[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obaj są bardzo niebezpieczni i żyją tylko z dwóch powodów: by słuchać rozkazówDeshona i zabijać.Muszę powiedzieć ci o jeszcze jednej rzeczy.Przez długi czas jedynym, co czułem, była żądza odniesienia sukcesu.A potemspotkałem ciebie.Czy miłością jest pragnienie - nie, potrzeba - bycia z daną osobą bez względu nawszystko? Czy wywołuje ona wściekłość na widok tej osoby z kimś innym? Czy sprawia, żetęskni się za jej dotykiem? Mówi jej rzeczy, które brzmią obco i dziwnie w uszach tego, kto jewypowiada? Czy sprawia, że zaczynasz pragnąć rzeczy, o których wiesz, że nigdy się niespełnią?Nie znam odpowiedzi na te pytania, Riley.Przez te wszystkie lata nikt nigdy niewspomniał o sile zdolnej dokonać tego wszystkiego.Ale czymkolwiek ona była, właśnie to dociebie czuję.Wiem, że byłoby nam ze sobą dobrze.Zamknęłam oczy, czując wzbierające pod powiekami łzy.Mogłam nie wierzyć w to zajego życia, ale po śmierci nie miałam już wyboru.Udowodnił, że mówił prawdę, dając mi, araczej departamentowi, odpowiedzi i nazwiska, których potrzebowaliśmy.A przecież wcalenie musiał tego robić.- Riley! Czy ty w ogóle słyszysz, co mówię? Wypowiedziane ostrym tonem pytanieJacka zaskoczyło mnie tak bardzo, że podskoczyłam w miejscu.Wzięłam głęboki oddech iodwróciłam się w jego stronę.- Właściwie to nie.Mówiłeś coś ważnego?- Oczywiście, że nie.Opowiadałem o wszystkim tylko dlatego, że uwielbiam słuchaćbrzmienia własnego głosu.- Machnął ręką w stronę wolnego krzesła stojącego naprzeciwkojego biurka.- Siadaj, kobieto, i skup się.Przeszłam przez pokój, napotykając wzrokiem spojrzenie brata.W jego oczach widaćbyło zrozumienie.Tak jakby wiedział, co czuję.I prawdopodobnie tak właśnie było.Może inie porozumiewaliśmy się jak para blizniąt i nie łączyła nas żadna telepatyczna więz, alekażde z nas czuło, że drugie cierpi.Usiadłam, a Rhoan wyciągnął dłoń i zamknął w niej moją,ściskając ją delikatnie.- Choć okazywał to w dość specyficzny sposób, zależało mu na tobie.273 Uśmiechnęłam się z wdzięcznością.- Wiem.- Ludzie, czy możemy wracać wreszcie do pracy? - Jack rzucił nam piorunującespojrzenie i kontynuował wątek.- Jak już mówiłem, mamy dwóch ludzi, którzy pasują doopisu wyciągniętego z Mishy.Jednym jest Frank Margagliano, a drugim Deshon Starr.Wygląda na to, że w ciągu kilku ostatnich lat obaj poddali się pewnym subtelnym zmianom.- To Deshon Starr - przerwałam mu, wyciągając z kieszeni list i wręczając go szefowi.Uniósł brew ze zdumienia, a potem odchylił się na swoim fotelu i przeczytał notkę.- No cóż - powiedział powoli, gdy skończył.- To nam znacznie ułatwia.- Na jegotwarzy pojawił się lekki uśmiech.- Cieszę się, że padło akurat na Deshona, bo to właśnie kuniemu się skłaniałem.- Misha zdradził nam sposób, w jaki można dostać się do jego otoczenia.Jack przyglądał mi się przez chwilę, a potem położył złożony list na biurku i pochyliłsię ku mnie, splatając dłonie.- Zdradził komuś sposób na dostanie się do jego otoczenia.Wpatrywał się we mnie uważnie.W jego zielonych oczach błyszczało wyzwanie.Niemiałam wątpliwości, że chciał przydzielić mnie do tej sprawy.I tym razem znowu nie miałamwyjścia.Albo zrobię to po jego myśli, albo wcale.- Nie - odezwał się Rhoan, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.Przeniosłam spojrzenie z Jacka na brata.- Muszę to zrobić.Muszę doprowadzić to wszystko do końca.- Nie - powtórzył głosem pełnym tłumionej furii, patrząc na Jacka.- Ona nie jestprzeszkolona do tego typu pracy.A biorąc pod uwagę to, że jest łupem, na który ten facetpolował przez kilka ostatnich miesięcy, głupotą byłoby rzucanie jej teraz w jego sieć.Dotknęłam dłoni Rhoana, zmuszając tym samym, by na mnie spojrzał.- Ostatnim miejscem, w którym będzie mnie szukał, będzie jego własne podwórko.- Jest jeszcze Gautier.- Którym możemy się zająć - wtrącił Jack.- Do cholery, Riley! - krzyknął Rhoan.- Masz pojęcie, co będziesz musiała wtedyrobić? Z kim się spotykać?- Tak, mam.I chociaż ta myśl przyprawiała mnie o skurcz żołądka, byłam to winna Kade'owi iwszystkim ogierom, którzy zginęli w trakcie naszej ucieczki.Oraz wszystkim274 przetrzymywanym w celach kobietom, które prawdopodobnie były już martwe.Coważniejsze, byłam to winna samej sobie.Ci ludzie porwali mnie, nafaszerowali prochami,które mogły mieć zgubny wpływ na mój organizm, a potem wykorzystali i praktyczniezburzyli mój w miarę poukładany świat.A na dodatek sprawili, że zaczęłam się ich bać.Niemogłam pozwolić, by coś takiego uszło im płazem.Musiałam stać się przyczyną i świadkiemich upadku, choćby po to, by odzyskać spokój ducha [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl