[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Bóg świadkiem  mówił ojciec  żebym obcemu, a jeszczeteż %7łydowi, za żadne pieniądze kobyły tej nie sprzedał.Tak wiem,przynajmniej w dobre ręce idzie. He.He.He!. śmiał się pan Aukasz  po kumoterstwie!Po kumoterstwie! Krzywdy jej nie zrobię. A jakby, nie daj, Boże  tu głową wskazał na matkę, która,jak martwa, z zamkniętymi oczami leżała  no, toć człowiek niekamień, toć już tak po przyjacielstwie darmo wywiozę.Nie odrzekł ojciec nic, ani w tę, ani w tę stronę, tylko oczy spu-ścił, i wąsów szarpnął, 0 matka obudziła się z jękiem.Może nie spałanawet.Kiedy pan Aukasz, zgiąwszy się we dwoje, z izby za ojcem wycho-dził, rzuciliśmy się w te pędy, żeby do szkapy lecieć.Ale ojciec odwrócił się nagle: Ani mi nosem za próg!  krzyknął ostro. W izbie siedzieć.I trzasnął drzwiami.Byliśmy, jak ogłuszeni.Patrzyłem na Felka, a on patrzył na mnie;oczy robiły mu się coraz większe, coraz przezroczystsze, usta i bro-da, jak w febrze, latały, aż, schwyciwszy się obu garściami za włosy: Siarczyste!  krzyknął i zaniósł się wielkim płaczem.Zaczęły się teraz dobre czasy.W izbie zrobiło się ciepło, grzybypo ścianach róść przestały, od sklepikarki pożyczyliśmy drugiegokaganka na kaszę.Tylko, że bez szkapy okrutnie się nam widziało smutno, a co któ-ry na stajenkę spojrzał, to mu świeczki w oczach stawały.A i matkajakoś nie miała wskórania. Już ja będę umierać, Filipie. mówiła takim cichuchnymgłosem, jak ten wiatr letni. Już się ty nie kosztuj na mnie.To znów ni z tego, ni z owego jej się poprawiało; wołała, żeby jejpiwa zagrzać, albo i mleka z masłem, a Piotrusia sama myła, czesała;77 Maria Konopnickaopowiadała nam wtedy, jak to ona ozdrowieje, jak do Częstochowypójdzie, jak nas ze sobą zabierze, jakie to my tam zobaczymy wieże,jaki kościół, jakie granie na organach będzie.A miała wtedy pło-mień na twarzy, a oczy świeciły jej, jak próchno.Bywało tak zwyklewieczorem.Ale, gdy przyszedł ranek, leżała, niby bez duszy, co dzień bielsza,a jak ta mgiełka przezroczysta.Ani w niej głosu, ani w niej tchu, aniżadnego chcenia.Porywa się ojciec, ucho do ust przykłada, przy-kazuje nam cicho być  i słucha.Aż westchnie głośno, jakby samnagle ożył, i oczy do tego czarnego krzyża nad łóżkiem podniesie.Aż raz się nie dosłuchał jakoś.Matka umarła w nocy tak cicho, że nikt nie słyszał nawet.Piotruś przy niej tej nocy spał, a i on nie słyszał.Wyszła z niejduszyczka, jak para; ani się tyle nie załomotała, co wróbel, kiedyodlata.Więc, kiedy ojciec, oderwawszy głowę od jej wyschłych piersi,krzyknął, że matka nie żyje, stanęliśmy przed łóżkiem w wielkimzadziwieniu, patrząc na posiniałe usta, to na Piotrusia, który przyjej zimnych, sztywnie wyciągniętych nogach spał ciepły, rumiany,perlistym potem na czołku okryty.Taki ci pędrak, że go śmierćłokciem trąciła, a on nic.Zaraz się w naszej izbie tumult wielki zrobił, sąsiadek się nascho-dziło, zaczęły radzić, głowami kiwać, wzdychać, a że nam ojciectego dnia kaszy nie gotował, a Piotruś jeść płakał, więc go sklepi-karka wzięła do siebie, a i nam po bułce dała. A to ci baba skruszała!  szepnął Felek, po czym ją zarazpocałował i bosymi nogami szastnął w zamaszystym ukłonie.Cały ten dzień było mi tak, jakby mi kto do ucha szeptał: Nie ma już matki!.Umarła już matka. To zaraz wycierałempięściami oczy, bo mi się okrutnie płakać chciało.Mimo to jednak bawiliśmy się tego dnia doskonale, bo takau nas ciżba była, jak na Ordynackiem.Jak zapamiętam, nigdym78 Nowelenie widział tylu ludzi w naszej suterynie; co kto przejdzie koło nas,to po głowach głaszcze, to się lituje, to pociąga nosem.Wczoraj jeszcze w całej kamienicy nikt na nas inaczej nie wołał,tylko łobuzy, albo urwipołcie; a dziś, jakby im kto gęby miodemposmarował:  Sieroty! Sieroteńki! Niebożątka!.A Felek tylko się nastawia, a oczami mruga, a co kto przejdzie,to mnie poszturchuje. A to ci komedyje! A to tyjatr!. szepcze i w ściśniętych pię-ściach robi dwie skandaliczne figi, a język sam mu się spoza zębówwysuwa, cienki i ostry, jak żądło.Ojciec tymczasem, jak nieprzytomny, po izbie chodził, co wez-mie, to położy, choć się tam w tej pustce nie było wielce czego jąć.A baby nuż się po naszej biedzie rozglądać, nuż jedna drugiejna ucho szeptać, nuż ramionami ruszać, a głową trząść i stękać.Myślałem, że temu nigdy końca nie będzie, aż się nareszcie rozeszły,bo im obiad z garnków kipiał.%7łeby nie to ludzkie litowanie, to byśmy i nie czuli tak bardzo,że matka umarła.Z pół roku już się nie podnosiła w tej chorobie,a w ostatnich czasach tak samo cichutko na pościeli leżała, jaki teraz.I teraz, kiedym na nią patrzył, zdawało mi się, że spod rzęsza Piotrusiem oczyma wodzi i uśmiecha się leciuchno i co tylko mapowiedzieć:  Gdzie on tam gruby, biedaczysko! Zupełnie jak daw-niej; tylko, że się tak świece nie paliły przy niej.Od świec tych padała na nią żółtość przezroczysta, która mniestraszyła; uczułem też, że zimne miała ręce, gdy nam je ojciecpocałować kazał.Ojcu jednak przy niej ciepło być musiało, bo,nabiegawszy się cały dzień, a to do kancelarii, a to do stolarzy,a to o furmankę  kiedy się ludzie rozeszli, na zydlu u łóżkasiadł, ręką głowę podparł i patrzył: to na krzyż czarny, nad łóż-kiem matki wiszący, to na głębokie cienie jej zamkniętych oczu.Usnąłem, a on jeszcze siedział.Ale w nocy obudziło mnie cicheszlochanie.79 Maria KonopnickaTo Felek, który się przez cały dzień szastał i nastawiał i z ludziwydziwiał, a mnie w boki szturchał, siedział teraz na sienniku,w otwartej na piersiach koszulinie, rękami sterczące kolana objął,patrzył w pustą izbę i płakał.Trzeciego dnia, spaliśmy jeszcze pod maglą w sionce, gdzie namojciec siennik zaciągnąć kazał, kiedy we śnie usłyszałem jak gdybyznajome rżenie.Zerwałem się; serce mi biło, jak młotem.Rżenie odezwało się znowu. Felek! Szkapa rży!  krzyknąłem, chwyciwszy go za ramię.Szarpnął się i na drugi bok przewrócił, ale, gdy znów słyszeć się dało,porwał się on także, na sienniku siadł i, szeroko otworzywszy oczy, słuchał.Przeciągłe ciche rżenie odezwało się raz jeszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl