[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie wiedziałem, że to twój pamiętnik.Nieod razu. Ale przeczytałeś. Nie umiałem się powstrzymać  rzekł dziw-nym, pełnym napięcia głosem. Więc dlaczego nie jesteś teraz z Karą?Greywolf zrównał się z nią. Bo może wolę być z tobą. Po co?  szepnęła. Przecież myślisz, żejestem głupia. Mylisz się.Miała ochotę rzucić się w jego ramiona, ukryćgłowę na jego piersiach, objąć go mocno i nigdyjuż nie wypuścić.Ale wystarczająco się już przednim wygłupiła.Nie chciała, by teraz jeszczeumarł ze śmiechu. Nie, to ty się mylisz!  odparowała. Popeł-niłeś błąd, robiąc to, co zrobiłeś! W takim razie wybacz mi, proszę. Nigdy!  zawołała ze szlochem i uciekła dosadu.Była zdziwiona, że znów za nią poszedł.Zawołał ją po imieniu, ale nie zareagowała. Ann Major 101 Emmo, czy moglibyśmy przynajmniej po-rozmawiać.o tym, co tam napisałaś? Pisałam dla siebie, nie dla ciebie.A napewno nie po to, żebyś to czytał razem z Karą. Boże drogi, Emmo.Chcesz wiedzieć, jaksię teraz czuję?Między drzewami widziała jego zaciętą twarz.Serce ściskało się jej boleśnie.Wiedziała, co onczuje.Kara jej powiedziała.Wzięła głęboki od-dech i milczała. ROZDZIAA DZIEWITYMusiała się dowiedzieć, co miał jej do powie-dzenia! Następnego ranka, ledwie niebo nadstajnią pojaśniało, Emma wyszła z domu.Byłchłodny, jesienny ranek.Od strony pustyni wiałorzezwiający wiatr.Przeszył ją dreszcz; zastana-wiała się, czy to wszystko tylko jej się śni.Większą część nocy spędziła na rozmyślaniachi teraz czuła się wyczerpana.W końcu zebrała sięna odwagę, przekroczyła podwórze i teraz stałaprzed drzwiami Mike a, nie mając odwagi zapu-kać.Wreszcie pchnęła je lekko.Drzwi natych-miast się uchyliły.Za nimi panował mrok.Smuga światła zza okna padała na puste łóżkoz pomiętą pościelą.Drewniana podłoga skrzypia-ła przy każdym kroku.Emma podniosła poduszkęi przyłożyła ją do twarzy, wdychając zapach Ann Major 103Greywolfa, a potem nagle padła na łóżko i przy-kryła się kołdrą aż po samą brodę.Przypomniałasobie, że już kiedyś leżała w jego łóżku  alewtedy on również tam był.Obok łóżka piętrzył się stosik książek o sztuce.Przekartkowała jedną i spomiędzy stronic wypad-ły rysunki.Dwie twarze, podobne, a jednakzupełnie inne  ona i Kara.Jej twarz była piękna,Emmie jednak wydała się nijaka w porównaniuz posępnym mrokiem, jaki emanował z tej dru-giej.Kara.Emma odłożyła rysunki na bok i wstała, pat-rząc na wszystkie przedmioty, których Greywolfdotykał.Rzezby zwierząt, znalezione na pustynikamyki, kości i pióra.Miał także pistolet, co jązdziwiło.Naładowany.Na koniec weszła do łazienki.Na podłodzeleżał mokry ręcznik.Podniosła go i przetarłatwarz.Miała ochotę zabrać go ze sobą, alew chwili, gdy zakiełkowała w niej ta myśl,usłyszała na dole rżenie koni.Pośpiesznie powie-siłaręcznik na wieszaku i uciekła na ranczo ciotkiZet.Wślizgnęła się do kuchni pachnącej droż-dżami.Ciotka piekła chleb.Włosy miała splecio-ne w gruby warkocz.Dokoła niej kręciły się koty.Na kuchennym blacie piętrzyły się stosy gazet,które Zet zamierzała kiedyś przeczytać, brudnychkubków, spodków, wycinków z katalogów i prze-pisów kulinarnych.W doniczkach przy drzwiach 104 Blizniaczkistały zioła, które już dawno należało wysadzić doogrodu.Emma wzięła się do zmywania naczyń, roz-mawiając z ciotką o wszystkim i o niczym.Zettymczasem wyjęła chleb z pieca i przygotowałakanapki.Napełniła plastikowe pojemniki świeżoprzygotowanym chili, zawinęła chleb w folięaluminiową i poprosiła Emmę o zaniesienie lun-chu robotnikom.Emma zazwyczaj nie przepadałaza towarzystwem kowbojów, ale musiała znalezćMike a.Zanim dotarła do pastwisk Camp Bonito, byłakłębkiem nerwów.Kowboje ładowali właśnie częśćbydła do przyczep.Robili przy tym tyle hałasui zamieszania, żedopieropodłuższej chwili EmmaodnalazławzrokiemMike a.W roboczym dżinso-wym ubraniu stał w szerokim rozkroku na pomościenad przerdzewiałą metalową rampą, od czubkaskórzanych butów aż po ciemną głowę pokrytyczerwonym kurzem.Południe jeszcze nie nadeszło,ale panował upał i kapelusz Mike a był mokry odpotu.Stojąctakwysoko, mógł dokładnie przyjrzećsię każdemu zwierzęciu.W tej chwili przycinał rógjednej z krów.Zwierzę ryczało przejmująco,z wystawionym jęzorem i oczami uciekającymiw głąb czaszki.Gdy róg odpadł, ze środkawypłynęła krew, tryskając na koszulę Mike a.Stojący obok Randy Lee szybko zrobił krowiezastrzyk. Ann Major 105 Powoli  poradził mu Mike, poklepujączwierzę  nie trzeba jej już więcej stresować.Następnie Frank otworzył trójkątne wrota i Lu-cy, czekoladowa labradorka Mike a, z głośnymszczekaniem podbiegła do otępiałej krowy, którapowoli wychodziła z zagrody [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl