[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwycenielewą ręką za gardło i równocześnie zadanie prawą pięścią ciosuw skroń było dziełem chwili.Padł, nie wydawszy głosu.AHalef już stał przy mnie.— Też związać? — spytał.— Tak, ale jeszcze nie teraz.Pomóż mi! Jest ciężki.Przenieśliśmy olbrzyma w pobliże krawca i tamprzywiązaliśmy go też do drzewa.Usta miał nie domknięte.Musiałem mu je otworzyć, najpierw ostrzem, potem trzonkiemnoża.Oszołomionemu założyliśmy knebel, do czego posłużyłnam również jego szeroki pas.Bybar był bardzo ciężki,musieliśmy więc skrępować go podwójnymi więzami, i takzużyliśmy wszystkie rzemienie.Lasso wolałem zostawić nawszelki wypadek; mogło się bowiem zdarzyć, że jeszcze jedenwpadnie nam w ręce i trzeba będzie go związać, a wtedyzabrakłoby mi tej cennej linki.Pistolety i nóż, które Bybar miałza pasem, złożyliśmy razem z bronią Suefa.— Zostali nam jeszcze trzej — powiedział Halef.— Sandar,Manach el Barsza i Barud el Amasat.— Nie zapominaj o smolarzu, który też jest na górze.— Tego łajdaka nie liczę.Cóż znaczą ci czterej wobec nasdwu! Czy nie moglibyśmy pójść do nich otwarcie i odebrać imbroń, sihdi?— To byłoby zbyt ryzykowne.— A po co wspinaliśmy się tutaj?— Nie miałem określonego planu.Chciałem ich wytropić.Aco potem, samo się okaże.— I okazało się.Dwaj zostali już unieszkodliwieni.Pozostaliczterej to dla nas drobiazg.— Dla mnie nie.Gdybyśmy mieli jeszcze Sandara, to ztamtymi trzema uporalibyśmy się szybko.— Ach, gdyby tak on tu przyszedł!— Mielibyśmy wówczas więcej szczęścia, niż możnaoczekiwać.— Albo… sihdi, mam pomysł! Czy nie dałoby się go tuzwabić?— W jaki sposób?— A Bybar nie mógłby go zawołać?— Niezła myśl, godzinami rozmawiałem z braćmi Aladżi iznam ich głosy.Bybar mówi trochę chrypliwie.Myślę, że odbiedy mógłbym go naśladować.— Zrób to, sihdi!— Wobec tego trzeba wyszukać miejsce, obok któregoSandar musiałby przejść, ale nie mógłby nas zauważyć.— Nietrudno je znaleźć, jakieś krzaki albo drzewo.— Oczywiście! Spróbujemy!— Spróbujemy, sihdi! Lubię, kiedy tak mówisz.Zapalił się.Z tego chłopaka byłby doskonały żołnierz; było wnim coś z bohatera.Ruszyliśmy ostrożnie dalej i dotarliśmy do miejsca, w którymtrzy wysokie krzaki rosły tak blisko siebie, że stojącemu w ichgąszczu dawały dobrą osłonę, czyniąc go niewidocznym zzewnątrz.Ukryliśmy się tam, a ja, nie za głośno, naśladującgłos Bybara, zawołałem:— Sandar! Sandar! Bana gel — chodź tu do mnie!— Simdi gelirim — zaraz przyjdę! — odpowiedział stamtąd,gdzie spodziewaliśmy się, że znajdują się ci ludzie.Wyglądało na to, iż podstęp ma szansę powodzenia.Stałemgotowy ze strzelbą w ręce.Po krótkiej chwili usłyszałemzbliżające się kroki.Aladżi zapytał:— Nerede sin — gdzie jesteś?— Buradajim — tu jestem!Moja odpowiedź nakierowała jego kroki we właściwą stronę.Słyszałem, że idzie wprost na kępę krzaków.Rozsunąwszygałęzie, zobaczyłem go.Niespokojnie wpatrzony przed siebiezamierzał obejść naszą kryjówkę, niestety, w większejodległości, niżby mi to odpowiadało.Nie wolno było zwlekać izastanawiać się.Wyskoczyłem z zarośli.Sandar zobaczył mnie.Na sekundę zamarł z wrażenia, potemchciał odskoczyć w tył, ale już było za późno.Uderzenie kolbąpowaliło go na ziemię.On też nie miał przy sobie strzelby,tylko pistolety i nóż.— Hamdulillah! — wykrzyknął radośnie, ale trochę zagłośno Halef.— Udało się! Ile czasu trzeba, żeby przyszedł dosiebie?— Najpierw pozwól mi sprawdzić, co z nim jest.Taki cioszapewne uśmierciłby kogoś innego.Aladżi miał prawie niewyczuwalne tętno.Mogliśmy zatemco najmniej przez piętnaście minut nie obawiać się, żeoprzytomnieje.— Nie musimy go więc kneblować — powiedział Halef —ale chyba trzeba go związać!Wykorzystaliśmy do tego celu szal, który służył Aladżiemuza pas.Zachowanie szczególnej ostrożności teraz nie było jużkonieczne.Ruszyliśmy cicho dalej.I tak dotarliśmy do miejsca, w którym droga na dolezmieniała kierunek, tworząc wspaniały zakręt.Również i tu, nagórze, brzeg skały powtarzał załom drogi, a na ukształtowanymtak występie skalnym, podobnym do baszty, ulokowali się nasihultaje.„Basztę” porastały pojedyncze krzaki.Za jednym znich zobaczyliśmy z ukrycia siedzących: Manacha el Barszę,Baruda el Amasata i Junaka.Rozmawiali, ale nie tak głośno,żeby można było rozumieć słowa, chociaż znajdowaliśmy siędosyć blisko.Miejsce dla ich celów zostało znakomicie wybrane.Musielistąd zobaczyć nas nadjeżdżających, a dobrze z ukryciawyrzucona siekierka z pewnością uśmierciłaby tego, kto byłbycelem.Nieco dalej za nimi, a bliżej nas, stało sześć strzelbustawionych w piramidę.A zatem Junak też zabrał ze sobąbroń.Obok leżały czekany braci Aladżi i skórzane procewypożyczone od Junaka.Przy procach zobaczyliśmy kupkęciężkich otoczaków z potoku.Taki kamień w rękachwprawnego procarza był też śmiercionośną bronią.Cała trójka czuła się tu bezpieczna.Siedzieli przy brzeguskały.Manach el Barsza w odległości jakichś trzech kroków odkrawędzi baszty.Gdyby chcieli uciekać, musieliby przebiecobok nas.Pomysł salwowania się skokiem w dół byłbyczystym szaleństwem.Widać było, że czekają w napięciu.Ichspojrzenia stale kierowały się w stronę, z której powinniśmynadjechać.Junak mówił najwięcej.Z jego gestów można byłosię domyślać, że opowiadał przygodę z niedźwiedziem.Trwałodobrą chwilę, nim powiedział słowa, które zdołaliśmyzrozumieć:— Chciałbym, żeby wszystko udało się zgodnie z waszymioczekiwaniami.Ci czterej łajdacy zdolni są do wszystkiego.Tylko przyjechali do mnie, to z miejsca poczuli się panami wmoim domu.Dżemal opowie wam, jak go potraktowali.Zamknęli go na całą noc z rodziną w piwnicy…— I co, pozwolił im na to? — wykrzyknął Manach el Barsza.— Nie mogli się bronić?— A czy wy broniliście się? Nie, czym prędzej odjechaliście.— To z powodu żołnierzy, których niestety ci cudzoziemcymieli przy swoim boku.— Nie mieli ani jednego.Dżemal potem to zmiarkował.— Szeitan! Gdybyśmy wiedzieli, że taka jest prawda!— Tak było.Zwiedli was podstępem.Ci ludzie są nie tylkozuchwali jak jabani kediler — żbiki, ale i przebiegli jakgelindżikler — łasice.Uważajcie, żeby nie zwęszyli dzisiejszejpułapki! Ten wstrętny efendi podejrzewa Konakdżiego i mnieteż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl