[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obie siostry zarumieniły się mocno, a Sebastianzgrzytnął zębami.Winnie bywała naprawdę nieznośna.Ale miała rację.- W takim razie to ja zachoruję - odezwała się Juliet.-Mnie będzie łatwiej.Wystarczy, że Polly, pokojówkaRosalind, nikogo do mnie nie wpuści.Nie będę nawetmusiała udawać.- Och! Dziękuję - wykrzyknęła Rosalind.- To świetnypomysł. Być może było to jakieś rozwiązanie dla Rosalind, alenie dla Sebastiana.Niech to diabli.- Teraz, gdy już wszystko zostało ustalone -mruknął -lepiej wracajmy do domu, zanim ofiara spisku się obudzi.Albo, co gorsza, wezmie gorącą kąpiel.Panie roześmiały się serdecznie i pożegnałyz Winifredą.Ruszyli wolno w drogę.- Wie pani, lady Juliet - zagadnął swobodnie Sebastian -jeśli będzie pani udawała chorobę, zostanie pani skazanana pobyt w pokoju.- Nic podobnego.Polly będzie trzymała mnie z dalekaod mojej sypialni, a Rosalind będzie regularnieinformować o fatalnym samopoczuciu.- Uśmiechała sięchytrze.- A ja wymknę się z domu i będę mogła robić, comi się podoba.Charnwood jest wystarczająco duże,żebym mogła uniknąć spotkania z moim wścibskimszwagrem.Zwłaszcza że Griff będzie zajęty Rosalind.- A pani może się zająć mną - powiedział, ocierając sięłydką o jej łydkę.- Proponuję szachy.Lubi pani przecieżtę grę.Poczerwieniała i cofnęła nogę, choć w tak ograniczonejprzestrzeni nie okazało się to wcale łatwym zadaniem.Lady Rosalind spojrzała na niego badawczo.- Zapomniałam, że Juliet lubi szachy.W jaki sposóbpan to odkrył?- Przypadkiem.Ale pani siostra naprawdę całkiemdobrze gra.Choć nie lubi przegrywać i nie podejmujepoważnych wyzwań.Juliet przeszyła go lodowatym spojrzeniem.- Przyjmę każde wyzwanie o dowolnej porze.Zwłaszcza jeśli chodzi o szachy. Uśmiechnął się do siebie.Tak łatwo wpadała w pułapki.- Zwietnie.Zatem szachy.- O ile Griff się o tym nie dowie i znajdzie panprzyzwoitkę, sądzę, że ta propozycja jest do przyjęcia.- Oczywiście - powiedziała słodko Juliet.- Przyzwoitkąbędzie Polly, dobrze milordzie?- Jak pani sobie życzy.Na samą myśl o zabawianiu Juliet bez interwencjiKnightona poczuł przyspieszone bicie serca.- Przyzwoitka to naprawdę niewielka cena za pobiciepani w szachach.- A skąd ta pewność, że przegram? - warknęła.- Bo przegrała pani ostatnią partię, prawda? - Niepatrząc jej w oczy, przycisnął udo do jej uda.- Szybkodałem pani mata.- Ale to się już nie powtórzy.Jej zaczerwienione policzki i drżący głos świadczyłyjednak o czymś zupełnie przeciwnym.Odzyskał humor i skupił się na powożeniu.Nie miałnawet za złe lady Rosalind całej serii impertynenckichpytań na temat jego rodziny i krewnych, co niewątpliwiemiało na celu ustalenie, czy stanowi odpowiednią partiędla jej siostry.Oboje pragnęli doprowadzić do tegosamego celu, zatem odpowiadał szczerze i z ochotą.Julietjednak nie wydawała się zachwycona takim obrotemsprawy - ciągle zmieniała temat.Udało się jej to jednakdopiero w połowie drogi do Charnwood.- Popatrz, Rosalind, jaki śliczny mały domek - zawołała.- Ciekawe, dlaczego nie zwróciliśmy na niego uwagi,jadąc do Winnie.- Czy to własność jednego z pańskich dzierżawców,milordzie? - spytała Rosalind.- Ilu ich pan własciwie ma? Juliet przewróciła oczyma ze zgrozą, ale Sebastian tylkosię roześmiał.- Właściwie nikt tu już nie mieszka.Kiedyś była tukuznia, ale kowal odszedł z tego świata jeszcze za życiamojego ojca.Jego czeladnik wolał pracę w mieście, takwięc odkupiłem zakład.Przyjeżdżam tu sam od czasu doczasu, trochę majsterkuję.To oczywiście nic poważnego.miedz na naboje, srebrne okładziny kolb.- Pan potrafi kuć? - upewniła się Juliet. Cośpodobnego.Prawdziwy z pana Hefajstos!- Hefajstos?- Grecki bóg ognia i wiecznej kuzni.Zajmował sięwykonywaniem broni dla innych bogów.Szukał przez chwilę w pamięci.- Taki kulawy i brzydki?- Ale był świetnym kowalem.- Nie jestem pewien, czy zachwyca mnie paniporównanie.Różnie go już nazywano, ale nigdy brzydalem.- Proszę się nie przejmować Juliet - wtrąciła ladyRosalind.- Ona tylko pana prowokuje.Poza tymHefajstos poślubił Afrodytę, więc nie mógł chyba być ażtak okropny.Ta uwaga złagodziła trochę cios.On sam zamierzałpoślubić boginię.Zerknął na Juliet i uśmiechnął się dosiebie.Kpij sobie, kpij, moja Afrodyto, ale i tak zostanieszmoją żoną.A wtedy połkniesz swoje własne słowa.wewłasnym łóżku.A ja zajmę się swoim fachem.Na samą myśl poczuł gwałtowny przypływ pożądania.Na szczęście podróż minęła szybko.Mniej fortunne byłojednak spotkanie z wujem, który najwyrazniej wstałwcześnie i zatrzymał sanie, gdy przejeżdżali obok jego domu.Wuj popatrzył znacząco na obie damy i pytająco naSebastiana.No tak, wuj nie wiedział, jak wiele sięzmieniło.Ostatnim razem, gdy mieli okazję na ten tematrozmawiać Sebastian chciał się przecież trzymać jaknajdalej od Juliet.A teraz woził ją po okolicy.Postanowił,że wytłumaczy to wszystko pózniej.- Poranna przejażdżka, co? W tak piękną pogodę? -spytał sarkastycznie wuj.- Wybierałem się właśnie doCharnwood Hall, ale wy przemarzliście chyba na kość.Może wstąpicie na herbatę? Zapraszam w swe skromneprogi.Potem wezmę konia i pojedziemy razem.- Wybacz wuju, nie mamy już czasu na pogawędki -odparł gładko Sebastian.- Knighton martwi się pewnieo żonę.Wyprawa zajęła nam więcej czasu, niż sądziliśmy.- Skoro tak, wracaj do domu z lady Rosalind.Ale niewidzę powodu, dla którego Juliet nie miałaby tutaj ze mnązostać.Miło mi będzie ugościć choć jedną z dam.Sebastian jęknął w duchu.Ten stary głupiec postępowałdokładnie tak, jak ustalili.Szkoda, że było na to za pózno.- Nie jestem pewien, czy możemy zostawić lady Julietbez przyzwoitki - powiedział Sebastian.- Jej rodzinaprzywiązuje wielką wagę do tego typu spraw.- Nie widzę w tym nic złego.- Lady Rosalind kręciła sięniespokojnie.- Pański wuj to szanowany dżentelmen.Dojechałabym sama, ale nie wiem, czy poradzę sobiez saniami.- A ja chciałabym zostać - zaświergotała Juliet.- Jestemwręcz oczarowana Foxglen i opowieściami pańskiegowuja o panu i Morganie. Niech to diabli, zupełnie nie wziął tego pod uwagę.Wujmógł palnąć coś, co mogło wzbudzić jej podejrzenia.- Proszę posłuchać, Juliet.- Nie możemy denerwować Knightona - przerwał wuj.-Porozmawiam sobie z Juliet.Zabawię ją opowieściamio naszych małych rodzinnych sekretach.Popatrzył ostrzegawczo na wuja.To wcale nie byłozabawne!Wuj jednak mrugnął do niego porozumiewawczo,podając dłoń Juliet, która uśmiechnęła się kpiąc, wstałai wysiadła z sań.Widząc, że jego siostrzeniec jeszcze sięwaha, Lew machnął ponaglająco ręką.- Jedz! Poradzę sobie!A niech diabli wezmą ich oboje! Nie zostawili muwyboru.Zamierzał towarzyszyć lady Rosalind doCharnwood, a potem wrócić natychmiast do Foxglen.Pragnął ograniczyć do minimum to nieoczekiwane sam nasam.Gdy podjeżdżali jednak pod dom, aż nadto znajomapostać zbiegła na ich powitanie po schodami nieświadomazdradziecko śliskich stopni.Sebastian zaklął pod nosem.Knighton.- Gdzie byłaś, do licha? - spytał, gdy sanie zatrzymałysię na podjezdzie.Aypnął na Sebastiana.- Co pan sobiewyobraża, Templemore? Przejażdżki przy takiejpogodzie?- Och, nie miej do niego pretensji, Griffie - powiedziałalady Rosalind, gdy Knighton pomagał jej wysiąść.-Bardzo mnie zmęczyło to ciągłe przebywanie w domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl