[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Robię unik w ostatniej sekundzie.Płomieniemiecza przypalają mi włosy na czubku głowy.Zaraz po mieczuatakuje działo.Nie mam czasu na reakcję i postrzelony w ramiępadam z jękiem do tyłu.%7łołnierz kieruje armatę w niebo.Napoczątku nie wiem, o co chodzi.Lufa broni wciąga do środkaszarość drzew.Wtedy zaczynam rozumieć.Broń, żeby mogławystrzelić, musi się naładować, musi wciągnąć esencję Ziemi,żeby nadawała się do użytku.Szarość drzew to nie cienie, szarośćto życie drzew na najbardziej elementarnym poziomie.I teraz tożycie jest grabione, zużywane przez Mogadorczyków.Rasękosmitów, którzy wyczerpali zasoby naturalne swojej planety,dążąc do postępu, a teraz dokładnie to samo robią tutaj.Todlatego zaatakowali Lorien.Z tego samego powodu zaatakująZiemię.Drzewa padają jedno po drugim, zamieniając się w kupkipopiołu.Działo jarzy się coraz to jaśniej, blaskiem tak silnym, żebolą od niego oczy.Nie ma czasu do stracenia.Atakuję.%7łołnierz z działem skierowanym w niebozamachuje się mieczem.Robię unik i wbijam się w potężnecielsko, które zaczyna się prężyć i zwijać w męczarniach.Pieczesię w otaczającym mnie ogniu.Ale odsłoniłem się.%7łołnierzzamachuje się mieczem, zbyt słabo, żeby mnie zranić, niemniejnie mogę powstrzymać uderzenia.Miecz trafia mnie tępymciosem i odrzuca pięć metrów w tył, zupełnie jakby strzelił wemnie piorun.Leżę wstrząsany dreszczami jak po śmiertelnymporażeniu prądem.Podnoszę głowę.Otacza nas trzydzieści kupekpopiołu pozostałych po drzewach.Ile razy pozwoli mu towystrzelić? Zrywa się lekki wiatr i popiół zaczyna się unosić wpustej przestrzeni między nami.Powraca księżyc.Odmiennyświat, do którego wciągnął mnie Mogadorczyk, powoli sięrozmywa.On o tym wie.Broń jest naładowana.Podnoszę się ztrudem z ziemi.Kilka metrów ode mnie, wciąż rozjarzony, leżyjeden ze sztyletów, którymi strzelał we mnie żołnierz.Podnoszęgo. %7łołnierz celuje we mnie z armaty.Otaczająca nas bielzaczyna niknąć, powracają kolory I wtedy działo wystrzela, i wjasnym snopie światła widzę duchy wszystkich znanych mi istot:Henriego, Sama,Berniego Kosara, Sary.Wszyscy oni są martwi w tejodmiennej rzeczywistości, a światło tak jaskrawe, że widzę tylkoich.Chcą zabrać mnie ze sobą, zbliżają się pędem w wielkiej,rosnącej kuli energii.Próbuję zmienić tor uderzenia, ale jest zbytsilne.Biel dociera do mojego płonącego kokonu, w zderzeniudwóch energii następuje eksplozja i jej siła odrzuca mnie w tył.Ląduję na ziemi z głuchym łomotem.Oceniam sytuację.Nie stałami się żadna krzywda.Kula ognia zgasła.W jakiś sposób przyjęłana siebie uderzenie, ratując mnie od pewnej śmierci.Bo tak musidziałać ta armata, śmierć jednej rzeczy za śmierć innej.Mockontroli umysłu, manipulacja, która żywi się strachem, możliwadzięki destrukcji pierwiastków świata.Zwiadowcy nauczyli się torobić ograniczoną siłą swoich umysłów.%7łołnierze polegają nabroni nieporównanie skuteczniejszej.Wstaję, w jednej ręce wciąż trzymam lśniący nóż.%7łołnierz pociąga za jakąś dzwignię z boku broni, jakby jąprzeładowywał.Ruszam ku niemu biegiem.Gdy jestemdostatecznie blisko, celuję w serce i ciskam nożem najmocniej,jak potrafię.On strzela po raz drugi.Nóż jak pomarańczowatorpeda pędzi w jego stronę, a pewna biała śmierć zmierza wmoją.Mijają się w powietrzu bez dotyku.I kiedy już sięspodziewam tego drugiego trafienia i tej pewnej śmierci, dziejesię coś innego.Mój nóż uderza pierwszy.Zwiat wokół znika.Cienie się rozpływają, a wraca zimnoi ciemność, jakby nigdy nic.Zmiana przyprawiająca o zawrótgłowy.Robię krok w tył i upadam.Moje oczy adaptują się dobraku światła.Skupiam wzrok na ciemnej postaci żołnierza nademną.Wystrzał z działa nie przeniósł się z nami do tego świata.Błyszczący nóż tak.Ostrze tkwi zatopione w sercuMogadorczyka, rękojeść mieni się pomarańczowo wksiężycowym świetle.%7łołnierz się chwieje, nóż zostaje wessanygłębiej i znika.%7łołnierz charczy Czarna krew tryska z otwartej rany Jego oczy stają się puste, potem wywracają się do wnętrzaczaszki.Upada na ziemię, leży bez ruchu i w końcu eksploduje wchmurę popiołu, który osiada na moich butach.%7łołnierz.Zabiłempierwszego mogadorskiego żołnierza.Oby nie ostatniego.Doświadczenie z odmienną rzeczywistością wyrazniemnie osłabiło.Opieram rękę na najbliższym drzewie, żeby złapaćoddech, lecz tego drzewa już tam nie ma.Rozglądam się dookoła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl