[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego marynarka leży na łóżku,czuję bijący od niego zapach mydła.- Wygląda na to, że doskonale poradziłeś sobie beze mnie.- Nigdy.- Słowo jest aż ciężkie od wieloznaczności.- Dla ciebiejestem gotów umyć się dwa razy.- Kuszące - przyznaję.Odsuwam tacę i wstaję.Powietrze jestchłodne, przynosi ulgę wciąż wrażliwej przez Damiena skórze.-A ty co?Nie musisz iść do pracy? Dokonać jakiejś fuzji? Kupić najnowszejtechnologii? A może jest jakaś galaktyka do sprzedania?Podaje mi szlafrok, nie ten czerwony, który zmoczyłam w basenie;ciekawe, ile szlafroków włożył do tej szafy.- Nową galaktykę kupiłem w zeszłym tygodniu.Nic nowego się niepojawiło.- Biedaczek.- Odwracam się w jego ramionach i całuję go delikatniew podbródek, gdy zaciska pasek na mojej talii.- Niczym Aleksander.Nicjuż nie zostało do zdobycia.Muska dłonią moje okryte jedwabiem ramię, a ja zaczynam drżećpod jego dotykiem.- Zapewniam cię, że jestem bardzo zadowolony ze swoichpodbojów.- Jego gorące spojrzenie staje się bardziej wyrachowane.-Chociaż masz rację.Przede mną dzień pełen spotkań w Palm Springs,które zaczynają się o ósmej.Otwieram usta ze zdumienia.- I zaproponowałeś mi prysznic? A co byś zrobił, gdybym sięzgodziła?- Zwietnie bym się bawił, zapewniam cię.- I spózniłbyś się na spotkanie.- Na pewno nie zaczęliby beze mnie.Ale fakt, lepiej się niespózniać.Jak na zawołanie do moich uszów dociera głośny trzepot, od któregowibruje cały dom.- Co to.? - Mój transport.Tuż nad linią dachu pojawia się helikopter, podchodzi do lądowania.Wybiegam na zewnątrz i widzę, jak siada na płaskim trawnikupodwórka.Zerkam przez ramię na Damiena.- Nie było cię stać na profesjonalne lądowisko?- Wręcz przeciwnie, patrzysz na prawdziwe dzieło sztuki: przyjaznąnaturze platformę do lądowania ze wzmocnionej darni.Mrugam.- Serio?- Bardzo nowatorskie rozwiązanie, uwierz mi.Ziemia jestodpowiednio przygotowana; wytrzymała na rozciąganie siatka zapewniatrawie odpowiednie ukorzenienie, dzięki czemu powstaje powierzchnia oniewiarygodnej sile nośnej.A że na wzgórzach Malibu zdarzają się lawinybłotne, zastosowałem dodatkowe środki ostrożności i wzmocniłem terenpodziemnym systemem siatek.Rezultat jest imponujący.- Jeśli tak twierdzisz.Uśmiecha się znacząco.- To nie jest mój projekt.Jeszcze nie.Prowadzę negocjacje z firmąktóra opatentowała system darniowy.- Wykupisz ją?- Może.Albo zostanę cichym wspólnikiem.- Spogląda na mnie zespokojem. Nie we wszystkich swoich przedsięwzięciach maczam palce.Nie reaguję na tę aluzję.Milion dolarów - zapłatę za pozowanie doportretu, chcę zainwestować we własną firmę, która ruszy, gdy poczuję, żejestem na to gotowa.Damien zamierza mi pomóc -i myśli, że dam sobie radę.Nie mam ochoty znów zaczynać tejrozmowy, on jednak naciska.- Jesteś gotowa, Nikki.Możesz to zrobić.- Wiesz, wydaje mi się, że sama lepiej potrafię ocenić swojeumiejętności i własną gotowość - odpowiadam trochę ostrzej, niżplanowałam.- Umiejętności, owszem.Gotowość, nie.Tu w grę wchodząo wiele bardziej obiektywne kryteria, a ja patrzę na to z dystansu.Tyjesteś zbyt blisko sprawy.Może przedyskutujemy fakty?Krzyżuję ramiona na piersi i robię zagniewaną minę, on jednak ciągniedalej.- Wprowadziłaś już na rynek dwie całkiem dochodowe aplikacje smartfonowe, które sama zaprojektowałaś, rozreklamowałaś i wspierasz.Osiągnęłaś to jeszcze w college u, co ewidentnie wskazuje na to, że maszsiłę przebicia i upór, cechy potrzebne biznesmenowi, który chce odnieśćsukces.Poza tym jesteś zaradna i samowystarczalna.Twoje dyplomy zelektroniki i informatyki to tylko lukier na torcie, bo zaproponowano cirównież studia doktoranckie w MIT i CalTech, a zatem nie tylko jadostrzegam twoją wartość.- Odmówiłam.- Ponieważ chciałaś się sprawdzić w prawdziwym świecie, zdobyćdoświadczenie.Widzę, że ta dyskusja do niczego nie prowadzi, robię więc jedyne,co mi pozostało w tej sytuacji - kończę ją i delikatnie całuję Damiena wpoliczek.- Pana transport już czeka, panie Stark.Przecież nie chce się panspóznić.- Odwracam się, by wejść do środka, on jednak łapie mnie za rękęi przyciąga do siebie.Jego pocałunek jest długi, głęboki, sprawia, żemiękną mi kolana.Na szczęście Damien podtrzymuje mnie, żebym nierozpłynęła się na kamiennych płytach tarasu.- A to za co? - szepczę, gdyw końcu mnie puszcza.- Będzie ci przypominać, że w ciebie wierzę.- Och. W jego głosie jest tyle dumy i pewności, że mam ochotęsię nim upajać bez końca.- To także obietnica na przyszłość - dodaje z seksownymuśmiechem.- Zadzwonię do ciebie, jak wrócę.Nie wiem, ile czasu zajmąmi spotkania.- Helikopter nie jest taki szybki, na jaki wygląda?- Raczej moi współpracownicy nie prowadzą interesów tak szybko,jak bym chciał.- Jasne, w porządku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl