuła drżeniew różnych dziwnych miejscach, płomień ogarnął ją całą,od stóp do głów, niczym ogień słomianą strzechę.Ujął jej twarz w dłonie i pocałował tak, jak nie robiłtego dotąd żaden mężczyzna.Wyczyniał dziwne, corazbardziej intymne rzeczy z jej językiem.Zupełnie jakbymiał do tego prawo.Oddychała z trudem, nie zamierzała go jednakpowstrzymywać, nie w chwili, gdy odczuwała tak pełnąrozkosz.Wsunął jej palce we włosy i przytrzymywałgłowę tak, jak trzyma się kieliszek koniaku.Czuła, że uginają się pod nią kolana, a między nogamipoczuła ból, zupełnie jej dotąd nieznany i z pewnościąnieprzyzwoity.I choć próbowała nie dać niczego po sobiepoznać, zachwiała się lekko i przywarła mocniej do jegopiersi.Chwycił ją ciasno w talii, stykali się terazbrzuchami, a on plądrował jej usta niczym nieustraszony wędrowiec, który dotarł w dziewicze knieje.Ta dzikość i utrata kontroli bardzo jej się podobała,dwa lata wcześniej marzyła o tym, by Morgan tak właśniejej pragnął i wreszcie tak się stało& dopięła swego.Przypomniała sobie ucieczkę z domu i incydentz przemytnikami.Przypływ gorącej żądzy sprawił, że jejdziewczęce sny wyglądały teraz jak kpina.Prymitywnyogień osmalił jej niewinność.Co było z nią nie tak? Jak mogła powtarzać błędysprzed dwóch lat? Miała go przecież zdemaskować, a nierzucać się na niego w porywie namiętności.Ale było jej tak dobrze.Poza tym, po tym wszystkim nie mógł przecież sięwyprzeć ich znajomości.Ta myśl zakłóciła równowagęi niepewność przerodziła się w poddanie.Zarzuciła muręce na szyję.Hefajstos wciągał ją prosto w ogień, a onaleciała za nim jak ćma, gotowa na śmierć.Oderwał usta od jej ust i szepnął:- Och, Juliet, kochanie.Tylko on nazywał ją  kochaniem.- Morganie.- szepnęła.Zamarł.Wyrwał się z jej objęć i popatrzył w oczy nicnierozumiejącym spojrzeniem.Namiętność wyryta na jegotwarzy zgasła niczym polano wrzucone do wiadra z wodą.Odsunął ręce.- Co ja, do diabła, robię? Chyba postradałem zmysły.Oddychał ciężko, nieregularnie, oparł dłonie o stół.- Morganie? - Podeszła bliżej, by położyć mu rękę naplecach. Odsunął się.- Nie nazywaj mnie w ten sposób.Możesz się do mniezwracać per  Sebastianie lub  lordzi Templemore , alenigdy  Morganie.Ja nim nie jestem! - Odwrócił się, byjeszcze raz na nią popatrzeć.Oczy błyszczały muw ciemnościach, twarz wykrzywiał gniew.- Chyba jużwystarczająco tego dowiodłem.Te słowa wbiły się w jej serce niczym sztylet; zadrżała.Chyba nie zamierzał kłamać teraz, po tym co zaszło.Jakmógł?- Proszę, Morganie, nie.- Nie jestem Morganem! - Odwrócił wzrok - Niejestem! - Jedynie drżenie ręki, którą odgarniał włosyz twarzy, zdradzało, że ten spokój bylł tylko pozorny.-I jeszcze jedno: żadna kobieta której reputacja legław gruzach, nie czeka dwóch lat na zemstę, nie tai prawdyprzed rodziną i nie wkrada się podstępem do domudomniemanego porywacza.A już na pewno - dodał ciszej- nie całuje go tak namiętnie.Twoje relacje z moimbratem nie miały wcale intymnego charakteru, to był tylkokolejny z twoich sprawdzianików.Wcale nie zamierzał się niczego wypierać.Niezamierzał zaprzeczać tym wszystkim piekielnymskandalicznym.- Teraz jednak powinnaś zrozumieć - ciągnął wbijającsztylet jeszcze głębiej - że twoja próba, by zrobić ze mniełajdaka, okazała się bezskuteczna Nie jestem tym, któregoszukasz.I nigdy mi niczego nie udowodnisz.Gdyby miała teraz w ręku jeden z jego straszliwychpistoletów, z pewnością by go użyła.Mógł się po prostuwyprzeć tych namiętnych pocałunków i stwierdzić, że nicone dla niego nie znaczyły, wyprzeć się ich przeszłości, podczas gdy ona wciąż czuła na wargach jego smak.Widziała już tyle podobnych towarzyskich gierek, żewierzyła w swoje siły.Jeśli tylko dzięki temudowiedziałaby się prawdy.- Ma pan rację, milordzie.To był test.Ale zdał pan.Nagła zmiana taktyki obudziła w nim podejrzenie.- Naprawdę?- Oczywiście.Przekonuje mnie pańska gwałtownareakcja na imię Morgan, poza tym nie całuje pan tak jakon.- Bo nigdy pani namiętnie nie całował?- Nie o to chodzi.Robił to z uczuciem, żywiołowo& -Prędzej by umarła, nim zdecydowałaby się przyznać, żejego lordowska mość postępował podobnie.Skoro onoszukiwał ją bez skrupułów, ona miała prawo do tegosamego.Mężczyzni jego pokroju z łatwością budząkobiece uczucia.- A pan.Przerwała, jakby było to zupełnie oczywiste.Nie spuszczał z niej wzroku.- Co ja?- Pan jest dżentelmenem, zachowuje się pan zbytpoprawnie, by tak całować, i z pewnością nie zależy panuna tym, by wzbudzić w kobiecie gorące uczucia.- Niech nie mówi mi pani, że mój brat całował paniąbardziej namiętnie.Wiem lepiej.Jego pocałunek.-Urwał, zbyt pózno pojął swój błąd.- Sama pani twierdziła,że jego pocałunki były czyste i niewinne.Aha! Wreszcie udało się jej przebić tę stalową zbroję.Nigdy mu nie mówiła, że doszło tylko do tego jednego pocałunku.Już się potknął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl