[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W blasku najjaśniejszej jak dotąd błyskawicy zobaczył psa, który wychodził zzanarożnika.To trwało sekundę.Pies w kolorze betonu człapał na sztywnych łapach.Norman błyskawicznie trzasnął drzwiami i zasunął rygiel.Przypomniał sobie, że zostawiłotwarte okna u siebie w gabinecie.Należało je zamknąć, i to szybko.Zanosiło się na deszcz. 9Kiedy wszedł do salonu, na jego twarzy malował się udawany spokój.Tansy siedziała natwardym krześle, nieco pochylona, pogrążona w głębokiej zadumie, o czym świadczyłyzmarszczki wokół oczu.Nieświadomie miętosiła w palcach kawałek sznurka.Powoli zapalił papierosa. Napijesz się?  zapytał tak, żeby nie zabrzmiało to ani zdawkowo, ani za szorstko. Nie, dzięki.Ale ty się nie krępuj. Wciąż splatała i rozplatała sznurek.Usiadł i wziął książkę.Siedząc w swoim fotelu, mógł ją ukradkiem obserwować.Grób wykopany, zrobione wszystko, co było do zrobienia.Nic dziwnego, że w tejsytuacji nie mógł się bronić przed myślami.Przynajmniej więził je w ciasnej, zamkniętejstrefie, żeby nie znajdowały swojego odbicia w rysach twarzy i nie kolidowały z innymimyślami, skupionymi wokół troski o Tansy.To czary, szeptało mu coś w owej zamkniętej strefie.Zaklęty kamień zszedł z dachu.Kobiety to czarownice, walczą po stronie mężów.Tansy była czarownicą.Chroniła cię.Kazałeś jej z tym skończyć.W takim razie, odpowiadał myślom, czemu Tansy nie widzi tego, co się dzieje? Nie dasię ukryć, że ostatnio jest zrelaksowana i zadowolona z życia.Jesteś pewien, że nie widzi albo że nie zaczyna zauważać?  odpowiedziały myśli.Nawiasem mówiąc, pozbyła się narzędzi magii, więc prawdopodobnie straciła też wrażliwośćna magię.Naukowiec bez narzędzi pracy, mikroskopów bądz teleskopów, tak samo jakjaskiniowcy nie mógłby obserwować zarazków tyfusu i księżyców Marsa.Co więcej, miałbygorszy niż oni aparat postrzegania.Uwięzione myśli tworzyły wzburzone kłębowisko, niby pszczoły szukające wyjścia zzatkanego ula. Norman  odezwała się nagle Tansy, nie patrząc na niego  znalazłeś i spaliłeś amulet,który miałeś w zegarku, prawda? Owszem  odparł po krótkim namyśle. Na śmierć o nim zapomniałam.Tyle ich było.Przewrócił kartkę, raz i drugi.Zagrzmiało potężnie i deszcz zabębnił na dachu. Pamiętnik też spaliłeś, Norman, prawda? Oczywiście, dobrze zrobiłeś.Zatrzymałam go sobie, bo nie zawierał gotowych zaklęć, tylko ogólne formuły.Dlatego naiwnie wmawiałamsobie, że on się nie liczy.Ale go spaliłeś, co?Odpowiedz nie przyszła mu łatwo.Miał wrażenie, że bawią się w zgadywanki i Tansywnet odkryje prawdę.Uwięzione myśli brzęczały natrętnie: Pani Gunnison zdobyłapamiętnik.Ma w garści zaklęcia ochronne, które znała Tansy. Spaliłem  skłamał. Przepraszam, ale myślałem. Oczywiście, postąpiłeś słusznie  przerwała.Nie patrząc na sznurek, silniej go skręcała.W świetle błyskawicy zamajaczyła za oknem ulica i drzewa.Bębnienie deszczuprzerodziło się w donośny szum, a jednak wydało mu się, że słyszy na podjezdzie chrobotpazurów.Absurd: hałas ulewy wszystko zagłuszał.Jął śledzić wzrokiem węzełki, które wykonywała Tansy ruchliwymi palcami.Mocne,zawiłe supły rozwiązywały się, gdy je sprytnie naciągnąć.Przypomniał sobie, z jakimmozołem studiowała indiańskie kocie kołyski.Wiedział też o znaczeniu przypisywanymwęzłom wśród ludów pierwotnych.Gromadzenie i rozpraszanie wiatrów, zatrzymywanieukochanych osób, pętanie odległych nieprzyjaciół, hamowanie i uwalnianie wszelkiego typuprocesów fizycznych i psychologicznych.Mojry przędły nić ludzkiego życia.Rytmiczny ruchpalców i układ supłów w pewien sposób podnosił go na duchu, kojarzył się zbezpieczeństwem.dopóki się nie rozpadały. Słuchaj, Norman  zapytała natarczywym głosem. Wczoraj prosiłeś Huldę, żebypokazała ci zdjęcie.Jakie zdjęcie?Omal nie wpadł w panikę.Na tym etapie zabawy już się woła:  Gorąco! Został jej małykroczek.I wtedy usłyszał głośne stukanie na twardej podłodze werandy, które jak gdybyprzesuwało się wolno wzdłuż ściany.Zciśnięte w zamknięciu myśli zaczynały napierać zwielką siłą odśrodkową.Czuł, że traci równowagę umysłu, naciskany jednocześnie zzewnątrz i od wewnątrz.Z namaszczeniem strzepał nad popielniczką popiół z papierosa. Zdjęcie dachu Estrey Hall  odrzekł spokojnie. Wiem od Gunnisona, że Huldanapstrykała sporo zdjęć, więc chciałem zobaczyć choć jedno. Sfotografowała jakiegoś stwora, co?Powoływane do istnienia węzły znikały z oszałamiającą szybkością.Nagle odniósłwrażenie, że Tansy manipuluje nie tylko sznurkiem, a do niewoli trafia i z niej ucieka nietylko powietrze.Supły oddziaływały na otoczenie, podobnie jak płynący w przewodzie prądwytwarza wokół niego misterne pole elektromagnetyczne. Nie  odparł, zmuszając się do śmiechu. Chyba że do stworów zaliczasz cementowesmoki. Obserwował wyginający się szpagat.Czasami migotający, jakby zawierał srebrnewłókna.Skoro zwykłe supełki w magicznych zastosowaniach panują nad wiatrem, to nad czymzapanuje sznurek z metalowym włóknem? Nad burzą? Błysnęło, a zaraz potem powietrze rozdarł ogłuszający huk, jakby piorun uderzył wnajbliższej okolicy.Tansy siedziała nieporuszona. Ale walnęło. mruknął.Kiedy ustał łoskot, a deszcz na moment się zmniejszył,usłyszał ciężkie tupnięcie, jakby coś wskoczyło z werandy na parapet dużego, niskiego okna.Wstał i postąpił kilka kroków w stronę okna, jakby chciał sprawdzić, czy burza cichnie.Po drodze zauważył, że Tansy zwinnymi palcami tworzy dziwny wzór, przypominający kwiato siedmiu płatkach z pętelek.Patrzyła wzrokiem lunatyka.Stanął między nią a oknem, żeby jązasłonić.Następna błyskawica pokazała mu to, co spodziewał się zobaczyć.Skurczona postaćzbliżała pysk do szyby.Aeb był toporny, jakby rzezbiarz nie ukończył swej pracy.Nastała chwila ciemności, w czasie której sfera obcych myśli gwałtownie siępowiększyła, aż wypełniła cały jego umysł.Obejrzał się.Nie poruszając palcami, Tansy trzymała przed sobą dziwny kwiat zesznurka.Akurat gdy odwracał głowę, zobaczył kątem oka, jak dłonie szarpią sznurek, a pętlezaciskają się niczym siedmiokrotnie wzmocnione sidła.i mocno trzymają.W tej samej sekundzie przed domem zrobiło się jasno jak w dzień.Olbrzymia wstęgabłyskawicy rozłupała wysoką wierzbę i, podzielona na kilka odnóg, pomknęła przez ulicę wkierunku kamiennej postaci, czającej się za oknem.Normana poraziło światło, prąd przeszył jego ciało.Na siatkówce oka wyrysował sięjednak ognisty ślad błyskawicy, której macki po dobiegnięciu do kamiennej figury oplotły ją izacisnęły się jak siedem wnyków.Sfera obcych myśli w mgnieniu oka rozrosła się poza obręb czaszki i zniknęła.Jego histeryczny, niekontrolowany śmiech przedarł się przez milknące echa tytanicznegowyładowania.Otworzył okno i skręcił ramię lampki biurkowej, żeby świeciła na zewnątrz. Patrz, Tansy!  zawołał, trzęsąc się ze śmiechu. Patrz, co zrobiły głupie studenciaki!Pewnie ci z bractwa, których wyśmiałem na zajęciach.Zobacz, co przytargali nam z kampusuna podwórko.Trzeba jutro zadzwonić, niech to stąd zabierają.Deszcz padał mu na twarz.Wyczuwał zapach siarki.Tansy dotknęła go w ramię.Patrzyłaza okno niewidzącym wzrokiem.Smok stał oparty o ścianę, zastygły w swej nieorganicznej formie.Cement gdzieniegdziebył ciemniejszy i spieczony. Przedziwny zbieg okoliczności  powiedział. Akurat w niego rąbnął piorun [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl