[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szczygieł zacny sprzedał śliczny obrazek i za to kupiło się trumnę i opłaciło wydatki;podczas targów o każdą świecę i karawan, o każdego zdechłego konia przy tym strasznymwozie i straszliwych katów, smucących się przy nim, naszedł nas lęk nieznośny przed śmierciąi rozpacz, kiedyśmy poznali, że łatwiej jest stokroć razy urodzić się biedakowi, niżeli umrzeć.Jest to bowiem rzecz skomplikowana i uświęcona taką ilością tradycyjnych kawałów, że gdybynieboszczyka nie przerażała podłość życia, wstałby co drugi z łoża, na którem skonał.Słusznietedy wór sztucznego nawozu jest w większem u ludzi poszanowaniu, niż skład chemicznybiednego trupa, który niema nawet takiej skromnej szaty godowej, jak stary frak, rozcięty dotrumny na plecach.Mieliśmy następnie rozprawę ze stróżem, który się mianował generalnym spadkobiercąruchomości biednego starca; podarowaliśmy mu wszystko, prócz dziwnej księgi, którą ukryłemi zabawek, które Szczygieł zabrał dla Haneczki; dwie tedy zostały zabawki po eremicie ,jedna straszna, druga smutna.Znużyło nas to wszystko gruntownie, wycieńczył zaś do reszty długo trwający pochódna zapadły cmentarz dla biedaków, przy którego bramie nawet już nikt nie żebrze, ci bowiem,których tu przynoszą i ci, co tu przychodzą, mogliby sami żebrać z powodzeniem.Wlekliśmy się tedy do domu długo, już wśród wczesnego zimowego mroku, mnie zaśzdawało się wciąż, że między mną i Szczygłem drepce powoli on eremita , który powraca znami za swoją własną, pomodlić się duszę przy swoim ołtarzyku i że się po drodze do nasuśmiecha i gada coś swoim śpiewnym, miłym, dobrym głosem; czasem wiatr, śnieg goniący,porwie tę marę bezcielesną i poniesie w zamieć, a za chwilę wraca ona znowu i przedobrymuśmiechem topi w powietrzu śnieg.Przez cały czas pogrzebu kłębiło mi się coś w mózgu, wiatr zaś wyśpiewywał takieniestworzone historje, że szedłem, jak w malignie; serce dymiło jakimś, tumaniącym oparem,wielki zaś żal opadł jak czad na duszę i stało mi się wskutek tego nieswojo i niesamowicie.Czasem dreszcz mną wstrząsnął, lecz głowę miałem w płomieniu.yle oto jest, rozmyślać ostarych ludziach, którzy rozpalić chcieli stos, taki wysoki, aby podpalić niebo i zmusić Boga dozejścia na ziemię na odprawienie sprawiedliwych sądów.Rzucali w ogień najpierw swedobytek, potem swoje serca, potem rzucali się sam aby ogień był większy, tymczasem niebozalało go potopem łez.Prometeusze i nieprawe ich dzieci, urodzeni z nich i z matki rozpaczy,romantycy obciążeni dziedzicznie obłędem ognia i krwawej ofiary pod szponem sępim, sąwrogami tej siły, co rządzi światem wedle niezmiennej kolei, porządkiem olimpijskim.A tymstarym ludziom i temu oto eremicie serca wystrzeliły ogniem i stały się przez to podobne doboleściwego serca, z którego tryska siedem stalowych płomieni mieczów.Przeto pokaranizostali obłędem i skazani na tęsknotę wieczystą, szarą, jak sęp, patrzącą krwawem sępiemokiem, zabijającą powoli aż do ostatniej kropli krwi, ukrytej na dnie samem.serca; taki zaś,nieznanym obłędem dotknięty stary człowiek, mocą praktyk djabelskich, których go uczystara, mądra niezmiernie czarownica, ziemia, wyrasta jednej nocy w anioła, który miecz ma wręce i twarz straszną, złą, luciferową; wtedy leci nocą, jak puhacz ogromny z tęczą na piórachskrzydeł, wyszukuje pierworodnych w każdym domu i zamiast ich zabić mieczem, jako to jużbyło i ocalić ich przed tem, co na nich spadło, jadowite i obłędne, maże im czoła tą ostatniąkroplą polskiej krwi, zanim ją śmierć wypije.Rozpala to pomazanie mózg i jest jako piętnowydziedziczonego i jako stygma męki, albowiem chłopię to już nigdy szczęśliwem nie będzie ipoznasz je na krańcu świata i w największym tłumie po twarzy smutnej i bladej, po oczach,które widzą do dna ziemi i są ostrożne, po modlitwie, która nie prosi, lecz grozi, po mowie,której słowo ołowiane błyśnie czasem jak sztylet z rubinowem okiem w głowie, po uśmiechu,którym szatan się nie śmieje, aby nie trwożyć piekła i po dreszczu krótkim całego ciała, jeśliktoś powie głośno, że jest szczęśliwym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Makuszyński List z tamtego œwiata
- Makuszynski Kornel O dwóch takich,co ukradli księżyc
- Makuszyński Kornel Wielka brama PDF
- Makuszynski Kornel Bezgrzeszne lata
- Makuszyński Kornel Bezgrzeszna lata
- Villehardouin; The 4Th Crusade Constantinople
- Zimny Louis Magdalena ÂŚlady hamowania(1)
- Warren Robert Penn Gubernator
- Robert Service Towarzysze (Komunizm Od PoczÄ…tku Do Upadku)
- Christie, Agatha Noc W Bibliotece
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mediatorka.pev.pl