[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A maszże pan do tej misji usposobieniu  cierpliwość, wytrwałość,męstwo? To są cnoty, których się najpilniej wyuczyć starałem. Cierpliwość? dwuznacznie mówiła Julia. Niech mnie panie próbują. Wytrwałość? Wszak to tylko długa cierpliwość. Męstwo? Są rzeczy, których się boję. Na przykład? O bardzo wiele  długoby je liczyć było! Naprzód. Nienawiści ludzkiej. A cierpliwość? Czy pomoże? Cierpliwość i męstwo chodzą z łagodnością, która jest siły oznaką. Zlicznie pani mówi. Często człowiek nie ma cnót, które dobry nauczycielwpoić mu może.Ta część rozmowy już była cichszą, bo podkomorzyna zaczęła coś o balu, a Jani Julia mogli ją prowadzić nie podsłuchiwani. Zechcesz być pani nauczycielem moim? C'est selon  naprzód wiedzieć muszę przymioty ucznia. Wielkie i nieograniczone posłuszeństwo i  dodał  wiara w niego i coświęcej jeszcze. Cóż więcej? Powiedzieć się boję. O! już nie jesteś pan mężny.Przyznałem się do bojazni w pewnych okolicznościach. Ale czyż tu jest czego się lękać? Może  bardzo. Ale kiedy ja chcę wiedzieć  to coś więcej jeszcze. Pani się go domyślisz. Jestem bardzo niedomyślna. Podkomorzyna przerwała, pytając Julii, czy uważała na balu suknię strapczynejdobrana kolorami do munduru mężowskiego.Rzekłby kto, że z przywiązania,dodała, a jednak pani strapczyna zawraca głowy wszystkim panom urzędnikomdo szczególnych poleceń.Jan wziął za kapelusz i pożegnał towarzystwo, czuł się nie wstanie pozostać tudłużej, prosił Julii, żeby od niego przeprosiła starościnę i pożegnała ją, gdyż byłzmuszony odjechać.Przy odjezdzie ostatnie Julii wejrzenie dobiło Jana.Maria nie śmiała na niegopodnieść oczów.Wkrótce tętent konia dał się słyszeć w dziedzińcu. Prezes,który niedaleko krążył, wysunął się zza drzew i kulejąc pospieszył na balkon;Tu rozsiadł się przy Julii, milczący nalał sobie herbatę i oczyma tylko ognistemirzucając po siedzących, pił i jadł łapczywie.Skończywszy spojrzał na srebrny u tasiemki czarnej zaczepiony zegarek iskrzywił się. A starościna? spytał. Odpoczywa, trochę słaba. Muszę się z nią widzieć. Wątpię, żeby teraz było można. Poczekam.Sparaliżowana rozmowa, której nawet dość mowna podkomorzyna, wobecziębiącego prezesa prowadzić dalej nie śmiała  przerwała się.Panny tylkoszeptały po cichu.Dzwonek starościnej dął się słyszeć, Julia pobiegła i wróciłapo chwili. Babunia prosi pana prezesa.Wstał kulas i zmierzywszy okiem wnuczkę poszedł.Staruszka jak zwyczajnie siedziała w swojem krześle i ochłonąwszy z przykregowrażenia, jakie na niej zrobiło obejście się prezesa z Darskim, oczekiwałazapowiedzianego gościa.Wszedł kulawy i usiadł naprzeciw. Cały jestem w pasji, rzekł po chwili, nie spodziewałem się tu zastać tegochłystka. Mój prezesie, cóż za dziwne uniesienie. Pani nie wiesz, jak ich nienawidzę. Czas było zapomnieć. Nie zapominam nigdy. To zle, to zle, to nie po chrześcijańsku. Już jak to jest, to jest, a tak być musi.I proszę pani, żeby tu więcej nie bywał. Dla czego, prezesie? Bo ja tego sobie nie życzę. Nie widzę przyczyny, kochany prezesie. Starościna rozumieć mnie nie chcesz, a więc nie obwijając w bawełnę,powiem co myślę.Wątpię żeby ten szerepetka śmiał pomyśleć o Julce. I ja wątpię.  No  ale dziewczęciu się w złą godzinę głowa zawrócić może  pannyMarii także nie dam za niego; a wreście cierpieć Darskich nie mogę i spotykaćich tu nie chcę. Mówisz prezesie, jakby Julka i Maria nie od siebie i nie ode mnie, ale odciebie tylko zależały.Przecież tu jeszcze ani mowy o niczem nie ma; ale gdybyco było, jać mam większe prawo rozporządzać wnuczką [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl