[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.nienawidziła?Kobieta wyciągnęła przed siebie ręce.Twarz jej byłazmięta i szara.W grubej warstwie pudru łzy żłobiły ciemneścieżki. Niech pan mnie zrozumie.Ja musiałam na to wszystkopatrzeć.Widziałam, jak podjeżdża pod bramę, jak wysiada zsamochodu.Słyszałam jego kroki na schodach.To nie domnie, ale na piąte piętro.Czy pan potrafi zrozumieć, co jawtedy przeżywałam? A potem zobaczyłam, że przychodzikto inny.Przecież to dziwka.Po takim mężczyznie możnaalbo iść do klasztoru, albo żyć jak ja.Czy ja mogłam jej towybaczyć? No niech pan powie.Porucznik zabębnił palcami na krawędzi stołu. Teraz rozumiem i przypuszczam, że nie chciałaby pani,by mecenas Szajewski miał obecnie jakieś nieprzyjemności.Uniosła oczy do góry. To taki szlachetny człowiek.Pan widzi, jak regularnieprzysyła mi te pieniądze, choć wiem, że ma nieraz kłopoty.Nic dziwnego, to światowiec, trudno mu żyć w dzisiejszychwarunkach.  Jeżeli pani chce mu zaoszczędzić przykrości i kłopotów,to radziłbym pani przyznać się, kiedy przyniósł do pani tępaczkę?Wzruszyła ramionami. Nie wiem, skąd się ta paczka tu wzięła. W takim razie będziemy musieli zatrzymać mecenasa.Chwilę patrzyła na %7łończyka, potem wstała, złapała go zaramię. To nie on  powiedziała pośpiesznie. A kto? Jakaś kobieta. Nie znała jej pani? Nie.Przyszła i powiedziała, że od mecenasa Sza-jewskiego. Jak wyglądała? Elegancka, bardzo dobrze ubrana. Jak ubrana? Dokładnie nie pamiętam. Młoda? Nie bardzo, ale dobrze utrzymana.Widać, że dama. Jakby pani ją teraz zobaczyła, poznałaby ją pani? Zapewne tak. Wysoka? Chyba tak. Przystojna? Powiedziałam, że elegancka i przystojna. Nie powiedziała, co w tej paczce? Nie. Sama ją schowała? Powiedziała, żeby ją dobrze ukryć.Schowałam sama. Kiedy to było? Chyba dwa tygodnie temu. Dokładniej.W którym dniu? W poniedziałek.Jutro minie dwa tygodnie. I nie zaciekawiło panią, co jest w tej paczce? Oczywiście, byłam ciekawa, ale paczka, jak pan widzi,jest zaplombowana.  Kiedy ją miała odebrać? Powiedziała, że przyjdzie po nią. Czy nie domyślała się pani, co może w niej być? Myślałam, że jakaś przesyłka z zagranicy.Widziałamprzecież pieczątkę. Sądziła pani, że to są narzędzia chirurgiczne? Mogły być narzędzia. W jakim celu pan mecenas ukrywałby narzędziachirurgiczne?Lekkie skrzywienie warg. Nie zastanawiałam się nad tym.On ma kuzyna w Anglii,który posyła mu paczki. A ta paczka pochodzi przecież z Wiednia? Firma wiedeńska, ale mogła być wysłana z Anglii.%7łończyk zrobił krótką przerwę.Naraz zapytał ostro: Ten szalik miała pani od mecenasa? Taaak. wyszeptała  on robił mi od czasu do czasuprezenty.W ubiegłym tygodniu miałam urodziny.Przysłałmi szalik przez posłańca. Czy od tego czasu, kiedy ta nieznajoma przyniosłapaczkę, nikt się nie dowiadywał o nią? Nie. A pani nie starała pozbyć się jej albo ją odesłać? Nie. Nie porozumiewała się pani w tej sprawie z me-cenasem? Nie.Prosił mnie jeszcze dawniej, żebym do niego niepisała ani nie telefonowała. A szalik skąd się wziął przy napadniętym? Nie wiem. Gdzie go pani schowała, gdy otrzymała go pani odposłańca? Włożyłam do bielizniarki na sam wierzch. W bielizniarce go nie ma.W takim razie sam znikł zbielizniarki?Wzruszyła ramionami. Kto mógł go zabrać? Kto do pani przychodzi?  Ostatnio tylko dozorczyni, która przynosi mi z piwnicywęgiel. Czy była u pani w sobotę? Nie.Ona teraz leży chora.W sobotę sama schodziłampo węgiel.%7łończyk westchnął głęboko.Sięgnął po nowego papierosa.Panujący w pokoju zaduch, widok resztek jedzeniarozwłóczonych na podłodze przez koty, brudna, zmęczonatwarz przedwcześnie postarzałej kobiety, wszystko towywołało w nim nagłe przygnębienie.Zerknął w okno.Naszybie srebrzyły się drobne kropelki.Cienki deszczykzacinał z ukosa pomiędzy mokrymi koronami drzew.Ziewnął i pomyślał, że zanim nie przesłuchają Szajewskiego,nic więcej nie wydusi z tej dziwnej kobiety.Wstał. Niech pani wezmie potrzebne rzeczy.Niestety będziepani musiała.wrócić na Komendę.Chciała protestować, lecz powstrzymał ją ruchem ręki. Ja pani nie mogę zwolnić. A moje biedne kotki? Może pani poprosić którąś z sąsiadek, żeby się nimizaopiekowała.*Michalczykowa czekała na %7łończyka w stróżówce.Kiedywszedł, uniosła się z krzesła.Była bardzo blada iwystraszona.Wyciągnęła do niego ręce, jak gdyby szukałaratunku. Proszę pana, czy coś się stało mojej Zosi? Przecież pani córka wczoraj była w Warszawie powiedział zdumiony tym pytaniem. Wczoraj?.Nic o tym nie wiem. Nie była u pani? Nie. Ani tutaj, u siebie? Nie.Czekałam całe popołudnie. To dziwne. Porucznik tarł w roztargnieniu policzek.  Do której była pani na górze? Może do dziesiątej, może trochę dłużej.Nie wiemdokładnie, bo nie mam zegarka.Ale jak wróciłam do domu,było już po jedenastej. Czy ktoś przychodził na górę? Nie, nikogo nie było.%7łończyk przyjrzał się jej baczniej, jakby chciał sprawdzić,czy mówi prawdę. Pani wie, co się stało z redaktorem?Uniosła dłoń do warg ruchem pełnym roztargnienia inieporadności. Wiem.Mój Boże, taki zacny człowiek.Wyciągnął z kieszeni pozwolenie na przeprowadzenierewizji. Proszę  podał kobiecie. Niech pani będziespokojna, to nie w sprawie pani córki, to w związku znapadem na redaktora Napieralskiego.Weszli na górę.Zabrał klucze z ręki kobiety, przyjrzał siędokładnie zamkowi.Był to zamek typu wertheimowskiegofirmy  Zeta.Włożył ostrożnie klucz do zamka, a gdy chciałgo przekręcić, natrafił na opór.Wtedy nacisnął klamkę.Drzwi same ustąpiły. Były nie zamknięte  powiedział do siebie. To niemożliwe  zaprotestowała Michalczykowa przecież zamykałam je wczoraj. Jest pani pewna? Najzupełniej.Przecież sprawdzałam.Wszedł energicznym krokiem do środka.Szybko zajrzał zadrzwi.Nikogo nie było, ale przykre uczucie, że ktoś tu sięukrył, nie opuściło go do chwili, gdy przejrzał wszystkiezakamarki mieszkania.Wtedy sta nął w drzwiach pokoju ipowiedział do Michalczykowej: A więc po pani wyjściu ktoś musiał tu być.Kobieta skrzyżowała ręce na piersiach. To takie dziwne, proszę pana. Czy nie ma tu zapasowego zejścia? Nie ma. A jednak. %7łończyk zamyślił się.Młody człowiek, który pierwszy zobaczył leżącego w bramie Napieralskiego,twierdził, że ktoś uciekał na górą po schodach.Ten ktośmusiał mieć klucz do mieszkania modelki.Otworzył drzwi.Spiesząc się, zapomniał je zamknąć na klucz, a potem.Przecież nie mógł zejść schodami, gdyż wtedy zrobiło sięzbiegowisko, a przez całą noc pilnował drzwi wywiadowca.Chyba że był to mieszkaniec tej kamienicy i niepostrzeżeniewrócił do swego mieszkania albo wmieszał się w grupęgapiów.Czyżby mogła to być pani Schnaps? Tak  powiedział  prawdopodobnie nie wyskoczyłprzez okno. i w tej samej chwili strzelił palcami. Czyjest tu jakieś drugie okno? Jest w łazience  wskazała mu drzwi powleczonebiałym lakierem.Wszedł do łazienki.Była mała, wyłożona do połowy ścianbłękitnymi kafelkami.Z jednej strony wanna, z drugiejubikacja, nad ubikacją wąskie okno z taflą matowej szyby.Okno było lekko uchylone. Czy to okno nie było zamknięte?  zwrócił się dostojącej za nim kobiety. Nie.Zosia mówiła, żebym zawsze lekko otwierała, żebywilgoci nie zaprowadzić.Wzrok jego powędrował na sedes ubikacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl